rozdział 3
Kolejnego dnia Wyatt nie martwił się już tak bardzo, bo Miranda powiedziała mu, że wychodziła na spotkanie z Addison. Obie dziewczyny naprawdę się lubiły, dzięki Addison Mira czuła się swobodniej w szkole, choć rzadko kiedy się tam w ogóle pojawiała. Czuła z nią dziwną więź, której żadna nie potrafiła wytłumaczyć. Różniły się, to fakt, ale ta odmienność, którą obie się charakteryzowały, przyciągały je do siebie.
- Co zamierzasz robić po szkole? - zagadnęła Addison, kierując się powoli w jakimś kierunku. Nie miały jakiegoś szczególnego celu swojej przechadzki.
- Nie wiem, nie zastanawiałam się nad tym. Mam na głowie całą watahę i własne problemy. Nie tylko zdrowotne. - wyjaśniła Miranda zgodnie z prawdą, wiedząc, że mogła jej co nieco zdradzić. Ufała jej.
- Zed wspominał ostatnio, że trochę chorowałaś. Wszystko w porządku? Dobrze się już czujesz?
- Tak, jest lepiej.
Nie było. Oczywiście, że nie było. Wszelkie wspomnienia wracały do niej każdego dnia w snach i nie tylko. Wyrzuty sumienia, że okłamywała nie tylko Wyatta, ale też siebie, zżerały ją od środka. W dodatku to poronienie... To było dla niej zdecydowanie za dużo.
- A ty co zamierzasz robić, gdy skończysz szkołę? Zed coś ostatnio wspominał, ale wiesz... Kto by mu tam wierzył na słowo. - zaśmiała się Mira, uśmiechając się na samą myśl o swoim przyjacielu. Kochała go jak brata.
- Zed jest kochany.
- To akurat wiem. Bardzo mi pomógł, kiedy zginęli moi rodzice. Przygarnął mnie, pomagał, kiedy wróciłam. Podtrzymuje mnie na duchu za każdym razem, kiedy tylko tego potrzebuję. On jedyny zna mnie prawie na wylot, zna moje największe sekrety, moje wady i zalety. - oznajmiła Miranda, nie mogąc powstrzymać uśmiechu. - A później ja pomagałam mu. Studziłam nieco jego zapał, gdy chciał cię powstrzymać w sprawach wilkołaków. Dobrze wiem, jak go okiełznać, gdy "przypadkiem" ściągnie swoją Z-opaskę. Znam go może nawet lepiej, niż on sam. Jest dla mnie, jak brat, którego straciłam w dzieciństwie.
- Nie wiedziałam. Zed nic mi... - zaczęła Addison, smutniejąc na samą myśl, że dziewczyna straciła brata w dzieciństwie.
- Bo go o to prosiłam. Nie lubię do tego wracać, to dość... Bolesna sprawa. - przerwała jej od razu Mira, nie chcąc do tego wszystkiego wracać.
- Nie musisz nic mówić, ale masz we mnie wsparcie w każdej sprawie, chwili i sytuacji. - powiedziała Addison, obejmując druga z dziewczyn ramieniem. Chociaż w taki sposób mogła dać jej swoje wsparcie.
- Dziękuję, Addison.
- A po szkole zamierzam ich gdzieś do collegu. Niedługo będę składać też papiery. - dodała, zmieniając temat ich rozmowy, a właściwie wracając na ten poprzedni, którego nie dokończyły.
- Oby udało ci się dostać.
- Oby wszystko się ułożyło w twoim życiu.
~*~
Miranda była silna emocjonalnie. A tak bynajmniej wydawało się większości osób.
Tamtego wieczoru, gdy najmłodsi z całej watahy byli na spacerze z Wyattem, Wynter i kilkoma innymi nastolatkami, Willa sprawdzała całą norę, zaglądając do kilku starszych osób. Dlatego też zdziwieniem było do niej ciche płakanie, gdy tylko wyszła na zewnątrz. Zmarszczyła brwi i podążyła w odpowiednią stronę, dość szybko zauważając białowłosą dziewczynę siedzącą przy jednym z głazów. Natychmiast skierowała się w jej stronę i kucnęła obok.
- Miranda... Wszystko w porządku?
Blondynka zdziwiła się jej widokiem, bo myślała, że ta poszła razem z bratem i swoją przyjaciółką. Mimo wszystko ucieszył ją jej widok, nawet jeśli nie chciała pokazać przy niej swojej słabości.
- Co tu robisz, Willa? - spytała odruchowo, nie wiedząc do końca, jak się zachować w obecnej sytuacji.
- Słyszałam, że płaczesz. Co się stało? Wyatt ci coś... - zaczęła Willa, gotowa rozprawić się ze swoim bratem czym prędzej.
- Wyatt? Oszalałaś? - odparła od razu Miranda, nieświadomie się uśmiechając. - Wyatt to najlepszy chłopak, jakiegoś poznałam. Zaraz po Zedzie. Nie byłby w stanie nic mi zrobić.
- Fakt. Znam swojego brata. - zaśmiała się Willa, również uśmiechając się na wspomnienie Wyatta. - To co się stało?
Miranda westchnęła cicho, po czym przejechała dłonią swoich białych włosach. Miała obawy, by wyjawić jej choćby część prawdy, ale z drugiej strony chciała, bo wiedziała, że to w jakimś stopniu by jej pomogło. Zaraz przeniosła swój wzrok na Willę, ale jej oczy wyrażały pewien smutek.
- Właściwie to... Od jakiegoś czasu nie mogę spać, męczę się wewnętrznie z własnymi problemami, w dodatku ten mój ostatni stan i wylądowanie w szpitalu... Nawet nie wiesz, jak bardzo mam już dość i jak bardzo chciałabym być normalną nastolatką. Uwielbiam was, zostałam wychowana w towarzystwie watahy, bynajmniej w jakimś stopniu. Ale wydarzenia, które przeżyłam odcisnęły na mnie pewne piętno, z którym nie potrafię sobie poradzić.
- Mówiłaś o tym komuś? O tym wszystkim, co cię spotkało? - spytała Willa, wiedząc, że Miranda mówiła naprawdę zdawkowo w tamtym momencie.
- Zed wie wszystko na mój temat i jedyny wie, co przeszłam. - odpadła od razu Mira, kiwając głową sama do siebie.
- Jesteście blisko, prawda?
- Pytasz, jakbyś nie wiedziała. - zaśmiała się cicho, przecierając oczy. - Znam go od dzieciństwa. Jest dla mnie, jak brat. Nasi rodzice się kiedyś przyjaźnili, choć jesteśmy z dwóch różnych światów. On polubił moją odmienność i tajemniczość, a ja polubiłam jego żywiołowość i chęć pomocy innym. Jesteśmy inni, tak bardzo od siebie różni, a jednak połączyła nas wyjątkowa przyjaźń, która ciągnie się po dziś.
- To piękne, co mówisz. I trochę zazdroszczę ci takiej znajomości. Niby przyjaźnimy się z Addison, Zedem, nawet Elizą, ale to nie jest to samo. - stwierdziła Willa, zaczynając skubać trawę wokół siebie. Zaraz jednak na jej twarzy pojawił się uśmiech. - Choć taką przyjaźń mam z Wynter. Ja, ona i Wyatt wychowaliśmy się w jednej watasze. Też spędziliśmy świetne lata razem.
Przez chwilę obie milczały, aż nagle usłyszały czyjeś śmiechy, które stawały się coraz głośniejsze. Wstały, po czym odwróciły się w odpowiednią stronę, zauważając grupkę młodych wilkołaków zmierzających w ich stronę. Obie uśmiechnęły się delikatnie, gdy Wyatt i Wynter podeszli do nich bliżej, podczas gdy cała reszta udała się do jaskini.
- Pierwszy raz od dawna widzę was same i to bez chęci wydrapania sobie oczu. - zaśmiał się Wyatt, patrząc na dwie bliskie sobie dziewczyny. Był trochę w szoku, że się nie pozabijały.
- Jak zwykle szczery. - stwierdziła Willa, wywracając oczami. - Chodź, Wynter, sprawdzimy, co u innych.
- Willa? - odezwała się Miranda, zanim obie dziewczyny zdążyły od nich odejść. - Dzięki wielkie.
- Nie ma sprawy. - odparła Willa, uśmiechając się w jej stronę pokrzepiająco. Po chwili przeniosła swój wzrok na brata. - A ty jej nie skrzywdź, co sama się tobą zajmę.
Wreszcie obie nastolatki odeszły, zostawiając pozostałą dwójkę samych. Wyatt pokręcił głową, patrząc na znikającą sylwetkę siostry, po czym spojrzał na swoją ukochaną. Cieszył się, że miała dobre relacje z jego siostrą, szczególnie po nieprzyjemnych początkach obu dziewcząt.
- Płakałaś. - zauważył, dostrzegając ślady łez na jej policzkach. Zmartwiło go to.
- To już nieważne. - mruknęła Miranda, machając lekceważąco ręką.
- Przez Willę?
- Willa akurat mi pomogła, Wyatt. Nie musisz się martwić. To dobra dziewczyna z trudnym charakterem. - wyjaśniła, uśmiechając się delikatnie. Nie mogła powiedzieć na Willę złego słowa.
- Tak samo jak ty. - stwierdził ze śmiechem, czemu nie mogła zaprzeczyć.
- Willa jest ode mnie inna i dobrze o tym wiesz. - odparła od razu. - Ja w ogóle jestem inna. I nie mam imienia ja W, jak wy wszyscy.
- Jesteś na M, a to odwrócone W. Inna, a jednak pasująca. - zaśmiał się, czemu również nie można było zaprzeczyć. Była jedynym wilkołakiem, którego imię zaczynało się na inną literkę, niż W. - Chodź, opowiem ci, co te dzieciaki w ogóle wykombinowały po drodze.
- A ja z przyjemnością tego posłucham.
Tamtej nocy koszmary nienawidziły Mirandy ani razu. Obudziła się nawet po Wyacie, co było szczególnym zdziwieniem dla obojga, ale żadnemu z nich to nie przeszkadzało. Cieszyli się, bo to była pierwsza noc bez niespodzianek.
Szkoda tylko, że jedna z nielicznych.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro