rozdział 7
Miranda nie pojawiła się tamtego dnia w szkole, mimo że to mógł być wielki dzień dla jej przyjaciela. Zed rozumiał jej decyzję, ale i tak był przygnębiony z tego powodu. Dziewczyna oddała mu swoją bransoletkę - z która nigdy się nie rozstawała - wierząc, że mogła przynieść mu wtedy szczęście.
Zed stracił swój zapał jeszcze bardziej, gdy okazało się, że i Addison nie przyjdzie na debatę. Patrzył, jak odchodziła i nie mógł nic zrobić - bo ona w końcu chciała do kogoś należeć. Wtedy liczyła, że mogła być tym wilkołakiem.
Chłopak zrozumiał, jak małe miał szanse, gdy kilka minut później zobaczył plakaty, niby, przypominające jego. Nie spodobało mu się to, ale w tamtej chwili też nie mógł nic zrobić.
W tym samym czasie grupa wilkołaków, która
znajdowała się w innej części szkoły, wymyślała plan dostania się do elektrowni.
- Dobra. Nie mamy dużo czasu. - stwierdził Wyatt, trzymając w dłoniach mapę i pokazując coś na niej palcem. - Trzeba sprawnie działać, żeby zapobiec rozbiórce.
- Mam obowiązek dbać o wasze bezpieczeństwo. Zrobimy tak, jak każe.
- Przecież to dobry plan, Willa. - oznajmił chłopak, zmęczony już ciągłą rywalizacją z siostrą. Zaczynał rozumieć Mirandę, która niezbyt za nią przepadała.
- Jaki plan?! - spytała głośno Addison, zjawiając się tam nagle. Zaczęła zbliżać się do nich wszystkich, podczas gdy oni odwrócili się w jej stronę, trochę zdziwieni jej widokiem.
- Idziemy po kamień księżycowy. Tajna misja. Nikt nie może wiedzieć. - zachwyciła się Wynter, ale prędko dotarło do niej, co powiedziała. - Zły wilk! Zły wilk! - mruknęła sama do siebie, uderzając się w głowę, co miało być dla niej swego rodzaju karą.
- Chcecie go znaleźć sami? Teraz?
- Jak zburzą budynek, to po nim. - odezwał się Wyatt, spoglądając na nią. Czuł się dziwnie źle z faktem, że nie było wtedy z nimi Mirandy. Zaczynało do niego docierać, że była dla niego ważna i chciał spędzać z nią coraz więcej czasu.
- Pójdę z wami. - zadeklarowała Addison od razu. To mogła być jej szansa, a ona nie mogła jej zaprzepaścić. - Jestem gotowa stać się jedną z was.
- O ile jesteś wilkołakiem. - odezwała się Willa, która wciąż nie wierzyła, że tak właśnie było. Wiedziała, że Miranda była wilkołakiem, było to widać na kilometr, ale czy Addison również?
Dziewczyna już chciała udowodnić, że mogła być tym wilkołakiem... Otworzyła szkatułkę, ale na jej nieszczęście nic tam nie było.
- Nie ma go. - powiedziała z przerażeniem, spoglądając na nich wszystkich. Serce zaczęło walić jej w piersi, bo zaczynała zdawać sobie sprawę, jak bardzo zawaliła.
- Zgubiłaś naszyjnik? - spytała Wynter z niedowierzaniem. Nie wierzyła, że tak się właśnie stało, że naszyjnik zaginął.
- Masz pojęcie, jak cenny jest naszyjnik z kamieniem księżycowym? Gdyby traktowała wilkołaki poważnie... Gdyby była Wielką Alfą... To nigdy by go nie zgubiła. - odezwała się Willa, patrząc z nienawiścią na Addison. To był dla blondynki cios prosto w serce.
- Nie, ja... Nie mam pojęcia, jak.
- Trzymaj się z dala od naszej watahy. - nakazała Willa, nie widząc już dalszego sensie rozmawiania z nią. Odrzuciła swoje gęste, kręcone włosy do tyłu i ruszyła w tylko sobie znaną stronę. Reszta wilkołaków zrobiła to samo i podążyła za nią posłusznie.
Wszyscy byli zawiedzeni postawą Addison.
~*~
- Zed! - zawołała Miranda, dostrzegając wybiegającego z pomieszczenia przyjaciela. Coś podpowiadało jej, że jednak powinna się tam pojawić i wcale się nie myliła. Już z daleka dostrzegła, że coś się stało, że chłopak mógł nie wygrać tamtych wyborów.
Zielonowłosy spojrzał na nią, z jednej strony ciesząc się, że jednak tam przyszła, a z drugiej...
Dziewczyna widziała jedno smutne spojrzenie, więc podeszła do niego bliżej i... Po prostu przytuliła. Różnica wzrostu nie miała wtedy żadnego znaczenia, bo liczyło się tylko pocieszenie go.
- Przykro mi.
Nie odpowiedział jej.
Nie stali za długo sami, bo zaraz przybiegła do nich również Eliza. Oboje odwrócili się w jej stronę ze smutkiem wymalowanym na twarzy.
- Przegrałem wybory. - powiedział Zed, co było tylko potwierdzeniem do teorii Miry.
- Może. - powiedziała zielonowłosa. Chłopak spojrzał na nią, wypuszczając powietrze nosem, co dało jej znak, żeby nie kłamała. - Prawdopodobnie. - dodała, ale sama w to nie uwierzyła. - Tak, zgadza się.
Spojrzeli na siebie nawzajem, zdając sobie sprawę, że to i tak by się nie udało.
- Ale tak naprawdę przegrałeś z samym sobą.
Eliza zerknęła na przyjaciela i przyjaciółkę, po czym prędko odeszła, zostawiając ich tam samych. Zed spojrzał na plakat, na którym wyglądał, jak człowiek i zdał sobie sprawę, że nigdy tak naprawdę nim nie był i nic nie dało się zmienić. Oboje byli potworami i to właśnie wyróżniało ich z tłumu.
- Nie chcę ci prawić kazań, ale może za bardzo chciałeś wszystko zmienić. Owszem, drobne rzeczy są w porządku, ale jeśli będziesz udawać kogoś innego, to zapomnisz, kim naprawdę jesteś. - powiedziała, łapiąc go za dłonie, które ścisnęła lekko. Zawsze w taki sposób, najdrobniejszy, chciała dodać mu otuchy i dać to wsparcie, którego wtedy potrzebował. - A wiem, że świetny z ciebie koleś. Najlepszy przyjaciel, jakiego dane mi było mieć. I kocham cię za to, ale...
- Ale przesadziłem. - dokończył za nią, kiwając głową sam do siebie.
- Może trochę? - odparła, bo mimo wszystko nie chciała powiedzieć tego na głos, bo nie chciała go ranić. Ale skoro już sam to powiedział... - Nie chcę dla ciebie źle, dla Addison również, bo to świetna dziewczyna, ale... Nie widzę jej, jako wilkołaka. Wątpię, żeby nim była, znam się na ludziach. - dodała, a on zrozumiał, że miała rację. Zawsze ją miała, wiedział to od lat. - Mam dla ciebie tylko jedną radę.
Podeszła do niego bliżej, o ile było to w ogóle jeszcze możliwe, po czym złapała jego policzki w swoje dłonie. Przyjemny dreszcz przyszedł przez ciała obojga na ten gest.
- Daj jej odkryć, kim jest i zaakceptować ją taką. Nie bez powodu właśnie ją pokochałeś za tą odmienność. - powiedziała Miranda ponownie, zmuszając go, by spojrzał w jej niebieskie, niczym ocean, oczy. - No i nie bez powodu zaprzyjaźniłeś się też ze mną, wiedząc, kim jestem.
Odsunęła się od niego, kiedy Zed zaczął szperać po swoich kieszeniach w poszukiwaniu pewnego przedmiotu. Gdy w końcu go znalazł, pokazał jej go, wiedząc, że wiedziała, co trzymał.
- Masz. To chyba należy do ciebie.
- Naszyjnik. Skąd go masz? - spytała, z największą delikatnością odbierając go od niego. Czuła się dziwnie, trzymając go, ale wiedziała, że należał do niej.
- Zabrałem go Addison. - powiedział Zed, dopiero wtedy uświadamiając sobie, że źle postawił. Ale przynajmniej teraz mógł oddać naszyjnik we właściwe ręce.
- Musimy ją znaleźć. - oznajmiła Miranda, przenosząc na niego swój wzrok. Skoro jej go dał, to musiał mieć w tym ukryty cel. - I watahę również.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro