pierwszy kieliszek
Jego obrazy płonęły. Gwałtownie i intensywnie. Namiętnie. Jęzory ognia lizały płótna pokryte plamami barw. Wcześniej dopieszczane szczegóły i światłocienie rozływały się po wpływem tego niszczycielskiego żywiołu. Walther nie chciał już na nie patrzeć. Nienawidził ich z całego serca, bo przypominały mu, że nie jest doskonały. A każda oznaka braku tej cechy powinna zostać zniszczona.
Zaciągnął się tytoniem, którym nabita była jego ulubiona fajka pokryta czerwonymi zdobieniami. Tą część swojej pracy lubił najbardziej - niszczenie niedoskonałości, nieprawidłości, skaz. Plugastwo ginęło ustępując miejsca nieskazitelności. Oczyszczenie u samych podstaw.
Zawsze czekał do samego końca; dopóki płomienie pochłaniały jego obrazy czuł się dobrze. Czuł się spełniony.
Wyjął z ust fajkę zastępując ją końcówką szyjki butelki wypełnionej rubinowym płynem. Nabrał cieczy w usta, po czym splunął alkoholem na dogasające płótna. Ogień łapczywie rzucił się na nową pożywkę, a Walther wspomógł go rzuconą nań, odpaloną zapałką.
Cofnął się czując przyjemne ciepło emanujące od buchających płomieni. Iskry tańczyły na resztkch roztrzaskanej w przypływie gniewu sztaludze. Ostatnio podobne ekscesy miały miejsce w jego życiu coraz częściej przyprawiając Henriette o ataki paniki.
Trącił stopą leżący najbliżej strzęp materiału popychając go w stronę dogasającego ogniska. Wydmuchnął obłok dymu i, uprzednio ją zgasiwszy, schował fajkę do kieszeni marynarki.
Skończył.
Dzieło oczyszczenia dokonało się, mógł więc zdusić ostatnie płomienie zalewając je wodą stojącą w zbiorniku nieopodal. Ogniki zasyczały zmieniając się w chmurę dymu podobną do tego, którym wcześniej zatruwał swoje płuca. Pochylił się sięgając po odstawioną wcześniej butelkę wina. Przycisnął ją do piersi ruszając w stronę posiadłości.
Nie zdążył przestąpić jednak przez próg, kiedy drogę zagrodziła mu smukła, blondwłosa dziewczynka z wyrazem bezbrzeżnej pogardy na twarzy.
- Znowu to zrobiłeś! Znowu - wrzasnęła zanosząc się płaczem. - Odłóż to! - zawyła rzucając się do przodu. - Odłóż!
Wyciągnęła przed siebie ręce próbując odebrać Waltherowi butelkę, jednak mężczyzna nie zmieniając obojętnego wyrazu twarzy wymierzył jej policzek.
- Nie histeryzuj - powiedział omijając ją na schodach. - Nie powinnaś ćwiczyć teraz gry na skrzypcach?
Potrząsnął butelką obserwując, jak wino przelewa się na boki. Zdążył posłać dziewczynce pełne wyższości spojrzenie zanim zniknął za drzwiami wejściowymi.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro