Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5

Kamala

Dzięki dwóch solidnym porcjom whisky, widok zdradzieckiej świni już mi tak bardzo nie przeszkadzał.

To była najwyższa pora wracać do domu.

Pożegnałam się z miły barmanem, który co jakiś czas zabawiał mnie rozmową, i jak tylko zsunęłam się z krzesła barowego, pojawił się przede mną Roger, zupełnie jakby mnie pilnował.

– Roger, czy mógłbyś mnie odwieźć do domu?

– Oczywiście, panno Forester. Proszę za mną. – Po tych słowach wskazał dłonią na wyjście z klubu, a po sekundzie ruszył przodem w kierunku wielkich, czarnych drzwi.

Czułam się nie tylko zawiedziona zachowaniem Stevena, ale potwornie sfrustrowana seksualnie. Napatrzyłam się, więc adrenalina buzowała w moich żyłach, a podniecone ciało wołało o zaspokojenie.

Niestety nie mogłam sobie na to pozwolić.

Nie tutaj i nie teraz.

Chyba powinnam mu podziękować za ten wieczór. Inaczej tkwiłabym w tej bezsensownej relacji jeszcze kilka miesięcy albo i dłużej.

Jadąc samochodem do domu, zdjęłam maskę z twarzy i odchyliłam głowę na oparcie tylnej kanapy, przymykając oczy ze zmęczenia. To koniec. Nasze narzeczeństwo i potencjalne małżeństwo nigdy nie miało szans na szczęśliwe zakończenie.

Nawet nie miałam ochoty przywalić mu za obmacywanie innej kobiety, więc to wszystko wyjaśniało, a w szczególności moje uczucia.

– Roger, odwieź mnie proszę na Kelton Ave.

– Oczywiście, panno Forester. Znam adres.

Przez sekundę byłam zaskoczona, ale chwilę później dotarło do mnie, że właściciel Moon bardzo dokładnie prześwietlał przyszłych klubowiczów.

Jak tylko przekroczyłam próg domu, odłożyłam klucze na komodę stojącą obok wejścia, po czym zatrzasnęłam zamki. Zrzuciłam ze stóp wysokie czarne szpilki. Wyglądały oszałamiająco, ale po kilku godzinach chodzenie w nich już nie było takie komfortowe.

W drodze do sypialni zatrzymałam się w kuchni, żeby przygotować sobie wodę z świeżą miętą. Chwilę później ze szklanką orzeźwiającego napoju ruszyłam na piętro. Potrzebowałam odprężającej kąpieli po dniu pełnym niespodzianek.

Wieczór był naprawdę koszmarny, więc postanowiłam sobie zapewnić chociaż przyjemne zakończenie dnia.

Zanurzając się w ciepłej wodzie, wypełnionej pachnącą solą i puszystą pianą, odetchnęłam z ulgą. Jak tylko przymknęłam powieki, natychmiast przed oczami pojawił się mężczyzna poznany kilka tygodni temu.

To jego czarne, przenikliwe spojrzenie i ta niesamowita intensywność, z którą się we mnie wpatrywał.

Jakbym była jedyną kobietą na świecie.

Jakby nikt inny poza mną nie istniał.

Steven nigdy nie patrzył na mnie w ten sposób. On raczej oceniająco rzucał na mnie okiem, może zerkał, ale takiej intensywności nigdy u niego nie dostrzegłam, nawet na początku naszej znajomości.

A ten zapach... Coś niesamowitego...

To nie mogły być zwykłe perfumy, takie jakich używają setki mężczyzn. Ten człowiek pachniał czymś grzesznym, zwierzęcym, czymś zakazanym, a jednocześnie szalenie podniecającym.

Żałowałam, że go spławiłam, nie dając mu nawet numeru telefonu, ale wtedy byłam jeszcze w związku. Udawanym, ale w związku. Nie uznawałam grania na dwa fronty lub zdrady. Absolutnie nie byłam w stanie okłamywać i oszukiwać swojego partnera. Trzymałam się zasad, o których Steven już dawno zapomniał.

Dalej nie mogłam uwierzyć w jego dwulicowość.

Co za dureń...

Co za perfidny gracz...

W przeciwieństwie do niego, Devon z pewnością potrafiłby wymazać dotykiem wcześniejszych półgłówków.

Te jego potężne ramiona, umięśniony tors, postura.

Nie przypuszczałam, że ciało mężczyzny może być takie twarde i silne. Jakby jego mięśnie zostały wykute z kamienia.

Poznałam go jakiś czas temu będąc na kolacji w restauracji. To było przypadkowe, ale bardzo niefortunne spotkanie. Przynajmniej na początku. Po prostu potraciłam kelnera, wstając od stołu, a szklanka z wodą wylądowała na torsie przechodzącego obok Devona. Szkło z trzaskiem rozbiło się na trawertynowej podłodze. Cofnęłam się wystraszona, niezdarnie zahaczając stopą o nóżkę fotela i od katastrofalnego upadku uratował mnie Devon, reagując w ułamku sekundy.

Jego ramiona ciasno otoczyły mnie pasie. Zamknął mnie w pułapce, która powinna być dla mnie niekomfortowa, nieprzyjemna i przerażająca, a jednak to co poczułam, było bardzo dalekie od niepokoju. Choć może poczułam odrobinę strachu, ale to na myśl, jak moje ciało zareagowało na jego bliskość.

Tak, to było wstrząsające.

Kiedy wypuścił mnie z objęć, nie mogłam oderwać spojrzenia od czarnej koszuli. Mokry materiał natychmiast przylepił się do jego napiętej skóry, zgrabnie podkreślając twarde jak granit mięśnie. Jak tylko odzyskałam zdrowy rozsądek i przestałam się gapić na prześwitującą koszulę, podniosłam podbródek, napotykając jego czarne, przeszywające spojrzenie, którym dosłownie przygwoździł mnie do podłogi.

Cichy dzwonek telefonu wybudził mnie z przyjemnych wspomnień.

Niechętnie podniosłam się do siadu i sięgnęłam po telefon. Zanim weszłam do wanny odłożyłam go na wiklinowe krzesełko stojące przy wannie.

„Gdzie jesteś? Wyszłaś już z klubu? Jeśli tak, to nie czekaj na mnie. Będę późno"

– No, co za dureń – sapnęłam pod nosem.

Odłożyłam telefon, wkurwiona na tego półgłówka. Bez żadnych oporów zmarnował mi sporo czasu. Nawet jeśli przyjdzie do mnie na kolanach, to nie istniał cień szansy, że zgodzę się na ciągniecie tej idiotycznej szopki.

Już nie pozwolę się wodzić za nos.

Opatuliłam się puszystym ręcznikiem, zdeterminowana do rozpoczęcia nowego rozdziału w swoim życiu i zostawieniu przeszłości za sobą, a przynajmniej Stevena – mojego dupkowatego narzeczonego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro