rozdział 1
Miranda nie zwracała zbytniej uwagi na to, co mówiono przez głośniki w Zombietown. Szła przed siebie, z nałożoną na głowę peruką z brązowymi włosami, a na to czapką z daszkiem. Nie panikowała, jak reszta. Nie bała się wilkołaków - ba! Ona była jednym z nich.
Odwróciła się za siebie, sprawdzając, czy nikt jej nie obserwował, lecz prędko odwróciła się z powrotem przed siebie. A Lech chciał, żeby przypadkiem na kogoś wpadła i wraz z nim runęła na ziemię, jak długa.
- Przepraszam. - wydukała, podnosząc się na równe nogi. Chłopak zaraz zrobił to samo, stając przed nią.
- Nic nie szkodzi.
Dziewczyna uśmiechnęła się prędko, sprawdziła, czy naszyjnik wciąż znajdował się pod jej koszulką, po czym naciągnęła bardziej czapkę na głowę i ruszyła przed siebie po raz kolejny, by nie wzbudzać żadnych podejrzeń. Już i tak wariowali o dowiedzeniu się o wilkołakach.
Skręciła w pierwszą lepszą uliczkę i tam niestety znowu na kogoś wpadła.
- Zed? - spytała, widząc zielone włosy chłopaka. Odsunęła się od niego nieznacznie, by lepiej mu się przyjrzeć. Tak dawno go przecież nie widziała.
- Miranda. - odezwał się chłopak, trochę zdezorientowany. Prędko ją rozpoznał, nawet z tą peruką. - O matko! Jak ja cię dawno nie widziałem. Co tu robisz? - zapytał rozentuzjazmowany, ciesząc się niezmiernie, że wróciła.
- To nie czas na takie rozmowy. Mogę przenocować u ciebie?
- Jasne. Chodź. - przytaknął od razu, nie widząc wtedy żadnych przeciwwskazań, by zabrać ją do siebie. Jego ojciec przecież ją znał, nawet jeśli nie wiedział kim dokładnie była. - Tylko uważaj na Zoey. Chce teraz znaleźć jakiegoś wilkołaka. - polecił, obejmując ją ramieniem. Zaraz jednak nachylił się nad jej nieznacznie spiczastym uchem. - A nie wie, że nim jesteś.
- Będę ostrożna, jak zawsze. - zaśmiała się, doskonale wiedząc, że ujawnienie się w tamtym momencie mogło przynieść jej wtedy zwykłe kłopoty.
Ruszyli zaraz w odpowiednią stronę - ona z delikatnym uśmiechem, on szczęśliwy i gotowy do długiej rozmowy po latach.
- Mam ci tyle do opowiedzenia.
~*~
Wyatt, po wpadnięciu przypadkiem na Mirandę i późniejszym spotkaniu Zoey, ruszył do Zakazanego Lasu, gdzie osiedlona była jego wataha. Zadziwiająco szybko znalazł się w lesie, gdzie od razu skierował się w odpowiednim kierunku.
- Wyatt wrócił. Wilki!
Wszyscy zaczęli zbierać się w jedno miejsce, by przywitać chłopaka i wysłuchać tego, co odkrył. Nastolatek już w drodze ściągnął z głowy hełm, a następnie kitel, dzięki któremu nikt nie rozpoznał w nim wilkołaka.
Jedna z osób podała mu jego naszyjnik, który od razu zawisł mu na szyi, świecąc lekko na niebiesko, po czym ktoś inny narysował dwie kreski na jego policzku. Chłopak już po chwili odwrócił się do swojej siostry - jego oczy zabłysły na żółto, a w uzębieniu pojawiły się znacznie wystające kły.
- Czego się dowiedziałeś? - spytała Willa od razu, nie zamierzając zwlekać. Już i tak zwlekali, a to szło tylko na ich niekorzyść.
- Słyszeli, jak wyjesz, Willa. - odparł jej natychmiast z pewną pretensją. Właśnie tego najbardziej w niej nie lubił, mogła w końcu doprowadzić ich do zguby takim zachowaniem.
- Co z tego?
- Zdemaskowałaś nas. - powiedział, pokazując jej zabrany przez siebie rysunek Zoey, przedstawiający wilka. Willa zaśmiała się z odbierając go od niego.
- Proszę cię. I to niby mamy być my, Wyatt? Mamy o wiele lepsze włosy. - powiedziała, jakby to miało wtedy jakiekolwiek znaczenie w tamtej sytuacji. - Przestań się tak zamartwiać, bracie. Nie wiedzą, czy awooo! - zawyła głośno, na co on popatrzył z politowaniem. - Znaczy ciao, czy aloha. Czy "wypruje twoje flaki". - dokończyła, znów na niego spoglądając. - Tak w ogóle, kogo obchodzi, co o nas myślą? To miasto jest paskudne.
- Musimy znaleźć Wielką Alfę.
- O ile Wielki Alfa w ogóle istnieje. - odparła, nie do końca wierząc, że tak było. Wyatt miał inne zdanie na tamten temat.
- Willa. Wszyscy widzieliśmy ją w lesie. Miała białe włosy. - oznajmił, nawiązując do jeden z cheerleaderek. Prędko przypomniał sobie, że kilka dni wcześniej widział jeszcze jedną dziewczynę z nienaturalnie białymi włosami. - No i ta druga tak samo.
- To pewnie tylko kwestia światła.
- Ona istnieje. - upierał się Wyatt. Wierzył w tamto, jak w nic innego. - I doprowadzi nas do kamienia księżycowego. Wiesz, że zostało nam mało czasu. Coraz więcej wilków z watahy choruje. A nasze naszyjniki? Prawie się wyczerpały. - powiedział, dotykając ów naszyjnika na jego szyi. - Musimy znaleźć ten kamień.
- Kiedy już go odszukamy, naładujemy nasze naszyjniki energią i zostaniemy wilkołakami przez kolejne cudowne sto lat, co nie? - zachwyciła się Wynter, a cała reszta od razu jej przytaknęła.
- Okey. - odezwała się Willa w końcu, trochę ulegając pod tym względem. - Nawet jeśli któraś z tych dziewczyn jest Wielką Alfą, to jak je znajdziemy?
- Dzięki temu. - odparł jej chłopak, znów wyciągając coś z kieszeni. - Odpadło z jej kurtki. - dodał, pokazując jej plakietkę, która wtedy mogła im bardzo pomóc. - No bynajmniej wiemy, jak znaleźć jedną z nich. Na temat drugiej nie wiemy za wiele.
- Wytropimy ją dzięki naszym wilczym super zmysłem. - zachwyciła się Wynter, ale chłopak prędko zgasił jej entuzjazm.
- Przeczytaj, co jest napisane. - poleciał Wyatt, marszcząc nieznacznie brwi. Czasami zachowanie dziewczyny doprowadzało go do szału. - To co? Wycieczka do liceum?
Willa westchnęła, spoglądając na swoją przyjaciółkę. Nie była z tego wszystkiego zadowolona, ale nie miała innego wyjścia. Musieli to sprawdzić.
- Okey. Niech ci będzie. - odezwała się wreszcie, co znacznie ucieszyło jej brata, który miał nadzieję na znalezienie którejkolwiek z dziewczyn. - Znajdziemy te dziewczyny i jeśli któraś z nich jest Wielką Alfą, to powie nam, gdzie jest ukryty nasz kamień.
- Idziemy z samego rana! - powiedział głośno Wyatt, patrząc po reszcie stada.
- Idziemy dziś wieczorem. - poprawiła go natychmiast Willa, na przekór swojemu bratu.
- Tak też może być. - mruknął, nie chcąc się jej więcej sprzeciwiać. Już i tak za dużo od niej wymagał, o ile tak to można było nazwać.
Cała reszta watahy zawyła głośno.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro