Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

CHAPTER EIGHT

★✯★

Tatooine — planeta słynąca z trzech księżyców, dwóch bliźniaczych słońc na niebie i tak ogromnych ilości piasku, że nawet sam piasek zdawał się być zmęczony własnym występowaniem. To miejsce, gdzie natura była nieprzychylna i nieustannie nieustępliwa, a wiatry wyrywały się niczym złośliwe demony. A mimo to, Tatooine miało swój specyficzny urok, jakby ukryty w zacienionych zakamarkach tego nieprzyjaznego miejsca.

Lilah, choć była przyzwyczajona do obcych krajobrazów i egzotycznych światów, nie mogła oprzeć się uczuciu, że na Tatooine jest wyjątkowo, ale w tej surowej wersji rozumowania. Jego słynne dwa słońca — Tatoo I oraz Tatoo II, naprzemiennie unoszą się i zachodzą, tuż nad horyzontem, przekształcając niebo w prawdziwą grę świateł i cieni. To właśnie te podwójne słońca sprawiały, że dni na Tatooine były gorące, a noce zimne.

Piasek, był czymś więcej niż tylko pustynnym krajobrazem. Wdzierał się wszędzie, jak mały natręt, zostawiając swoje drobiny w każdym miejscu, w którym postawiłeś stopę. Nawet Lilah, pomimo swojej zdolności do dostosowywania się do nowych warunków, musiała przyznać, że kroki po Tatooine były jak taniec z nieznającym miary partnerem.

Daverin stała z założonymi rękami, rozglądając się po okolicy Mos Espy, co jakiś czas poprawiając kaptur od swojego płaszcza, aby ochronić się przed oślepiającym blaskiem podwójnych słońc. Wokół tłumy obcych gatunków przechadzały się ulicami, handlując różnymi towarami, podczas gdy szmuglerzy i przemytnicy zjeżdżali się do tutejszych kantyn, by skonsumować egzotyczne napoje, które owe lokale oferowały.

Według słów Skywalkera, znajdował się tu ktoś, kto może im pomóc w odnalezieniu jego matki. Po powiadomieniu droida od rikszy, aby ten czekał, chłopak zaciągnął ich w stronę jednego z budynków. Tam, w cieniu chatki, stał postawny Toydarianin, który wrzeszczał na Bogu ducha winnego droida naprawczego, który jak tylko podeszli bliżej, oddalił się w szybkim tempie.

Chut-Chut, Watto. — zwrócił się w jego kierunki, Anakin. — Pozwól, że ci pomogę. — odpowiedział, oferując swoją pomoc przy naprawieniu elektronicznego szmelcu.

Toydarianin zachmurzył się na ich widok. Uważnie przyjrzał się grupie przed sobą, mrużąc swoje oczy.

Czego tu? Czego chcesz? — zapytał nerwowo, unosząc się nieco w powietrzu.

Lilah dostrzegając jego reakcje, zmarszczyła brwi. Już na pierwszy rzut oka, można było wyczuć, że Watto nie należy do tej grzecznej części towarzystwa. Daverin nie mogła powiedzieć, że lubiła obracać się w szemranym kręgu półświatka, do którego, jak domyślała się dziewczyna, ów Toydarianin z pewnością należał, ale mus to mus. Ścieżka Jedi w pewnym momencie wymagała przystosowania się, i choć, jak bardzo, by nie chciała, czasem musiała wchodzić w układy z osobami wyjętymi z pod prawa Republiki. I pomimo wpajanych w nią nauk o tym, że świat powinno dzielić się na dobro i na zło, Lilah wiedziała, że rzeczywistość składa się głównie z odcieni szarości, które stanowiły idealną równowagę, do podejmowania jakichkolwiek czynów. Przynajmniej, tak próbowała samą siebie usprawiedliwić. 

Anakin nie odpowiedział mu, zajmując się żelastwem, za to wystający miecz świetlny chłopaka, przyciągnął uwagę Toydarianina.

  — Czekaj! Jesteś Jedi! — stwierdził Toydarianin. — Cokolwiek się stało, jestem niewinny! — zaprzeczył nerwowo, ze strachu wypuszczając trzymane narzędzie.

Anakin pochylił się w jego kierunku i spojrzał na niego z powagą.

— Szukam Shmi Skywalker. — wyjaśnił jasno, nastolatek.

Watto zamyślił się chwilowo, gdy nagle jego twarz pojaśniała. Dochodząc do wniosków, Toydarianin zdawał się być w szoku.

— Ani? Mały Ani? Nie... — zawahał się. — A jednak to Ani! To ty!

Anakin skinął głową, a Lilah i Padmé wymieniły spojrzenia.

— Ale wyrosłeś, co? Jedi. Kto by pomyślał? — powiedział, śmiejąc się.

Daverin westchnęła, wyczuwając, nadchodzący wywód.

— Powiedź mu, żeby się streszczał. Nie mamy całego dnia. — szepnęła znudzona w stronę Skywalkera.

Toydarianin jakby przypomniał sobie, o niej i Amidali, przeniósł na nie wzrok. Widząc podobną broń wiszącą u pasa Daverin, Watto ożywił się.

— Kolejna Jedi! Hej! Może byście mi pomogli odzyskać parę długów? — zaproponował.

Lilah fuknęła coś pod nosem, a Anakin ponowił swoją prośbę.

— Moja matka.

Toydarianin kiwnął głową i podrapał się niezręcznie po karku.

— A tak... Shmi. Aaa... Ona nie jest już moja. Sprzedałem ją.

— Sprzedałeś? — powiedział, zszokowany Anakin.

— Lata temu. — wyjaśnił Watto. — Wybacz, Ani, ale biznes to biznes. — powiedział chichocząc, choć im do śmiechu nie było. — Kupił ją farmer wilgoci, niejaki Lars... jeśli dobrze pamiętam. Wierz lub nie, ale podobno ją uwolnił i poślubił! Niesłychane, co? — rzekł, ale widząc ich miny, stropił się. — No tak...

— Musimy wiedzieć, gdzie dokładnie teraz są. To pilne. — powiedział, Anakin.

Watto zastanowił się.

— To bardzo daleko stąd. Po drugie stronie Mos Eisley, jak myślę.

Daverin wtrąciła się.

— Myślisz, czy wiesz?

Anakin skinął głową, mówiąc jej niewerbalnie, że się tym zajmie, po czym spojrzał na niego znacząco.

— Chcę wiedzieć.

Toydarianin popatrzył na niego przez chwilę, a następnie rozentuzjazmował się.

— Jasne! Oczywiście! — krzyknął. — Zajrzę tylko do zapisków, dobrze? — mówiąc to, wskazał, aby weszli do środka.

***

Dzięki wskazówką otrzymanym od Watto, trafili na wskazaną przez niego farmę wilgoci.

Lilah, Anakin i Padmé opuściwszy swój statek, stanęli na twardym, obsypanym piaskiem gruncie. Pustynne wiatry niemal od razu wdzierały się pod ubrania, przypominając każdemu, kto stanął na ich drodze, że Tatooine nie jest planetą kurortową.

— Artoo, pozostaniesz tutaj i będziesz pilnował statku. Daj nam znać, jeśli coś się stanie — nakazała Padmé wiernemu astromechowi, który odpowiedział na to serią krótkich beepów.

Kiedy trójka zbliżała się do skromnego budynku w oddali, natrafiła na droida o metalicznej skorupie. Widząc ich od razu się ożywił.

— Witajcie. Czym mogę służyć? Jestem C-...

Skywalker rozpoznając go, przerwał mu.

— ...3PO? — dokończył.

Droid protokolarny rozpogodził się.

— Mój stwórca! Och, paniczu Ani! Wiedziałem, że wrócisz! — powiedział droid z entuzjazmem, a jego metaliczne oczy zaświeciły jak dwie małe gwiazdy.

Anakin uśmiechnął się, patrząc na starego przyjaciela. 

— Witaj, C-3PO. Cieszę się, że cię widzę.

— Również miło znowu pana zobaczyć, paniczu Ani. — odpowiedział droid, zerkając na Padmé i Lilah. — I pani Padmé!

— Witaj 3PO. — przywitała go, Amidala.

Droid spojrzał się w kierunku Daverin.

— Ojej! My się chyba jeszcze nie znamy! Jestem C-3PO, droid protokolarny, stworzony przez pana Anakina. — odparł radośnie.

— Bardzo mi miło, 3PO. — powiedziała Lilah, uśmiechając się do droida.

C-3PO wydawał się zachwycony nowym towarzystwem.

— Na moje obwody! Co za radość!

Skywalker odchrząknął, przerywając jego entuzjazm. Choćby nie wiadomo, jak chciał powspominać stare czasy z droidem, głównym powodem ich wizyty tutaj była sprawa związana z jego rodzicielką.

— Przyjechałem w odwiedziny do matki.

C-3PO momentalnie się speszył. Wiedział, że najprawdopodobniej usłyszana przez niego wiadomość go nie zadowoli.

— Lepiej wejdźmy pod dach. — zaproponował i pokierował ich w stronę wejścia.

— Panie Owen, pozwoli pan, że przedstawię troje znamienitych gości... — wyjaśnił 3PO, prowadząc za sobą całą trójkę.

Ich oczom ukazał się brązowowłosy mężczyzna, który gdy ich tylko dostrzegł, zaprzestał swojej pracy. Przetarł swoje brudne dłonie w szmatkę, po czym zbliżył się do nich.

— Jestem Anakin Skywalker. — powiedział pierwszy nastolatek i wyciągnął dłoń na przywitanie.

Mężczyzna zmierzył go wzrokiem, po czym uścisnął jego kończynę, potrząsając ją.

— Owen Lars. — przedstawił się i wskazał na blondwłosą kobietę, która podeszła. — A to moja dziewczyna, Beru.

— Witajcie. — przywitała się.

Daverin posłała im uśmiech.

— Jestem Lilah, a to Padmé. — powiedziała, wskazując na siebie, a potem na panią senator.

— Czułem, że pewnego dnia się spotkamy. — zagadnął w stronę Skywalkera, Owen. — I jak zgaduję, jestem twoim przybranym bratem.

Anakin obrócił się wokół siebie, rozglądając po okolicy. Lilah mogła tylko się domyślać tego, że próbował zlokalizować Shmi.

— Jest tu moja matka? — zapytał, w kierunku Owena.

— Nie. Nie ma jej tu. — odpowiedział, nieznany im głos.

Oczy wszystkich zebranych spoczęły na starszym mężczyźnie, który do nich podleciał na krześle napędzanym repulsorem.

— Cliegg Lars. — przedstawił się, wyciągając dłoń w kierunku Anakina. Chłopak nachylił się i uścisnął jego dłoń. — Shmi to moja żona. Wejdźmy do środka. Czeka nas długa rozmowa.

Mężczyzna poprowadził ich do jadalni otwartej na powietrze.

— To było tuż przed świtem. Pojawili się znienacka. — wyjaśnił. — Tuskeńscy Jeźdźcy Pustyni. Twoja matka wyszła wcześnie, aby nazbierać grzybów, które rosną na skraplaczach.

W między czasie Lilah, która przysłuchiwała się historii ożywiła się, kiedy na stole wylądowała tacka z napojami przyniesiona przez Beru. Daverin skinęła jej głową, na co dziewczyna tylko posłała jej uśmiech.

— Sądząc po śladach, była w połowie drogi powrotnej, gdy ją złapali. — kontynuował, Cliegg.

Mężczyzna westchnął ciężko, ale mimo trudu, mówił dalej.

— Tuskenie chodzą jak ludzie, ale to...— przerwał, próbując dobrać właściwe określenie. — ...złośliwe, bezrozumne potwory. Szukaliśmy jej we trzydziestu. Powróciło tylko czterech. — wyjaśnił. — Szukałbym jej dalej, ale gdy straciłem nogę... muszę siedzieć w domu, aż do jej wygojenia.

Cliegg przymknął oczy i westchnął.

— Nie przekreślam jej szans, ale zniknęła przed miesiącem.

Słysząc jego słowa, Daverin zerknęła na Anakina obok. Chłopak siedział z zaciśniętymi ustami, wlepiając swój wzrok w kolana. Jego zachowanie zaniepokoiło nastolatkę.

— Nie ma nadziei, by tak długo przetrwała. — zwieńczył swoją wypowiedź, Cliegg.

Anakin wstał nagle, kręcą głową.

Owen wtrącił się, próbując go zatrzymać.

— Dokąd idziesz?

Skywalker zastygł i posłał mu beznamiętne spojrzenie.

— Odnaleźć matkę.

Cliegg wciął mu się w słowa, próbując go opanować.

— Twoja matka nie żyje, synu. Pogódź się z tym.

Rozgoryczony Anakin pokręcił tylko głową, po czym wyszedł z pomieszczenia, kierując się na górę. Lilah rozejrzała się po towarzystwie i wstała od stołu.

— Wybaczcie. — powiedziała do zebranych i posłała spojrzenie w stronę Amidali, mówiące to, że idzie rozmówić się ze Skywalkerem.

Daverin zastała nastolatka, kiedy ten wpatrywał się w horyzont. Słysząc kroki, zerknął w jej kierunku.

— Zostaniesz tu przez jakiś czas z Padmé. To dobrzy ludzie. Będziecie tu bezpieczne. — Lilah otwierała już usta, by się odezwać, ale chłopak ją powstrzymał. — I zanim zaczniesz mnie przekonywać, abym wziął cię ze sobą. Moja odpowiedź brzmi nie.

Daverin zabrała głos.

— Anakin...

Skywalker uciszył ją ruchem ręki.

— Lilah, dobrze wiesz, że nie zmienię zdania.

Nie wytrzymawszy, dziewczyna wybuchła.

— Anakin! — krzyknęła, za nim ten jej przerwał. Zdziwiony jej gwałtowaną reakcją, zamarł. — Przepraszam, nie powinnam krzyczeć, ale nie dałeś dojść mi do słowa. — wyjaśniła i do niego podeszła. — Anakin, nie jestem tu po to, by cię namawiać abyś wziął mnie ze sobą, ani bynajmniej, by cię powstrzymać. Wiem, że to dla ciebie trudne, ale... — zawahała się. — ...ale proszę uważaj na siebie. Nie tylko ze względu na mnie czy na siebie, ale też dla niej. — powiedziała i położyła mu dłoń na ramieniu. — Na pewno, by nie chciała żebyś sobie coś zrobił z jej powodu. — wyjaśniła.

Nastolatek spojrzał na nią już spokojniej.

— Chodź tu. — powiedziała Daverin rozszerzając ramiona do uścisku. Skywalker wpadł jej w ramiona, a Lilah pogłaskała go pokrzepiająco po plecach. — I Ani... — wyszeptała, przykuwając jego uwagę. — Nie zrób nic głupiego, czego mógłbyś potem żałować.

Anakin skinął jej głową, odsuwając się. Skierował się do skutera repulsorowego, rzucając do niej przez ramię.

— Niedługo wrócę.

***

Lilah wiedziała, że coś jest nie tak z Anakinem od momentu, kiedy powrócił z ciałem swojej matki. Cała ta podróż, ta tragedia, ewidentnie odbiła się na nim głębokim piętnem.

Lilah powoli przekroczyła próg garażu, gdzie dotąd zaszył się chłopak. W rękach trzymała tacę pełną jedzenia przeznaczoną dla nastolatka, którą otrzymała od Beru. Anakina zastała stojącego przy starym sprzęcie, a wokół niego walały się rozrzucone narzędzia. Skupiony na naprawie, nawet jej nie dostrzegł.

Lilah podeszła cicho, nie chcąc go przestraszyć.

— Anakin? — odezwała się ostrożnie.

Skywalker unikał spojrzenia na nią przez chwilę, kontynuując pracę nad metalową częścią.

Lilah westchnęła i postawiła w wolne miejsce tacę z jedzeniem, którą otrzymała od Whitesun.

— Może jesteś głodny? Beru powiedziała, że to dla ciebie. — rzekła, wskazując na metalową tackę z posiłkiem.

Anakin odwrócił wzrok od sprzętu i spojrzał na tacę, ale nie wyglądał, żeby miał ochotę cokolwiek w tej chwili z niej ruszyć. Z powrotem skupił się na metalicznych częściach.

— Przekładnia pękła. — powiedział w pewnym momencie. Daverin spojrzała na niego niezrozumiale. Skywalker wzruszył ramionami i zaczął coś majstrować przy urządzeniu. —  Zawsze miałem smykałkę do naprawiania rzeczy. Życie jest znacznie łatwiejsze, gdy coś naprawiasz.

Lilah wzięła głęboki oddech.

— Anakin, wiem, że to, co się stało z twoją matką, jest straszne, ale nie możesz winić siebie.

Skywalker odłożył gwałtownie narzędzia i zerknął na nią. Wydawał się być zmęczony i zraniony.

— Powinienem był umieć ocalić moją matkę. — wybuchł nagle, jego oczy błyszczały bólem. —Była tam, a ja... nie mogłem jej pomóc. Dlaczego musiała umrzeć? Czemu nie umiałem jej ocalić? Wiem, że mogłem!

Daverin próbowała go jakkolwiek pocieszyć.

— Nie wszystko da się naprawić, Ani. — powiedziała delikatnie. — Nie jesteś odpowiedzialny za jej śmierć. Nie jesteś przecież wszechmocny.

— A powinienem! — krzyknął. — Kiedyś zostanę najpotężniejszym Jedi w historii. — przysiągł gwałtownie. — I obiecuję ci, że odkryję, jak chronić ludzi przed śmiercią.

To, co mówił, zaczynało niepokoić Lilah. Zdawał się być coraz bardziej obsesyjny. Dziewczyna spróbowała przerwać jego spiralę myśli, ale Anakin zaczął oskarżać swojego mistrza, Obi-Wana Kenobiego.

— Obi-Wan jest zazdrosny. — wykrzyknął z nienawiścią. — Od zawsze próbował podcinać mi skrzydła, utrudnić mi rozwijanie mojego potencjału.

Daverin była przerażona, widząc, jak Anakin traci kontakt z rzeczywistością.

— Anakin, co się dzieje? — zapytała, a jej głos był pełen troski.

Skywalker stanął twarzą do niej tyłem. Po jego policzkach spływały gorzkie łzy.

— Ja... Ja ich pozabijałem. Wytłukłem ich wszystkich. Nie żyją. Wybiłem ich co do jednego. — wyznał. Obrócił się w jej kierunku, a na jego twarzy nie mogła ujrzeć nic poza czystą nienawiścią. — I to nie tylko mężczyzn... ale i kobiety też. I dzieci również. Byli jak zwierzęta, więc zarżnąłem ich jak zwierzęta. Nienawidzę ich!

Lilah poczuła, jak jej serce zamiera na chwilę.

— Zemsta nie jest rozwiązaniem! — krzyknęła z desperacją. — I nie przynosi ulgi.

Daverin miała łzy w oczach, patrząc na Anakina, który zdawał się być całkowicie zagubiony. Nie mogła uwierzyć, że człowiek, którego znała, mógł dokonać tak straszliwego czynu. Z nadmiaru emocji, musiała usiąść na schodku.

— Zawiodłam się na tobie. — powiedziała cicho.

Anakin podniósł wzrok, patrząc jej w oczy, a jego spojrzenie było pełne błagalnej prośby.

Daverin przełknęła gulę, którą miała w gardle, próbując uspokoić drżenie swojego głosu.

— Wiesz, co powinnam zrobić w tej sytuacji? — zapytała go retorycznie, a jej głos wyrażał żal. — Poinformować Radę i Obi-Wana o twoim występku, ale wiesz co? — powiedziała gorzko, a jej twarz nie wyrażała niczego. — Nie zrobię tego ze względu na ciebie. Uczynię to tylko ten jeden raz i ani jeden raz więcej. Rozumiesz?

Anakin patrzył na nią błagalnie, próbując zatrzymać ją.

— Lilah, proszę. Zrozum...

Daverin przerwała mu.

— Nie, Ani. Tym razem posunąłeś się za daleko. — powiedziała, gwałtownie gestykulując rękami. — Nie będę poklepywać cię po pleckach za każdym razem, jak coś zrobisz. Każdy ma swoje granice przyzwoitości, a ty moje złamałeś. — rzekła, na jednym wdechu. — Ochłoń i przemyśl moje słowa. Wtedy pogadamy.

Daverin odwróciła się i wstała, czując, że nie jest w stanie dłużej patrzeć na tego człowieka, który stał się kimś zupełnie obcym i przerażającym.

— Jeśli to się kiedyś powtórzy, Anakin... — powiedziała sucho, na odchodne. — to wiedz, że nawet moje uczucia do ciebie mnie nie powstrzymają.

Z ogromnym smutkiem i rozczarowaniem odeszła od niego, zostawiając go samotnego, by przemyślał swoje słowa i swoje czyny. Wiedziała, że droga, którą obrał, była niebezpieczna, a jej miłość i lojalność były wystawione na próbę większą niż kiedykolwiek wcześniej.

***

Lilah tępo wpatrywała się w usypany kopiec, będącym miejscem spoczynku Shmi Skywalker. Daverin znała kobietę tylko ze wspomnień Anakina. Lilah wydawało się, że Shmi była najbardziej życzliwą osobą w całej galaktyce oraz jedną z niewielu dobrych ludzi, którzy bezinteresownie pomogą każdemu w potrzebie. Skywalker nie raz opowiadał jej o swojej matce i z jego opowieści, dziewczyna mogła sobie dopowiedzieć, że Shmi byłą matką idealną. Taką jaką Daverin zawsze chciała mieć, lecz nie było jej to dane samej poczuć, bo ta odeszła, kiedy była jeszcze zbyt mała, by ją nawet zapamiętać.

Co do samego Skywalkera, stał tuż obok niej, i mimo, że czuła jego obecność, nie chciała nawet spojrzeć w jego kierunku. I na przekór swojemu sercu, zamierzała dotrzymać obietnicy, którą mu wcześniej złożyła.

— Wiem, że dokądkolwiek poszłaś, jest ci tam lepiej. — wyznał, Cliegg nad grobem żony. — Żaden mężczyzna nie mógł marzyć o lepszej partnerce. — rzekł, przerywając na moment. — Żegnaj, moja ukochana żono. I dziękuje ci.

Anakin wyszedł na przód i stanął przed grobem matki. Z trudem łapiąc oddech, opadł na kolana, łapiąc piach w zaciśniętą pięść.

— Nie miałem dość sił, by cię ocalić, mamo. — wyszeptał. — Nie miałem dość sił.

Lilah z oporem powstrzymywała się, by nie odwrócić wzroku od widoku smutku, który bił od Skywalkera.

— Ale przysięgam... że już więcej nie zawiodę. — wyznał. I mimo, że słowa te kierował do zmarłej matki, serce Daverin zadrżało. — Tęsknie... tak bardzo... — wyszeptał.

Nagły dźwięk beepów, nadjeżdżającego Artoo zwrócił ich uwagę.

— R2? Co tu robisz? — zapytała ze zdziwieniem droida, Padmé.

Stojący obok C-3PO, odezwał się w imieniu swojego blaszanego kolegi.

— Zdaję się, że ma wiadomość od niejakiego Obi-Wana Kenobiego.

— Obi-Wana? Coś musiało się stać. — wyszeptała, pod nosem Daverin.

Skywalker bezszelestnie się do nich zbliżył, a droid protokolarny, kontynuował.

— Panie Ani, czy to nazwisko coś panu mówi?

Lilah momentalnie wystrzeliła w stronę statku, którym tu przylecieli, a reszta obejrzała się za nią.

— Ojej. Najwyraźniej tak. — powiedział cicho 3PO.

Anakin i Padmé dotarli do pojazdu w momencie, kiedy to Daverin odpaliła wiadomość, a im oczom ukazał się niebieski hologram przedstawiający postać Kenobiego.

Straciłem nadajnik dalekiego zasięgu. Przekażcie to na Coruscant.

Daverin obróciła się na obrotowym fotelu, klikając przycisk nadawania wiadomości.

Tropiłem łowcę nagród Jango Fetta do odlewni droidów na Geonosis. — przekazał, Kenobi. — Federacja Handlowa zamówiła tu armię. To jest oczywiste, że vicekról Gunray stoi za zleceniem zamachu na życie senator Amidali. — kontynuował. — Gildia Handlowa i Sojusz Korporacyjny oddały wojska hrabiemu Dooku. I formują... — nie dokończył, kiedy zapatrzył się na coś w dal, czego nie widzieli. — Czekaj. Czekaj...

Obi-Wan momentalnie wyciągnął swoją broń i zaczął odbijać nadlatujące pociski. Nagranie zakończyło się w momencie, kiedy im oczom ukazał się droid niszczyciel, atakujący Kenobiego.

— Lilah, Anakin. — odezwał się po drugiej stronię, mistrz Windu. — Zajmiemy się hrabią Dooku. Wy zostańcie tam, gdzie jesteście. Chrońcie panią senator za wszelką cenę. To wasz najważniejszy obowiązek.

Anakin spojrzał w kierunku Lilah, która siedziała cicho, ze wzrokiem wbitym w przednią szybę statku. Widząc, że ta się nie odezwie, poświadczył za nich oboje.

— Zrozumieliśmy, mistrzu. — odpowiedział, a połączenie się zakończyło.

— Nie zdążą. — wymamrotała, Daverin.

Skywalker zmarszczył brwi.

— Co?

Dziewczyna westchnęła, po czym obróciła się na krześle w kierunku Amidali i chłopaka.

— Mówię, że nie zdążą tam na czas, by go ocalić. — stwierdziła, łącząc spojrzenie z nastolatkiem. — Musieliby przemierzyć pół galaktyki. Zobaczcie. — powiedziała, odpalając mapę. — Geonosis jest niecały parsek od nas. Możemy tam dotrzeć na czas.

Anakin pokręcił głową.

— Słyszałaś, mistrza Windu. Mamy pozostać tu, gdzie jesteśmy. To był rozkaz.

Lilah parsknęła śmiechem.

— A od kiedy ty się słuchasz poleceń, co? — zapytała prześmiewczo.

Skywalker nie skomentował jej słów, ciągnąc dalej.

— Zresztą, nie wiadomo czy nadal żyje.

Daverin oburzyła się.

— Pozwolisz mu zginąć? Przecież to twój przyjaciel, mentor. A twoje wcześniejsze słowa? — zapytała go.

Anakin również obruszył się na jej słowa.

— Jest jak mój ojciec! Ale sama słyszałaś mistrza Windu!

Padmé przerwała im sprzeczkę.

— Oboje powinniście się uspokoić. — powiedziała, a Daverin ze Skywalkerem zamilkli. — Obydwoje macie całkowitą rację, co do tego. Wydano wam rozkaz, to prawda... ale dotyczył on tego, że powinniście mnie chronić. — rzekła pewnie. — Więc ja ruszam na ratunek Obi-Wanowi. Jeśli chcecie mnie chronić, musicie mi towarzyszyć.

Lilah i Anakin spojrzeli na siebie, a na ich twarzach pojawiły się małe uśmiechy.

— Mówiłam, że cię uwielbiam, Padmé? — powiedziała Daverin, rozsiadając się w swoim fotelu.

Amidala posłała jej uśmieszek.

— Wiele razy, ale nie zaszkodzi ci, jak będziesz robić to częściej. — zaśmiała się.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro