XV
Siedziałem na balkonie, z nogami wsuniętymi pomiędzy barierki, zwisającymi nad ziemią. Z dymem papierosowym powoli wypełniającym moje płuca. Przyglądałem się domom i ludziom, których miałem w zasięgu swojego wzroku z wysokości pierwszego piętra.
Miejsce w którym osiedliła się wataha Nialla jest piękne, domy tak samo. I ludzie.
- Zayney, jesteś gotowy? - usłyszałem wołanie blondyna. Zgasiłem papierosa na kremowej płytce, wrzucając niedopałek do doniczki z kwiatkiem stojącym obok.
- Wybacz - szepnąłem do roślinki i podniosłem się otrzepując spodnie. Alfa weszła do sypialni, w momencie, gdy przymykałem drzwi od balkonu. Podszedł do mnie, całując krótko by obejrzeć mnie od góry do dołu, z delikatnym uśmiechem. Ubrałem się w czarne spodnie i granatową koszulę.
- Wyglądasz pięknie - odparł łapiąc mnie za rękę.
- A ty bardzo przystojnie - wymruczałem poprawiając kołnierzyki jego białej koszuli. Materiał był dość cienki, a ja mogłem zobaczyć tatuaż, znak jego watahy, na lewej piersi. Obrysowałem go palcem i spojrzałem mu w oczy - Też będę musiał sobie taki zrobić? - spytałem cicho.
- Tylko alfy go robią - zaśmiał się. Przewróciłem oczami, nie chcąc zaczynać dyskusji na temat dyskryminacji omeg.
- Jesteśmy umówieni z twoją mamą na siódmą, czemu idziemy tak wcześnie?
Zegarek na szafce nocnej pokazywał w pół do siódmej, a Niall chciał już wychodzić. Jego matka mieszka przecież pięć minut stąd.
- Znam ją jakiś czas - powiedział z cichym śmiechem - I ona oczekuje przyjścia przed czasem, zaoferowania pomocy, mimo iż odmówi.
Weszliśmy do domu mamy Nialla, gdy ona krzątała się z inną kobietą przygotowując kolacje. Wnętrze było bardzo podobne do tego w którym zamieszkałem, Maura musiała maczać palce w wystroju.
- Witajcie - odezwała się blondyna posyłając nam delikatny uśmiech.
- Zee, to Ruby, przyjaciółka mojej mamy - przedstawił ją Niall, a ja wyciągnąłem w jej kierunku dłoń.
- Zaprosiłam parę osób, by mogli poznać twoją omegę - powiedziała blondynka. Może troszkę zacząłem się denerwować. Nie myślałem o tym, jak poznam watahę, ale nie wiedziałem, że tak szybko - Chyba nie macie nic przeciwko?
- Nie - odparłem, może zbyt szybko. Maura wyglądała na zaskoczoną, ale uśmiechnęła się, a ja poczułem, że Niall może będzie ze mną dumny - Może potrzebuje Pani pomocy?
- Radzimy sobie - rzuciła Ruby - Siądźcie, poczekajcie na resztę - wskazała salon. Blondyn pociągnął mnie na jedną z kanap. Resztą towarzystwa okazali się jedni z ważniejszych członów stada. Jednak brakowało tu kogokolwiek w moim wieku, więc byłem cały czas przyczepiony do boku Nialla.
Usiedliśmy do stołu, Maura podała pierwsze danie, a ja poczułem ślinę napływającą do buzi.
- Pachnie pięknie - powiedziałem nie mogąc się doczekać aż złapie za widelec, podejrzewam już skąd Niall, alfa, umie tak gotować.
- Uważaj, za chwile będziesz jej ulubionym synem - mruknął teatralnym szeptem blondyn, a ja zaśmiałem się cicho, nieśmiało spoglądając na Maurę.
- Mam nadzieję, że będzie Wam smakować - kobieta usiadła. Zacząłem jeść, gdy wszyscy inni wzięli sztućce. Czułem na sobie spojrzenie matki Nialla, jakby czekała na moją reakcje, kiedy przełknę pierwszy kęs. Pokazałem, że mi smakuje i dopiero wtedy przestałem czuć, że wypala mi dziurę w głowie wzrokiem - Zayn, opowiedz nam coś o sobie, swojej rodzinie - odparła, a ja zerknąłem na moją alfę, która uśmiechnęła się delikatnie chcąc dodać mi otuchy i odwagi.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro