Rozdział 3
- To już naprawdę jest niesprawiedliwe - powiedziała dziewczyna gdy po raz kolejny karty wybuchły na niej. - Gramy już tyle i znowu wybuchło na mnie.
- W końcu wygrasz - powiedział Remus klepiąc ją pocieszająco po ramieniu.
- Jeśli tak dalej pójdzie to ja włosów nie domyje - mruknęła po czym wstała. - Ja już idę - stwierdziła i zobaczyła że jest już ciemno. - Pa - powiedziała po czym wyszła.
Dziewczyna szła dosyć szybko zdenerwowana i zobaczyła że w przedziale obok siedzi Naomi, ale tym razem tylko z blondwłosym chłopakiem. Szybko dała nura tak, aby nie było jej widać po czym zaczęła się skradać aby podsłuchać o czym mówią. Stwierdziła że chce widzieć co oni tam robią, więc schyliła się jeszcze bardziej aby zobaczyć przez kratkę co robią. Słabo było słychać przez co wstrzymała oddech aby lepiej usłyszeć co tam się dzieje.
Krukon zbliżył się do Naomi wyjątkowo blisko tak że ich twarze dzieliło tylko kilka centymetrów. Oboje byli tym zestresowani co było widać na kilometr.
- Kocham Cię - oznajmił patrząc jej w oczy, gotowy w każdej chwili się odsunąć. Rose miała ochotę pisnąć lecz milczała, póki krukonka nie pocałowała chłopaka.
- Oooooooo - powiedziała cicho Rose, na co - ku jej niezadowoleniu - szybko zareagowali rozsuwając przedział, a puchonka niestety nie miała tak szybkiej reakcji przez co padła na twarz.
- Kim ty jesteś? Czemu nas śledzisz? - zaczął pytać chłopak, a Naomi już podeszła wyciągając rękę.
- To jest Rose - oznajmiła krukonka. - Moja przyjaciółka - przedstawiła ją, a chłopak najwyraźniej się trochę zmieszał.
- Dastin - powiedział po chwili. - A dlaczego nas śledzisz? - zapytał puchonki, która nie do końca potrafiła się wytłumaczyć.
- Po prostu przechodziłam i się wywróciłam - skłamała i tu był jej błąd. Nie umiała kłamać chodźby nawet bardzo chciała.
- Wiesz że nie umiesz kłamać? - zapytała Naomi, a puchonka zdawała się tego nie słyszeć.
- Życzę wam powodzenia i już idę - oznajmiła po czym poszła, karcąc się za swoją głupotę skierowała się w stronę przedziału który był niedaleko. Była tak skupiona na swoich myślach że po chwili wpadła na kogoś straciła równowagę i wywaliła się, wraz z dziewczyną na którą wpadła.
Dlaczego jestem taką sierotą? zapytała siebie w myślach po czym uniosła wzrok na krukonkę.
- Przepraszam - powiedziała od razu podnosząc wzrok gdzie zobaczyła dziewczynę o czarnych oczach, brązowych niemalże czarnych i - co puchonkę dziwiło od zawsze - idealnie prostych włosach i już wiedziała kim była. Susan Taylor.
- Nie ma za co - odparła wstając energicznie. Zawsze była wesoła ale dzisiaj jeszcze bardziej.
- Czy coś się stało? Jesteś jeszcze bardziej wesoła niż zwykle, a ty zawsze jesteś strasznie wesoła chyba że... - zaczęła lecz przerwała widząc że uśmiech dziewczyny powiększa się jeszcze bardziej, przez co puchonka spojrzała na Syriusza który również uśmiechnął się machając do brunetki, jakby w ogóle nie zauważył rudowłosej. Hunt uznała że się wycofa widząc że Black kieruję się w ich stronę najwyraźniej chcąc porozmawiać z Taylor. Szybko zniknęła z pola zasięgu wzroku zmierzając do przedziału.
- Gdzieś ty była?! Przecież masz coś z ko... - zaczęła wrzeszczeć Grace, gdy Rose jej przerwała w tym samym czasie łapiąc ją za rękę.
- Rozumiem że się troszczysz, ale nie przesadzaj bo zaczyna mnie to strasznie denerwować - oznajmiła puchonka, a ślizgonka westchnęła.
- Po prostu się o Ciebie martwię Rosalindo, ponieważ ty wolisz martwić się o innych niż o siebie - oznajmiła mówiąc jej pełnym imieniem chcąc dać jej tym do zrozumienia że jest to ważne ale w zamian Rose przewróciła oczami.
- Nie mów do mnie Rosalinda - burknęła Hunt. - Mów do mnie jak chcesz - ciągnęła. - Tylko nie Rosalinda - powiedziała, na co ślizgonka pokręciła głową z niedowierzaniem.
- Dobrze Rose - powiedziała Williams z naciskiem na jej imię, po czym - jak to ona - poszła spać, a Hunt poszła w jej ślady.
Obudził ją głos Naomi, coś mówiący lecz do niej to nie docierało.
- ... zaraz Hogwart - powiedziała krukonka i to były pierwsze słowa które do niej dotarły. Przeciągnęła się niewyspana po czym obudziła ślizgonkę, która oznajmiła że zostaje w pociągu, bo jest za leniwa by wstać.
- Przynajmniej jesteś szczera - mruknęła Naomi. - Rusz się! - krzyknęła Campbell, na co Grace niechętnie wstała.
- Zadowolona? - warknęła do krukonki.
- Nawet bardzo - oznajmiła Naomi, po czym wyszły z przedziału, co było ich błędem. Podekscytowani pierwszoroczni zaczęli energicznie biec do drzwi, ciągnąć ze sobą całą trójkę.
- Co im do cholery jasnej jest? Ktoś tu Chimerę widział czy co?! - krzyknęła Grace chcąc aby usłyszały ją jej przyjaciółki które mocno trzymały kufry, aby nie zniknęły gdzieś w tłumie dzieci.
- A bo ja wiem?! - odkrzyknęła Naomi, ale Rose nie odpowiedziała usiłując jak kolwiek utrzymać się jeszcze na nogach, usiłując uciekać przed pierwszakami a niektórzy nawet nie zwrócili na nią uwagi przez co ją deptali po stopach.
Dziewczyna miała już dosyć tego wszystkiego! Chciała tylko spokoju. Czy to tak wiele? Najwidoczniej tak skoro nawet tego nie mogła mieć. Czy ona musi być aż taką sierotą? Nie miała już siły, więc stanęła i tu był jej błąd gdyż dzieci wywaliły ją, a niektórzy zaczęli nawet ją deptać. Wiedziała jedno... Siniaki to ona będzie miała wszędzie, co jej się nie podobało. Zamknęła oczy z nadzieją że wtedy będzie mniej boleć. Leżała gdy poczuła że ktoś przy niej klęka.
- Czy ona żyje? - zapytała spanikowana Naomi.
- Nie - odpowiedziała jej cicho Rose, na co dziewczyna wybuchła płaczem, póki nie zdała sobie sprawy kto to mówi.
- Rose! - krzyknęła krukonka obejmując ją od razu, na co puchonka jęknęła z bólu.
- Przecież to ją boli! - krzyknęła Grace, szybko zabierając krukonkę od puchonki, a Rose powoli otworzyła oczy.
Pierwsze co zobaczyła to dosyć spore zbiegowisko co jej nie pasowało. Nie lubiła być w centrum, a każdy wzrok był skierowany na nią. Postanowiła się jak najszybciej ulotnić z tamtego miejsca, ale jak na złość z nikąd pojawił się profesor Slughorn.
Lepiej być nie mogło, pomyślała lecz jej rozmyślania przerwał Horacy :
- Na brodę Merlina! - krzyknął mężczyzna. - Co tu się stało?! - dopytywał, a Rose musiała się chwilę zastanowić.
- Dzieci chyba uznały mnie za dywan - odparła. - Najwyraźniej bardzo wygodny, bo siniaki mam chyba wszędzie - dodała, na co niektórzy uśmiechnęli się pod nosem.
Niektórych dziwiło to jak do tego wszystkiego podchodzi, ale jak by miała być smutna za każdym razem jak sobie coś zrobi to nigdy nie byłaby szczęśliwa.
- Chyba niczego nie złamałam więc myślę że można zapomnieć o całej sytuacji panie profesorze - powiedziała do nauczyciela, który najwyraźniej trochę zmieszał się jej wypowiedzią.
- No dobrze - odparł w końcu i poszedł do wyjścia. - Tylko proszę sobie już nic nie zrobić! Chociaż dzisiaj! - krzyknął na odchodne, po czym zniknął w drzwiach lecz tylko on. Reszta patrzyła dalej na nią ze zdziwieniem i z zaciekawieniem co dodatkowo peszyło dziewczynę. Wstała po czym odeszła.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro