prolog
Białowłosa dziewczyna przemierzała przed leśną drogę, oświetlana jedynie przez księżyc. Odetchnęła świeżym powietrzem, zaciągając się nim. Uwielbiała takie wieczory, szczególnie w samotności.
Nagle odwróciła się w bok, skąd dochodziło wycie. Uśmiechnęła się sama do siebie, zdając sobie sprawę, jak blisko było inne stado wilkołaków. Nie zamierzała ich szukać, wiedząc, że prędzej czy później oni znajdą ją, a to było naprawdę trudne do wykonania.
Coś zaszeleściło w krzakach, jednak dziewczyna nie spojrzała w tamtym kierunku, nieustannie idąc przed siebie. Czy się bała? Skądże. Czy czuła się wtedy bezbronna? Nigdy w życiu.
W tym samym czasie, obserwujący ją wilkołak, postanowił wrócić do swojego stada, by poinformować o zaistniałej sytuacji swoją siostrę. Chłopak szybko znalazł się w obozowisku, odnajdując siostrę i tymczasową przywódczynię ich stada zaledwie kilka metrów dalej. Nieco zdyszany podbiegł do niej, na co ona spojrzała na niego ze zmarszczonymi brwiami.
- Co się stało?
Nastolatek uspokoił swój oddech i wskazał w kierunku, z którego przyszedł.
- Tam... Szła jakaś dziewczyna z białymi włosami. - powiadomił, na co jego siostra westchnęła cicho. - Nie wystraszyła się, kiedy niechcący nadepnąłem na gałąź, nie odwróciła się. W dodatku na jej szyi wisiał... - przerwał na chwilę, by wyciągnąć swój wisiorek spod koszulki. - Jej również świecił, Willa.
Dziewczyna patrzyła na niego przez chwilę, analizując jego słowa w głowie. Już i tak mieli na głowie znalezienie kamienia księżycowego i przy okazji, może, również Wielkiej Alfy. Nie chciała przyjąć do swojej wiadomości, że ów spotkana dziewczyna mogła być wilkołakiem - mogła mieć przecież inny naszyjnik, który tylko przypominał te ich.
- Idź się położyć, Wyatt. Pogadamy jutro.
Chłopak chciał już coś powiedzieć, ale powstrzymał się przed tym, wzdychając cicho. Nie chciał się sprzeciwiać siostrze, więc posłusznie poszedł się położyć.
Jednak przez całą noc jego głowę zaprzątała tajemnicza dziewczyna o białych włosach i naszyjniku podobnym do tych, które posiadali oni.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro