Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1

Rose stała z rodzicami i bratem na peronie.
Ojciec miał poważną minę, lecz ta widziała w jego oczach żal. Jej brat był szczęśliwy, ale jednak wyglądał na trochę przygaszonego. Matka nawet nie próbowała się powstrzymywać. Rozpłakała się łkając głośno dziewczynie w ramię i przytulając tak mocno, że dziewczyna myślała że zaraz ją połamie.

- Moja mała czarownica - powiedziała do niej matka, pociągając głośno nosem.

- Raczej wiedźma - mruknął jej brat, a matka już chciała go skarcić.

- Po prostu mi zazdrościsz Ethan, bo TY nie jesteś CZARODZIEJEM - powiedziała Rose dając mu do zrozumienia, że ona jest czarownicą, a on nie.

- Wielkie mi halo! - oburzył się chłopak - Patykiem sobie machasz i niby jesteś ode mnie lepsza?!

- Tak - odparła mu rudowłosa. - A poza tym to jest różdżka, a nie patyk - dodała, a Ethan już chciał się kłócić gdy ktoś im przerwał.

- Nie kłóćcie się! Nie dzisiaj! - krzyknęła matka łkając lekko, więc oni zamilkli. Kobieta jeszcze przez dobre pięć minut ściskała Rose, a ta miała nadzieję że chociaż troszkę zluźni ucisk, lecz na marne.

- Mamo muszę już po mału iść - oznajmiła cicho tak że tylko kobieta ją usłyszała.

- Jeszcze chwilkę! - odrzekła kobieta głośniej, tak że obaj mężczyźni usłyszeli te słowa.

- Lindo puść ją już... My też chcielibyśmy się pożegnać, a jak ma zaraz iść... - powiedział jej ojciec.

- Co ty mówisz Matt! Przecież aż tak długo to nam nie zajęło!

- Kochanie - zaczął spokojnie spoglądając na żonę. - Przyszliśmy tu o dziesiątej trzydzieści, a jest za dziesięć...

- O jejku! - powiedziała zaskoczona. - Jak ten czas szybko leci! - dodała po czym wypuściła Rose, która była bardzo wdzięczna ojcu za to że to powiedział.

- Pożegnaj się najpierw z bratem, bo inaczej pewnie się wywiniesz jak ostatnio - stwierdził ojciec, co spotkało się z jękiem niezadowolenia brata.

- Masz szlaban! - oznajmiła Linda Ethan'owi, na co ten gwałtownie się wyprostował.

- Ale za co?! - powiedział oburzony. - A poza tym jestem już pełnoletni! - dodał dobitnym tonem, a Linda w odpowiedzi cicho prychnęła.

- I co z tego?! Jesteś nadal moim dzieckiem i zawsze nim będziesz! Jeśli będzie taka potrzeba będziesz dostawać szlabany regularnie! - krzyczała Linda wzburzona takim zachowaniem syna lecz dziewczyna już nie słuchała, a w głowie zobaczyła wściekłego Filcha jak krzyczy na nią za przyniesienie błota na butach i daje jej szlaban.

- A teraz grzecznie pożegnaj się z siostrą, a nie zachowujesz się jak pięciolatek który nie dostał lizaka! - dodała kobieta, a Ethan chcąc nie chcąc podszedł do siostry.

- No to żegnaj - stwierdził stojąc jak kołek. Dziewczyna pokręciła głową z niedowierzaniem, po czym go przytuliła, a ten odwzajemnił przytulasa i zapytał.

- Pamiętasz pierwszązasadę?

- Z tego co pamiętam to brzmiało ona Jeśli ktoś Ci się podoba musi dostać oficjalne zezwolenie ode mnie. - odparła mu rozbawiona jego zasadami dziewczyna który polegały głównie na takich typu rzeczach.

- Jeszcze ma mieć te zezwolenie na pergaminie z moim pełnym podpisem i parafką.

- Nie wiem po co się wysilasz, jak i tak nikogo nie znajdę - westchnęła rudowłosa wtulając się w brata.

- Czekaj - powiedział odsuwając ją od siebie, a ta wytrzeszczyła na niego oczy zaskoczona.

- Co?

- To kazałaś mi przeczytać tego Romka i Julię, a nie wierzysz w miłość? - zdenerwował się Ethan. - Wiesz ile mi to zajęło! - oburzył się, ale dziewczyna zaczęła sie śmiać.

- Jaki Romek? - zapytała śmiejąc się głośno, na co chłopak poczerwieniał na twarzy.

- No Romek, Domek! Nie ważne! Ten od Julii!

- Żaden Romek ani Domek tylko Romeo - oznajmiła mu śmiejąc się, po czym spoważniała. - Wierze w prawdziwą miłość, ale wątpię żeby akurat mi się przytrafiła.

- E tam! - powiedział olewając rudowłosy machając obojętnie ręka. - Z tego co tam o tych wszystkich książkach gadałaś, to ta miłość przychodzi kiedy się nie spodziewasz. Sama mówiłaś że jak ja mam Florę to ty tym bardziej będziesz kogoś miała.

- Od kiedy ty mnie słuchasz? - zapytała zszkowana.

- Sam nie wiem - stwierdził. - W każdym razie radź sobie i jeśli ktoś się za tobą ogląda to ma natychmiast przyjść do mnie.

- A od kiedy ja Ci się spowiadać muszę?

- Od wtedy kiedy gadasz o miłości - odparł wzruszając ramionami. - To pa - dodał, a dziewczyna sięgnęła ręką do jego włosów chcąc je poczochrać, lecz ten złapał jej rękę. - Nie.

- Żegnam pana Ethana Maxa Hunta - powiedziała zabierając i chcąc go podenerwować powiedziała do niego pełnym imieniem, lecz ten - ku jej wielkiemu zdziwieniu - zareagował nadwyraz spokojnie.

- Żegnam panią Rosalinde Janet Hunt i nie znam jeszcze drugiego nazwiska - powiedział po czym puchonka odwróciła się i szybko sięgnęła ręka do tyłu w kierunku włosów rudowłosego, a Ethan nie zdążył zareagować i w ten sposób miał poczochrane włosy, a Rose szybko uciekła do ojca i go przytuliła.

- ZABIJE CIĘ! - krzyknął Ethan, a ta w odpowiedzi przesłała mu buziaka w powietrzu po czym zwróciła głowę w stronę ojca mocniej go tuląc.

- Będę tęsknić - oznajmił jej, a puchonka minimalnie się uśmiechnęła.

- Ja też - odparła - Ale to już ostatni rok, więc niedługo tu wrócę - dodała, a ten pokręcił głową lecz nic nie powiedział, a w tym samym czasie Linda niecierpliwie czekała aż odejdzie od ojca chcąc ją ostatni raz objąć, więc gdy puchonka to zrobiła, była znów w objęciach mamy.

- Nie wiesz jak ja będę tęsknić! - powiedziała tak jakby nigdy miała jej nie zobaczyć.

- Mamo, to ostatni rok. Już kończę szkołe, a potem...

- Nie bajeruj! - wtrącił się ojciec. - Znajdziesz chłopaka...

- I odtrącisz biednych staruszków! - zakończyła matka łkając głośniej.

- Nie ma mowy! - oburzyła się rudowłosa. - Jeśli będzie taka potrzeba to nie będzie żadnych chłopaków! - dodała.

- Mój największy skarb - szepnęła jej matka do ucha. Dziewczyną naprawdę to wzruszyło i po policzkach zaczęły ciec jej łzy.

- Za trzy minuty ma pociąg odjechać! - zawołał niespodziewanie Ethan, ale dziewczyny ani drgnęły.

- Lindo już pora - powiedziała Matt, a kobieta niechętnie odeszła od córki.

- Pa - powiedziała Rose zabierając kufer i pobiegła wręcz do pociągu aby zdążyć.

Wepchała kufer i już podnosiła drugą nogę, ale zanim zdążyła zrobić cokolwiek mężczyzna usiłując zamknąć drzwi nie zauważywszy jej walnął bardzo mocno w nogę. Krzyknęła przeraźliwie, zabrała szybko nogę i domknęła drzwi, po czym usiadła nie mając ochoty się z tamtąd ruszać. Poczuła tak wielki ból i wiedziała że przynajmniej ją złamała, a po jej policzkach ciekła fontanna łez i nie zapowiadało się aby miały przestać.

- Moje szczęście - mruknęła pod nosem uspokoiwszy się trochę, gdy usłyszała kroki kierujące się w jej stronę. Po chwili zza rogu wyszła ślizgonka wraz z krukonką, które tak dobrze znała.

- CO CI SIĘ STAŁO?! - krzyknęła przerażona ślizgonka.

- Nic mi nie jest Grace - skłamała dziewczyna. Grace była dosyć niską i drobną dziewczyną o zielonych oczach i blond włosach. Jej najlepsza przyjaciółka, a obok niej stała przerażona Naomi o blondwłosach i niebieskich oczach, ona była lekko pulchną dziewczyną lecz to w ogóle do niej nie pasowało. Była tak energiczna i szybka że dogonienie jej przez puchonkę - która była dość szybka - równało się z cudem.

- Co mamy zrobić? Jak Ci pomóc? - wydukała po chwili z oczami pełnymi łez Naomi przerażona.

- Nie płakać, bo ja też będę płakać - odparła jej puchonka, po czym jej oczy również się zaszkliły.

- Może powiedzieć prefektowi? 

- Dobry pomysł - pochwaliła jej pomysł ślizgonka - A teraz to zrób dobrze? - zapytała, a krukonka pokiwała głową.

- Nie ma szans! Po co tu oni? I tak nic nie mogą z tym zrobić! Popełniłam błąd! Koniec! To moja wina! Nie potrzebuje pomocy prefektów! - oburzyła się Rose. Nie chciała im zawracać głowy przez to że jest sierotą życiową.

- Ty nigdy nie potrzebujesz pomocy tylko dlatego że nie chcesz zawracać głowy innym. - oznajmiła Grace, ale Hunt już jej nawet nie słuchała czując tak wielki ból że miała nadzieję że noga jej odpadnie. Syknęła czując że ból zamiast się zmniejszać z każdą chwilą powiększa się.

Po chwili zauważyła idącą Lily Evans, która najprawdopodobniej sprawdzała czy wszystko w porządku.

Szybko zauważyła ślizgonkę siedzącą obok krukonki, lecz nie dostrzegła puchonki.

- Co tu robicie? Powinnyście być w prze... - urwała widząc zapłakaną puchonkę. - Coś się stało? - zapytała siadając po drugiej stronie Rose.

- Nie, nic tylko rzęsy podlewała - odpowiedziała jej ironicznie Grace.
Nie lubiła jej bo do rudowłosej ciągnęło Jamesa Pottera którego nienawidziła całym sercem.Już na pierwszym roku nie wiedząc czemu była wręcz dręczona żartami Huncwotów do której on należał, wtedy właśnie pomocną dłoń wyciągnęła do niej Rose i od tamtego czasu zostały przyjaciółkami.

Evans widziała że nie nosi jej ze względu na czarnowłosego, ale jakoś nie miała zamiaru starać się o to by ją lubiła, bo jak próbowała ślizgonka unikała jej jak tylko potrafiła. W końcu pogodziła się z tym że nie chce ona się zakolegować.

- Ja sama też nie lubię Pottera więc nie wiem o co Ci chodzi - powiedziała do Grace po czym nie czekając na to jak jej odpowie zwróciła się do Rose. - Co się stało?

- Drzwi usiłowały mnie zabić - odpowiedziała. - I nie wiem jak to naprawić! Mam do nich mówić czy co? - powiedziała żartobliwie na co wszystkie zaśmiały się pod nosem.

- Czyli nie jest tak źle skoro żartujesz? - zapytała Lily, a ta wzruszyła ramionami.

- Trudno się mówi i idzie się dalej - oświadczyła, po czym wyciągnęła do niej rękę. - Rose Hunt.

- Lily Evans - powiedziała przyjmując rękę gryfonka, puchonka spróbowała wstać podpierając się o kufer, lecz nie zbyt skutecznie więc z pomocą przyszły jej gryfonka ze ślizgonką, ponieważ krukonka była za niska.

- Przepraszam - powiedziała od razu gdy dziewczyny stały się tak naprawdę jej podpórką bez której nigdzie by się nie doczołgała.

- Ale za co? - zapytała zdziwiona Lily. - Każdy czasami potrzebuje pomocy.

- A nie mówiłam? - zapytała Grace puchonka, lecz ta olała ją całkowicie.

- Ale zawracam Ci gło...- zaczęła lecz gryfonka jej przerwała :

- To mój obowiązek - odparła Lily. - A poza tym lubię pomagać ludziom - dodała uśmiechając się do niej, ale chwilę później obróciła głowę i od razu z jej twarzy znikł uśmiech zamieniający się we wściekłość.

- Złap się mocniej Grace ja zaraz wracam - powiedziała do Rose, a gdy puchonka już to zrobiła weszła do przedziału obok i zaczęła tak wrzeszczeć, że dziewczyny słyszały dokładnie każde słowo, jednak dziewczyna uznała że wolałaby tego nie słyszeć.

Witam i życzę miłego dnia/nocy/wieczoru/poranka.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro