Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rozdział 10

- Można prosić do tańca? - spytał chłopak, patrząc z boku na delikatnie uśmiechniętą twarz Mirandy. Nie potrafił wtedy jakoś oderwać od niej wzroku.

- Z wielką przyjemnością.

Wyatt położył dłonie na biodrach dziewczyny, podczas gdy ona zarzuciła swoje na jego barki. Patrzyli sobie w oczy, bujając się w rytm wolnej muzyki, która wtedy leciała z głośników. To był pierwszy raz, kiedy Miranda w ogóle tańczyła z kimś w parze i musiała przyznać, że było to dość przyjemne.

Oparła głowę na piersi Wyatta, co dość go zdziwiło, ale zaraz uśmiechnął się pod nosem, przyciągając ją jeszcze bliżej siebie. Czuł, jak biło jej serce, czuł, jak drobna była i przysiągł sobie, że musi jej chronić, nawet jeśli to ona była potężniejsza od niego.

Piosenka trwała dalej, ale to nie powstrzymało Mirandy od odsunięcia się od niego nieznacznie, by ponownie spojrzeć na jego przystojną twarz. Dopiero wtedy zdała sobie sprawę, jak bardzo podobały się jej jego oczy. Wyatt nieświadomie spojrzał na jej usta, po czym lekko nachylił się w jej kierunku, w nadziei, że się nie odsunie. Miranda zrozumiała, co chciał zrobić i sama stanęła na palcach, załączając ich usta razem. Oboje dopiero po chwili przyswoili do siebie, co się działo i oddali pocałunek tej drugiej osoby.

Tamta jakże przyjemna chwila nie trwała długo, bo oboje zaraz odsunęli się od siebie nieznacznie. Ich oczy błyszczały i w tamtej chwili nie liczyło się nic innego... Dopóki budynkiem nie zaczęło niespodziewanie trząść. Nie wróżyło to nic dobrego i wszyscy doskonale zdawali sobie z tego powodu sprawę. Nie wiedzieli, co się działo i co właśnie przerwało im bal.

Miranda i Wyatt nie musieli nic mówić - jedno spojrzenie wystarczyło. Nastolatkowie natychmiast skierowali się do wyjścia wraz z innymi uczniami. Nastąpił wielki chaos, a oni musieli w tym wszystkim znaleźć swoich przyjaciół.

- Co tu się dzieje? - odezwał się chłopak, kurczowo trzymając dłoń dziewczyny. Ziemia nieustannie się trzęsła i zaczęła pękać na pół, na samym środku korytarza, a z dziury wydostała się niebieska poświata.

- Kamień. On nie został zniszczony. - mruknęła Miranda, czując to gdzieś w środku. Spojrzała na niego z determinacją. - Musimy go znaleźć, Wyatt. - dodała, a on w tamtej chwili nie zamierzał jej odmawiać.

- Miranda! Wyatt!

Oboje odwrócili gwałtownie się do Willy, która zjawiła się tuż za nimi znikąd. Miranda o mało nie wpadła do dziury, gdyby nie szybka reakcja chłopaka, który w porę zdążył ją złapać. Objął ją w talii jedną ręką, trzymając mocno, bo oboje znajdowali się na krawędzi. Czuł jej szybko bijące serce, podczas gdy ona zrozumiała, że była bezpieczna, gdy ją trzymał.

- Energia kamienia spowodowała trzęsienie ziemi. - powiedział Zed, który stał wraz z Addison po drugiej stronie dziury i widział całą tamtą sytuację. - Może gdzieś w tej rozpadlinie znajdziemy kamień.

- To by znaczyło, że nie został zniszczony. - dodała Addison, kucając nieznacznie, by zajrzeć do dziury. Wierzyła, że kamień gdzieś tam był, że była jeszcze jakaś szansa na ocalenie ich.

Ziemią znów zatrzęsło, niektórzy krzyknęli.

- Musimy go odszukać. - powiedziała Wynter, patrząc znacząco na Mirandę. Dziewczyna już doskonale znała tamten wzrok i wiedziała, że nie mogła zawieść.

- Idziemy. Już! Póki mamy szansę.

Blondynka jako pierwsza wskoczyła do dziury, a zaraz za nią Willa, Wyatt, Wynter i kilka innych osób. Dziewczyna odganiała od siebie dym i kurz, by lepiej widzieć.

- Tutaj. Chodźcie. - powiedziała głośno, przedzierając się przez dość zatorowaną przez gruzy drogę. - To światło prowadzi do elektrowni.

Zadziwiająco szybko dotarli do miejsca, gdzie znajdował się kamień księżycowy. Musieli jednak uważać, bo ziemia wciąż się trzęsła, iskry tryskały w różne strony, niewielkie odłamki wciąż spadały na ziemię... Nikomu wtedy nie mogła stać się krzywda.

I w końcu go zobaczyli.

- Niesamowite. - wyszeptała Miranda w lekkim szoku. Myślenie o kamieniu, a zobaczenie go na żywo... To było niesamowicie uczucie, znaleźć to, czego tak uporczywie szukali przez ostatni czas. - Jest! Znaleźliśmy go!

Wszystkie wilkołaki natychmiast przyłożyły swoje naszyjniki do ogromnego kamienia, by je naładować. Każdy z nich poczuł, że wracały im siły, że byli znacznie silniejsi... I o to właśnie chodziło.

Ziemią zatrzęsło po raz kolejny, a oni zdali sobie sprawę, że mieli coraz mniej czasu.

- Musimy szybko stąd uciekać. - odezwała się Willa. Białowłosa natychmiast jej przytaknęła, bo dziewczyna miała stu procentową rację.

- Jeżeli podniesiemy go razem, to może uda nam się go wynieść. - powiedział Wyatt, zerkając na siostrę i swoją ukochaną. Razem mieli większą szansę.

- Musimy spróbować. - oznajmiła Miranda, na co Wyatt uśmiechnął się pod nosem. Była prawdziwą przywódczynią, było to widać na kilometr. - W górę, wilki! Razem!

Chwycili metalowe rury, które były owinięte wokół kamienia, dzięki czemu mogli go lepiej złapać i przenieść. Nie było to jednak takie proste, jak się mogło im wtedy wydawać. Kamień ponownie wylądował na ziemi, bo nie mieli wystarczająco dużo sił, by go wynieść.

- Jest za ciężki. - oznajmiła Wynter, a oni nie mogli zaprzeczyć. Był ciężki, każdy z nich zdawał sobie z tego sprawę.

- Po prostu jest nas za mało.

- Czekajcie! - zawołała Miranda, dostając nagłego olśnienia. Nie zwracając uwagi na pytające spojrzenia reszty, skierowała się w stronę, z której przyszli. Miała plan i zamierzała go zrealizować, jak najszybciej się dało. - Zed! Addison! - krzyknęła, dostrzegając na horyzoncie znajome twarze. Uśmiech mimowolnie wpłynął na jej twarz... Oni wszyscy mogli im wtedy pomóc. - Pomóżcie, proszę.

Zed uśmiechnął się w jej stronę, gdyż dostrzegł w jej tego przywódcę, którym przecież była. Wtedy nie zamierzał się sprzeciwiać, więc wraz z grupą zombie i kilkorgiem ludzi skierowali się w stronę kamienia. Zaraz każdy z nich złapał za druty, by go przenieść.

- Szybko! Zanim sufit się zawali! - zawołała Mira, widząc, że ich szanse na wydostanie się stamtąd malały z każdą sekundą. Wszyscy sprężyli się momentalnie i ruszyli do przodu, zdeterminowani. - Wszyscy razem! Podnosimy do góry!

Mieli wielkie szanse na wydostanie stamtąd kamienia wspólnymi siłami, ale wtedy nie mieli tego szczęścia. Nim się obejrzeli, wielki głaz zatkał im jedyną drogę ucieczki, a oni zostali uwięzieni.

- Wyjście jest zablokowane. Nie wyniesiemy kamienia. - powiedział Wyatt, a jego serce waliło w piersi, jak oszalałe. Zaczynał tracić nadzieję.

- Twoja Z-opaska. - odezwała się Eliza, wskazując na wspomnianą rzecz. - Zed, ściągnij ją i odsuń skałę. - dodała, a zielonowłosy spojrzał na ów opaskę, która wtedy była ich jedyną szansą.

- Dasz sobie radę, Zed.

- Nie jestem gotowy. Co jak się nie opanuję? - spytał pełen obaw, co do tamtego pomysłu. Mógł pomóc, ale czy na pewno chciał aż tak ryzykować? Nie był tam przecież sam.

Miranda złapała nieświadomie za ramię przyjaciela, by nie upaść, gdy ziemią ponownie zatrzęsło. Był ich jedyną szansą, jedną nadzieją.

- Wiesz, że cię uwielbiam i naprawdę nie chcę na ciebie nalegać, ale musisz spróbować. Zrób to dla mnie. - powiedziała, patrząc mu w oczy. Wiedziała, że nigdy jej nie odmówił, że miał pewnego rodzaju słabość do jej niebieskich oczu. - Najwyżej sama się tobą zajmę. To nie będzie mój pierwszy raz. - dodała, posyłając mu delikatny uśmiech. Próbowała go namówić i jednocześnie rozluźnić atmosferę.

Zed patrzył na nią przez chwilę, wiedząc, że miała rację. Robił to głównie dla niej, więc musiało się udać. Nie mógł zawieść.

Chłopak spojrzał jeszcze na całą resztę zgromadzonych, po czym ściągnął swoją opaskę. Jego ciało niemalże od razu zaczęło się zmieniać - jego żyły się wypukliły, skóra stała się bardziej jasna - a oni zdali sobie sprawę, jak bardzo był w tamtej chwili niebezpieczny. Mimo wszystko musieli mu zaufać.

Zawył głośno, jakby z bólu.

- Tak! - zawołała Wynter, niezwykle podekscytowana, że miała okazję zobaczyć go w takim stanie.

- Dalej, Zed. Uda ci się. - powiedziała Eliza, wierząc, że da radę.

- Wierzę w ciebie, chłopie. - mruknęła Miranda, kładąc dłoń na jego ramieniu. To na niego zadziałało.

Zed nie wahał się już więcej. Natychmiastowo zajął się podnoszeniem głazu do góry, by ich stamtąd uwolnić. Przesunął go na tyle, żeby się zmieścili z kamieniem, i trzymał go, dopóki wszyscy nie przedostali się na drugą stronę. Ale nawet wtedy tracił siły od ciężaru głazu.

Wreszcie się wydostali, głaz spadł na ziemię, a oni zdali sobie sprawę, że brakowało im dwóch osób - Zeda i Mirandy.

- Nie!

Wyatt odwrócił się w stronę głazu, uświadamiając sobie, że mógł już nigdy więcej nie zobaczyć tej jednej blondynki, która zawróciła mu w głowie. Serce waliło mu w piersi, bo tak naprawdę nie mógł nic zrobić w tamtej chwili.

- Zed! - zawołała Addison, podbiegając tam nagle. Do niej samej dochodziło wtedy właśnie, że oboje mogli zostać po drugiej stronie. - Miranda!

Wszystko trwało zaledwie sekundy, podczas gdy oni zdawali się czekać wieczność na... Cokolwiek. W końcu usłyszeli czyjś kaszel i dostrzegli niewielkie światełko "w tunelu". A  później zobaczyli dwójkę nastolatków - Zed trzymał Mirę w stylu panny młodej, podczas gdy ona poprawiała nieznacznie opaskę na jedno nadgarstku. Oboje uśmiechnęli się szeroko do zgromadzonych, a niektórym z nich ulżyło, że nic im się nie stało.

- Dzięki, Zed. - mruknęła blondynka, kiedy przyjaciel odstawił ją z powrotem na ziemi. Chłopak nie zdążył jej odpowiedzieć, gdy zjawiła się koło nich Addison.

- Zed, wszystko w porządku? - spytała, przytulając go z wyraźną ulgą. Inni nie mieli w tamtej chwili dla niej żadnego znaczenia, liczył się tylko on.

- Mira. - powiedział cicho Wyatt, podchodząc do blondynki natychmiast. Złapał jej twarz w swoje dłonie, sprawdzając, czy nic się jej nie stało. Nic jej nie było, na szczęście. - Nie strasz tak więcej, co? - dodała, kiedy zabrał ręce z jej twarzy. Musiała jednak przyznać, że zrobiło się jej miło, że się o nią bał.

- Postaram się. - odpowiedziała mu ze śmiechem, sama obejmując go mocno. Nie obchodziło ją nic innego, żadne chwile z poprzednich dni, żadne niemiłe sytuacje...

- Ale odlotowo! Daliśmy czadu! To było takie... Epickie! Yes! - zawołała rozentuzjazmowana Wynter, wymachując rękoma, jak oszalała.

Kilka osób spojrzało na nią, a kiedy dziewczyna odwróciła się twarzą do Willy, natychmiast straciła swój zapał, czując zażenowanie.

- Przesadziłam? - spytała dla upewnienia, jednak Willa uśmiechnęła się szeroko.

- Ani trochę. - przyznała, bo sama w środku pragnęła krzyczeć ze szczęścia. - Udało nam się! - powiedziała głośno, z wyraźną ulgą i radością.

- Powiedzcie: krew. - poleciła Eliza do Addison i Zeda, by zrobić im zdjęcie. Nastolatkowie ustawili się w odpowiedniej pozycji, na co reszta uśmiechnęła się delikatnie.

- Krew!

Dziewczyna pstryknęła im zdjęcie, z czego bardzo jej dziękowali, nawet jeśli nie padło żadne słowo w tamtej sprawie.

- Na ściance będzie pierwsze zombie w historii szkoły. - powiedziała zielonowłosa ze szczerą radością. Było to również wyróżnienie dla całej społeczności zombie.

Wilkołaki, jak na zawołanie zawyli głośno, co po chwili zrobiła też cała reszta.

- Masz genialną wymowę. - stwierdził Wyatt, zwracając się do Bonzo, który stał tuż obok. Chłopak podziękował mu uśmiechem, bo to też było dla niego jakieś wyróżnienie.

- Bonzo ma wrodzony talent do języków. - zaśmiała się Bree, a wraz z nią cała reszta.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro