rozdział 8
- Włączyliśmy alarm. Szybko! - zawołała Willa, biegnąc wraz z innymi wilkołakami przez elektrownię. Musieli robić to szybko.
Nie zaszli za daleko - światła lamp padły na nich z każdej możliwej strony, przez co zmuszeni byli się zatrzymać.
- Wilki! Ani kroku dalej.
Policjanci otoczyli ich z każdej strony, więc ci ustawili się w bojowej pozycji, gotowi, by w każdej chwili zaatakować. Byli w potrzasku i tylko cud mógł ich wtedy uratować.
Albo pewna osoba.
- Wkroczyliście na teren prywatny. - odezwał się ojciec ojciec Addison, który nadzorował to wszystko.
- Niby jakim cudem, skoro to nasza ziemia? - spytał Wyatt, zbliżając się do niego. Bał się, ale nie mógł przecież tego pokazać. Nie w tamtej chwili.
- To było zawsze terytorium wilkołaków. - dodała Wynter zgodnie z prawdą, czemu nie mógł nikt zaprzeczyć.
- Nic mi o tym nie wiadomo. - powiedział mężczyzna, nawet jeśli doskonale to wiedział.
- Damy im radę. - oznajmiła Willa, a oczy wilkołaków zaświeciły nagle na żółto.
Słyszycie go coraz głośniej, to wezwanie do rewolucji
Hear it getting louder, a call for revolution
Przyszliśmy po swoje, pora to odzyskać
Yeah, we came for what was ours, it's time for restitution
Dbamy o współbraci, zabieramy kamień
We'll protect our own, take back the stone
Ludzka natura dłużej nas nie powstrzyma
No, human nature cannot hold us down
Zepchnięci na dno, nie będziemy mówić szeptem
Stranded at the bottom, but we're more than a whisper
Nie damy o sobie zapomnieć, krew mamy gęstszą niż srebro
No, we'll never be forgotten, our blood's thicker than silver, yeah
Na pograniczu światów stawką jest życie
When worlds collide, it's do or die
Mówcie więc, to źle, że bronimy swego?
So tell me, is it wrong to stand your ground?
Usłyszycie nasz głos, wszystko albo nic
Hear us howl, all or nothing
Kły wysunięte, nie uciekamy
Fangs are out, we ain't running
Usłyszycie nasz głos, wszystko albo nic
Hear us howl, it's all or nothing
O-o-o-o-o!
Oh-oh-oh-oh
To deklaracja
This is a declaration
O-o-o-o-o!
Oh-oh-oh-oh
nowego pokolenia
Of a new generation
Teraz albo nigdy, razem do końca
It's now or never, we're in this together
Przetrwamy wzloty i upadki
We'll fight through the highs and the lows
Nie damy się złamać, zobaczycie na co nas stać
No, we won't break, we're more than flesh and bone
- Aresztować ich! - nakazał mężczyzna do swoich podwładnych. Ci niemalże od razu
zaczęli wypuszczać jakiś dym ze specjalnych urządzeń, przez co wilki zaczęły kaszleć. Kilkoro z nich zostało skutych. - Koloidalne srebro. To okiełzna te bestie.
- Rozwalmy tę budę! Wszyscy na zewnątrz! - zawołał tata Zeda. Wilkołaki nie zwracały na nich większej uwagi, tylko próbowali się jakoś uspokoić i wymyślić cokolwiek.
- Zawiodłam was. - powiedziała Willa, czując bezsilność w tamtym momencie. Była za nich odpowiedzialna, a pozwoliła, by ich schwytano. - Jak zniszczą nas kamień, to będzie po nas.
- Stop. - zawołała Miranda, zjawiając się tam nagle. Wszyscy spojrzeli na nią zdezorientowani, bo nikt nie spodziewał się, że się tam zjawi.
- Miranda. - mruknął Zevon na widok przyjaciółki swojego syna. Znał ją przecież i dotychczas uważał, że niezbyt mieszała się w czyjeś sprawy. I tak też było, do tamtego momentu. - Co ty tu robisz?
- Wypuście ich. Natychmiast.
Oczy dziewczyny zaświeciły na żółto, a ona sama pokazała swoje pazury i kły. Robotnicy cofnęli się o krok, bo właśnie dotarło do nich, że również była wilkołakiem. Nagle Miranda poczuła czyjąś dłoń na ramieniu i odwróciła się nieznacznie, dostrzegając Addison wraz z resztą szkoły. Uśmiechnęła się na ich widok, bo tylko oni mogli im wtedy pomóc. W grupie mogli więcej zdziałać.
Świat oszalał i nikt nie chce słuchać
The world has gone crazy and no one seems to listen
Muszę się włączyć, koniec wątpliwości, powstrzymamy rozbiórkę
Gotta step in, no more maybes, and stop the demolition
To nadzieja czy strach?
Is it hope or fear?
Spojrz w lustro
Look in the mirror
Wszystko, co zbudowaliśmy, obraca się w pył
Everything we built is coming down
Koniec wahania, pora byśmy zrozumieli
No more hesitation, it's time we start to realize
Wobec tych podziałów, milczenie to też decyzja
With all this separation, silence is still taking sides
Wykorzystaj głód, dokonaj wyboru
So use your voice, make a choice
Powiedz, czy jesteś z nami?
And tell me, are you standing with the crowd?
O-o-o-o-o!
Oh-oh-oh-oh
To deklaracja
This is a declaration
O-o-o-o-o!
Oh-oh-oh-oh
nowego pokolenia
Of a new generation
Teraz albo nigdy, razem do końca
It's now or never, we're in this together
Przetrwamy wzloty i upadki
We'll fight through the highs and the lows
Nie złamiecie nas, zobaczcie na co nas stać
No, we won't break, we're more than flesh and bone
Ayy, ayy, ayy-ayy
Ayy, ayy, ayy-ayy
Bunzo odkręcił kurki z wodą, która zaraz zaczęła spadać na ich głowy, czym totalnie się nie przejęli. To jeszcze bardziej sprawiło, że chcieli walczyć o swoje.
Mówimy: koniec sporów, koniec sporów
We say no more bad blood, no more bad blood
Ayy, ayy, ayy-ayy
Ayy, ayy, ayy-ayy
Nie powstrzymają nas, nie ma opcji
No way, they can't stop us, no, they can't stop us
Ayy, ayy, ayy-ayy
Ayy, ayy, ayy-ayy
Mówimy: koniec sporów, koniec sporów
We say no more bad blood, no more bad blood
Ayy, ayy, ayy-ayy
Ayy, ayy, ayy-ayy
Nie powstrzymają nas, nie ma opcji
No way, they can't stop us, no, they can't stop us
Historia się zmienia, ale my straciliśmy karty, które zapisaliśmy
History changes, but we lost the pages we wrote
Kiedy tracisz orientację, przestajesz widzieć to, co znasz
When you lose direction, can't see the reflection you know
Podnieśliśmy się z dna, staliśmy się problemem
We came from the bottom then became the problem
Wszystko wymknęło się spod kontroli
Now everything's out of control
To jak, jesteście ze mną?
So hey, are you with me?
Chodźmy!
Let's go!
O-o-o-o-o!
Oh-oh-oh-oh
To deklaracja
This is a declaration
O-o-o-o-o!
Oh-oh-oh-oh
nowego pokolenia
Of a new generation
Teraz albo nigdy, razem do końca
It's now or never, we're in this together
Przetrwamy wzloty i upadki
We'll fight through the highs and the lows
Nie złamiecie nas, zobaczcie na co nas stać
No, we won't break, we're more than flesh and bone
Miranda nie zamierzała wtedy rezygnować ze swoich działań i dlatego też podeszła do ojca Zeda i Addison, stając naprzeciwko nich. To była jej chwila, to ona musiała wszystko odkręcić, to ona miała pokazać, gdzie był kamień księżycowy.
- Ta rozbiórka nie może się odbyć, rozumie pan? - powiedziała, patrząc na znanego sobie mężczyznę. Wierzyła, że odpuści, że zgodzi się na jej warunki.
- Wiem, jak bardzo zależało ci na tej pracy, ale... - dodał Zed, stając na równi z dziewczyną. Mira uśmiechnęła się pod nosem, bo wiedziała, że on też mógł tam wiele zdziałać.
- Jak go wyburzycie, to wilkołaki zachorują.
Spojrzeli na wspomnianą grupę, którzy nieustannie obserwowali bieg wydarzeń. Zed zerknął na Mirandę, która również należała do wilkołaków... Nie chciał jej stracić, nie chciał patrzeć, jak ta cierpi.
- Macie rację. - przytaknął w końcu mężczyzna, bo sam nie chciał źle. Rozumiał sytuację, przecież niedawno sami szukali akceptacji wśród ludzi. - Addison również ma rację. - dodał, wskazując na wspomnianą dziewczynę. - Wyłączcie to. Zatrzymajcie detonację. Już jutro, jak będzie bezpiecznie, znajdziemy to, czego szukacie. A na razie, rozejdzcie się do domu!
Wszyscy zaczęli wiwatować, szczęśliwi, że się jednak udało, że mieli szansę...
Zed objął szczelnie Mirandę, dziękując jej za wszystko, na co ta jedynie uśmiechnęła się szeroko. Chwilę później odeszła od niego, by pomóc rozkuć wilkołaki, którzy w jakimś stopniu byli jej rodziną. Nim się obejrzała, Wyatt znalazł się tuż koło niej i niespodziewanie objął ramionami, podnosząc do góry i okręcając się wokół własnej osi. Dziewczyna, kompletnie zdziwiona takim zwrotem akcji, obłapała go mocno, by nie spaść.
- Za co to było? - spytała, kiedy już odstawił ją na ziemię i patrzył na jej twarz. Jego oczy świeciły delikatnie.
Wyatt nie odpowiedział, tylko zetknął swoje czoło z tym jej, co jeszcze bardziej ją zdezorientowało.
Ale przecież nie zamierzała narzekać.
~*~
- Hej! - zawołał Zed, kiedy wszyscy już zaczęli się rozchodzić. Dogonił swoją dziewczynę, przyjaciółkę i resztę towarzystwa, równając z nimi kroku. Miał jednak jeszcze jedną rzecz do załatwienia.
- Udało się! Powstrzymaliśmy ich. - odezwała się Addison, niezwykle szczęśliwa, że wszystko się im udało. Mieli okazję do świętowania, to fakt. - Co się stało? - spytała po chwili, zauważając minę Zeda. Zmartwiła się, bo on nie pokazywał tej miny za często.
- Addison. - mruknął Zed, by jakoś zacząć tamtą rozmowę z nią. - Wiem, że przegram wybory, więc nie zabiorę cię na bal.
- Nic nie szkodzi, Zed. - zapewniła dziewczyna, bo temat balu był wtedy niezwykle odległy, a jednak tak bliski. - Ważne jest to, że NIE pójdziemy razem.
Zed uśmiechnął się, po czym spojrzał na wilkołaki, gdzie również stała Mira. Przypomniał sobie jej słowa, które naprawdę do niego docierały. I wiedział, że musiał coś z tym zrobić.
Miranda, widząc jego wzrok, natychmiast zrozumiała, co chciał zrobić i prędko do nich podeszła, wyciągając z kieszeni naszyjnik. Addison odetchnęła z ulgą, że nic mu się nie stało i że się "znalazł".
- Miranda go znalazła! - zawołała szczęśliwa, co ucieszyło też watahę. Ale nie miała wtedy racji. I trzeba było jej to jakoś uświadomić.
- Niee, Addison. - zaprzeczyła od razu blondynka, kręcąc głową. - To Zed go znalazł i mi oddał. - dodała zgodnie z prawdą. Z drugiej też strony nie miała sumienia powiedzieć jej całej prawdy, tym już musiał się zająć Zed.
- Naprawdę? Dziękuję. - powiedziała Addison, rzucając się chłopakowi na szyję. Ten też ją objął, znacznie słabiej niż ona, w dodatku nie odzywał się przez dłuższy czas, a to dało jej do myślenia. - Co?
- Wyjaśnijcie to sobie na spokojnie. - mruknęła Mira, klepiąc Zeda po ramieniu w geście dodania mu odwagi. Prędko od nich odeszła, z powrotem stając koło wilkołaków.
- Miranda... - zaczął Wyatt, stając do niej przodem. Dziewczyna spojrzała na niego, marszcząc nieco brwi.
- Co się stało?
- Możemy chwilkę porozmawiać? Na osobności?
Dziewczyna przytaknęła. Wyatt złapał ją delikatnie za dłoń i odciągnął kawałek od reszty watahy.
- Po takiej zagrywce w życiu bym z tobą nie poszła na bal!
Oboje odwrócili się gwałtownie za siebie, słysząc słowa Addison, które były dla Zeda ciosem prosto w serce. Ich rozmowa nawet się nie zaczęła, gdy dziewczyna założyła na szyję naszyjnik, który zaświecił na niebiesko, ale tak naprawdę nic więcej nie zrobił - nie przemienił jej w wilka.
Addison, pełna nadziei, odwróciła się do Bree, unosząc ręce do góry, jednak ta spojrzała na nią ze smutkiem. To właśnie jej przypadła rola uświadomienia jej wszystkiego.
- No i jak?
Wszyscy wstrzymali oddech, bo to znaczyło tylko jedno - Addison nie była wilkołakiem.
- Jesteś piękna, Addi. - stwierdziła Bree, posyłając jej pocieszający uśmiech. Ciężko było jej to powiedzieć, ale musiała to zrobić. Dla własnego spokoju. - Ale nic się nie zmieniło w twoim wyglądzie.
Obie dziewczyny zaraz spojrzały na Mirandę, która była ich ostatnią nadzieją w tamtej chwili. Addison podeszła do niej bliżej, stanęła tuż przed nią i założyła jej naszyjnik, który zalśnił jasno. I choć nic szczególnego się wtedy nie wydarzyło, to i tak już z daleka można było dostrzec, że Miranda rzeczywistości była tą Wielką Alfą, której tyle szukali.
- Ty...
- Wiedziałam od początku, Wyatt. - odparła Mira natychmiast, dotykając naszyjnika na swojej szyi, tego drugiego z resztą.
W końcu go dostała.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro