rozdział 6
Miranda i Wyatt weszli do nory akurat w momencie, gdy Addison próbowała jakoś przywitać się z całą watahą. Dziewczyna spojrzała na chłopaka obok, uśmiechając się pod nosem - blondynka ewidentnie miała z tym problem, ale nie było się czemu dziwić.
Addison zawyła ponownie, na co większość osób spojrzała na nią ostrzegawczo - tylko oni zrozumieli, co tak naprawdę powiedziała.
- Woah! Woah! - zawołał Wyatt, podchodząc do niej bliżej z Mirą. Dzieci koło nich zaśmiały się cicho. - Bez takich. Przecież szczeniaki cię słuchają. - dodał, wskazując na szczeniaki.
- Musisz wrzucić kamyk do słoika przekleństw. - oznajmiła Wynter poważnym tonem, a Willa od razu jej przytaknęła.
Wataha zawyła równocześnie.
- Strasznie przepraszam. - powiedziała zażenowana Addison, patrząc na Wyatta i Mirandę. Ta druga uśmiechnęła się pod nosem.
- Wystarczy. - nakazała zniecierpliwiona Willa, zatrzymając wzrok na swoim bracie. A także na wciąż złączonych dłoniach Wyatta i Mirandy. Białowłosa niemalże od razu go puściła. - Nie po to ją tu przyprowadziliśmy.
- A po co właściwie? - spytała Addison, ponownie odwracając się do Wyatta i Mirandy. Wtedy to oni byli jej wybawieniem.
Chłopak wziął do ręki wcześniej uszykowany kamień, który zaświecił na niebiesko. Uniósł go do wysokość twarzy, a światło kamienia padło na pobliską ścianę, na którą Addison spojrzała. Cała reszta również odwróciła wzrok na wyświetlany obraz, ukazujący Wielką Alfę, którą, podobno, była któraś z dziewczyn. Addison zachwyciła się, bo to oznaczało tylko jedno - może właśnie znalazła swoje przeznaczenie.
- Sądzę, że któraś z was doprowadzi nas do kamienia księżycowego. - odezwał się Wyatt, patrząc zarówno na Mirandę, jak i Addison. Ta pierwsza posłała mu delikatny, ledwo widoczny uśmiech. - Możliwe, że jesteś Wielką Alfą, Addison. Myślę, że jesteś wilkołakiem.
- Co? - spytała przerażona dziewczyna, bo wizja bycia wilkołakiem była dla niej odległa i zbyt nieprawdopodobna. Chciała w końcu znaleźć swoją "rodzinę", ale to z drugiej strony oznaczało, że mogła być potworem.
Wyatt nie odpowiedział, a jedynie uśmiechnął się, a zaraz za nim Wynter. Cała reszta wiedziała, co robić.
Chodź, wyjaśnij naszą historię
Turn up, explain our history
Odsłoń tę tajemnicę
Pull back the veil of mystery
Słowa w jaskini, to proroctwo
What's written on the cave is prophesy
Wielka Alfa naszym przeznaczeniem
The Great Alpha is our destiny
Pokaż, jak potężna jest chemia
Show us the power of chemistry
Wskaż drogę do źródła energii
Lead us to the source of our energy
Nikt nie wie, kim ona jest
No one knows her identity
Ale wygląda zupełnie jak ty
But she looks like you, identically
Tak właśnie żyjemy
This is how we're livin' our lives
Tak żyjemy, tak żyjemy, yeah
Livin' our lives, livin' our lives, yeah
Czy słyszysz zew natury?
Can you feel the call to the wild?
Zew natury, zew natury
Call to the wild, the call to the wild
Jesteśmy głosem, jesteśmy głosem
We are the call, we are the call
Jesteśmy głosem natury
We are the call to the wild
Tworzycie prawdziwą wspólnotę
I see a real community
Każdy wyjątkowy, lecz tworzycie jedność
Unique, but you have unity
Wiecie, kim macie być
You know who you're supposed to be
Poddaliście się rytmowi całkowicie
Release to the rhythm totally
Czuję to, gdy się zbliżasz
I feel the vibe when you're close to me
Też to czujesz, na to liczę
And you can feel it too, or hopefully
Rozejrzyj się, co naprawdę widzisz
Now look up, and tell me what you really see
Stado dzikich wilków, czy rodzinę?
A bunch of stray wolves or a family?
Tak właśnie żyjemy ( hej )
This is how we're livin' our lives ( hey )
Tak żyjemy ( hej ), tak żyjemy, yeah
Livin' our lives ( hey ), livin' our lives, yeah
Czy słyszysz zew natury?
Can you feel the call to the wild?
( Hej )
( Hey )
Zew natury ( hej ), zew natury
Call to the wild ( hey ), the call to the wild
Jesteśmy głosem, jesteśmy głosem
We are the call, we are the call
Jesteśmy głosem natury
We are the call to the wild
Jesteśmy głosem, jesteśmy głosem
We are the call, we are the call
Jesteśmy głosem natury
We are the call to the wild
Czekajcie chwilkę, pozwólcie, że wam przerwę
Hold up, before you do, let me interrupt
To cheerleaderka, nie żadna Alfa
She's a cheerleader, not an Alpha
Jesteś w wilczej norze, ale musisz zdobyć zaufanie
You're in the den, but you'll need to earn my trust
Pokaż na co cię stać, skoro jesteś jedną z nas
Now show me what you got if you're one of us
Willa zaklasakała w dłonie, a wraz z nią jedna część watahy. To samo zrobiła Addison, ciągnąc za sobą pozostałą resztę, w tym również Mirandę. Obie grupy przez chwilę mierzyły się w tańcu, aż w końcu Willa zawyła, by to samo powtórzyła zaraz Addison.
Wreszcie obie dziewczyny przybiły sobie piątkę, co było dość dobrym znakiem w tamtej chwili.
Tak właśnie żyjemy ( tak żyjecie )
This is how we're livin' our lives ( it's how you're living )
Tak żyjemy, tak żyjemy, tak
Livin' our lives, livin' our lives, yeah
Czy słyszysz zew natury?
Can you feel the call to the wild?
( Słyszę go? Hej )
( Can you feel? Hey )
Zew natury ( hej ), zew natury ( czuję )
Call to the wild ( hey ), the call to the wild ( I can feel )
Jesteśmy głosem, jesteśmy głosem
We are the call, we are the call
Jesteśmy głosem natury
We are the call to the wild
Jesteśmy głosem, jesteśmy głosem
We are the call, we are the call
Jesteśmy głosem natury
We are the call to the wild
Wszystkie wilkołaki - a także Addison - zawyli głośno. Ich beztroska nie trwała długo, bo niespodziewanie do nory wpadły cztery osoby.
Zed gdzieś po drodze uderzył swoją opaską w ścianę i wybiegł, wołając imię swojej dziewczyny.
- Zed! - zawołała zdziwiona blondynka. Nie wyglądała, jak wcześniej, kiedy tam z nimi szła. Dotychczas wyglądająca na niewinną dziewczynę nastolatka wyglądała teraz, jak jej inna wersja.
Zielonowłosy podbiegł do niej, osłaniając ją swoim ciałem. Zdawało mu się, że ją ratował, choć rzeczywistość wyglądała zupełnie inaczej, niż mu się zdawało.
- Lepiej, żebym jej nie ściągał. Nie chcielibyście mierzyć się z zombie.
Kilku najbliżej stojących wilkołaków pokazało swoje kły. Zed zrzucił swoją opaskę na ziemię i zawył, zmieniając się nieznacznie w zombie, którym przecież był. Sytuacja zrobiła się niebezpieczna, bo nikt nie wiedział, do czego dokładnie zdolny wtedy był.
- Wilki! - zawołała Willa, a im nie trzeba było powtarzać. Każdy ustawił się w bojowej pozycji, gotowi, by zaatakować w każdej chwili.
- Nie! Stójcie! - krzyknęła Miranda, wybiegając przed tłum, by stanąć z przyjacielem twarzą w twarz. Nie zdążyła jednak uchronić jakiegoś chłopaka, którym rzucił Zed, zupełnie, jak szmacianą lalką, o pobliską ścianę. - Zakładaj to, idioto. - warknęła, biorąc do ręki Z-opaskę, którą prędko założyła na nadgarstek przyjaciela. - Nic się nie dzieje. Twoja dziewczyna jest cała i zdrowa.
Zed spojrzał na jej twarz, dopiero wtedy zdając sobie sprawę, że może zareagował zbyt impulsywnie i jak wielką krzywdę mógł im wtedy wyrządzić. Dotarło do niego, że skoro Miranda tam była, to nie dałaby zrobić nic Addison.
- Opanowałeś się już? - spytała Mira, nieustannie na niego patrząc. To nie był pierwszy raz, kiedy go w taki sposób powstrzymała. A jednak musiała mieć pewność, że znów czegoś nie odwali.
- Zed, ja przyszłam tu z własnej woli. - oznajmiła Addison, zjawiając się tuż koło nich. W tamtej chwili była i przerażona i szczęśliwa, że go widziała.
- Co?
- Jak to? - spytała zdezorientowana Bree, nie rozumiejąc już nic w tamtej sytuacji. Wyciągnęła telefon z kieszeni i pokazała swój ekran, na którym otworzona była konwersacja z dziewczyną. - Przecież napisałaś do mnie: "pomocy".
- Potrzebowałam pomocy z zadaniem z chemii. Nie widziałaś emotki kolby?
Do Bree zadziwiająco szybko dotarło, że ów emotka rzeczywiście tam była i jak wielką głupotę zrobiła, powiadamiając o wszystkim Zeda. Mogli przecież tego wszystkiego uniknąć.
- Faktycznie tu jest. - przyznała, śmiejąc się nerwowo z własnej głupoty. - Swoją drogą, odlotowo wyglądasz. - skomentowała, by jakoś zmienić temat tamtej rozmowy, jak i całej sytuacji. - Jakiś nowy stylista?
- Wilkołaki. - odparła jej Addison oczywistym tonem, na co Miranda pokręciła głową sama do siebie. Szybka zmiana tematu, a jednak nawiązanie do poprzedniego? Tamta sytuacja mogła się nigdy nawet nie zdarzyć, gdyby nie Bree. - Znają się na włosach.
- I na paznokciach. - dodała Wynter, wystawiając przed siebie dłonie. Cała reszta przytaknęła jej, bo faktycznie miała rację. Na tym to akurat całkiem dobrze się znali.
- Podejrzewają, że mogę być wilkołakiem. - powiedziała Addison, odwracając się przodem do ukochanego. Zed ewidentnie był zaskoczony tymi słowami i Miranda naprawdę się mu nie dziwiła.
- Co? Jak to?
- Może po jednym z pradziadków? Moje włosy muszą coś znaczyć. Może to moja wataha?
- Ten naszyjnik czekał wiele wieków na Wielką Alfę. - wtrąciła Willa, pokazując im ów naszyjnik, który zaświecił na niebiesko. Dzięki niemu któraś z dwóch białowłosych dziewczyn mogła stać się tą Wielką Alfą.
- Naładowany kamień księżycowy jest bezcenny dla wilków. - dodał Wyatt zgodnie z prawdą. Żyli właśnie dzięki naszyjnikom, dzięki nim nie chorowali aż tak bardzo.
- Jeśli jesteś jedną z nas, gdy go założysz, zmienisz się w wilkołaka. Będziesz częścią sfory. Już na zawsze.
- Co? Niee. - zaprzeczył od razu Zed, bo tamta wizja za nic mu się nie podobała. On już był potworem, jego najlepsza przyjaciółka również... Nie mógł pozwolić, by i jego ukochana nim była. - Czekaj.
- Mogę się zastanowić? - spytała Addison, bo dla niej ta cała sytuacja też była ciężka. Musiała choć chwilę nad tym wszystkim pomyśleć i oswoić się z tym wszystkim.
Wszyscy spojrzeli na Willę w oczekiwaniu. Ta spojrzała na swojego brata, na Wynter, na Mirandę, by po chwili spojrzeć z powrotem na Addison i Zeda. Musiała coś powiedzieć w tamtej sprawie.
- Masz jeden dzień. Inaczej naszyjnik otrzyma Miranda.
Addison odebrała od dziewczyny szkatułkę, przyglądając się przedmiotowi w środku. Był piękny i posiadał wielką moc, a także odpowiedzialność.
- Jak do nas dołączysz, zaprowadzisz nas do kamienia watahy. - odezwał się Wyatt, a jego oczy zabłysły jakimś blaskiem. Stojąca obok Miranda poczuła pewien ucisk gdzieś w środku, czego nie potrafiła w żaden racjonalny sposób wytłumaczyć.
- Ale ona nie wie, gdzie to jest. - wtrąciła Wynter, wskazując na blondynkę. Wiedziała to, sama nie wiedziała, jak, ale wiedziała. Czuła to gdzieś w środku.
Tamta rozmowa zakończyła się szybko, gdy wszyscy usłyszeli jakiś wybuch. Spojrzeli po sobie, nie wiedząc, co się dzieje. Hałas, szmery i pytania o zaistniałą sytuację... Tylko tyle było wtedy słychać. Ziemią zatrzęsło, a to nie wróżyło nic dobrego.
Wyatt chwycił za dłoń Mirandę - sam nie wiedział w sumie, dlaczego - i wybiegł razem z nią i resztą stada na zewnątrz, zobaczyć, co się dzieje. Z wysokości zobaczyli starą fabrykę, a Mira zrozumiała, że to właśnie tam znajdował się kamień, czuła to całą sobą.
- Tak, w elektrowni doszło do jakiejś eksplozji. - potwierdził Zed na niezrozumiałe słowa Bonzo. Było to również potwierdzeniem na miny pozostałych osób.
- Pewnie sprawdzają ładunki przed jutrzejszą rozbiórką. - dodała Addison, jak gdyby nigdy nic.
- Elektrownia Seabrook to miejsce narodzin Zombie. - oznajmiła Eliza, spoglądając na Willę, Wyatta i Mirandę. Ta ostatnia doskonale znała tamtą historię... Przecież to dzięki tamtym zdarzeniom mogła się wtedy z nimi przyjaźnić.
- Trochę lemoniady i jakaś tajemnicza energia, no i... Bum! - zawołał Zed, przybliżając swoją twarz gwałtownie do Wynter. Ta wystraszyła się, bo nie spodziewała się tamtego ruchu z jego strony. - Zombie.
Chłopak gwałtownie się odsunął, gdy dziewczyna nastraszyła go swoimi pazurami i kłami.
- Fajna historyjka, ale nie dotyczy wilkołaków. - odezwała się Willa niezbyt miłym tonem. Mogli mieć swoją historię, ale to nie znaczyło, że wilkołaki mieli taką samą.
- Z tym się chyba jednak nie zgodzę. - stwierdziła Miranda po raz pierwszy od dłuższego czasu. Nikt jednak nie zwrócił na nią większej uwagi przez następne słowa Addison.
- Z tego, co wiemy, elektrownia Seabrook była napędzana jakąś nieznaną energią. Może pochodziła z kamienia, prawda?
- Mówiłem, że znajdzie kamień. - odezwał się Wyatt z zachwytem, patrząc na swoją siostrę z radością. To był niewidzialny cios w serce Miry, czego również nie potrafiła wytłumaczyć. - Jest niesamowita.
Miranda widziała i wzrok Willy, i wzrok Zeda, któremu nie podobało się to wszystko. Złapała go za dłoń, chcąc dodać mu nieco otuchy. Chłopak uśmiechnął się do niej delikatnie, obejmując ramieniem w przyjacielskim geście. Sam widział, że było z nią coś nie tak, ale nie chciał wtedy o to pytać.
- Jeśli ma rację... Wow! - wyszeptał Wyatt z jeszcze większym zachwytem.
Stali tam przez dłuższą chwilę, patrząc na elektrownię. Nikt się nie odzywał, dopóki Willa nie odwróciła się w stronę jednej z białowłosych dziewczyn.
- Widzimy się jutro w szkole, Addison. - powiedziała Willa, spoglądając na dziewczynę z nieodgadnionym dla niej wzrokiem.
- Okey. Do jutra. - odparła, po czym się odwróciła z zamiarem odejścia, co też od razu zrobiła. - Wielki dzień. - wyszeptała sama do siebie. Miała wielką nadzieję, że wtedy naprawdę znalazła "rodzinę" i nie przyjmowała do świadomości nic innego.
Dziewczyna prędko odeszła, a zaraz za nią cała reszta.
A Miranda wróciła do domu razem z Zedem, czując się pominięta w jakiś sposób przez wilkołaki.
Przecież to ona była Wielką Alfą.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro