Rozdział 3.
Współautorka: KariiLee
Jimin siedział na podłodze przed brązową szafą, otwartą na oścież. Obok niego leżała wielka, czarna walizka, z której wyciągnął ostatnie dwie bluzki i ułożył je na półce. Zapiął walizkę, postawił ją obok drugiej, już pustej i wstał, oceniając swoją pracę. Kurtki i bluzy wisiały na wieszakach, spodnie, swetry i bluzki leżały ładnie poskładane. Kilka par butów, których przez pogodę, aktualnie nie potrzebował, stały w równym rzędzie na dnie szafy. Zamknął ją i rozejrzał się dookoła. Laptop znajdował się na biurku pod oknem. Na niskiej szafce nocnej obok lampki stało kilka książek, które przywiózł ze sobą. Wszystko znalazło swoje miejsce. Rzucił się na miękkie łóżko, przykryte niebieską narzutą. Nareszcie, pomyślał.
Właśnie minęło południe, a on dopiero skończył przekładać rzeczy z dwóch wielkich walizek i niedużej tory podręcznej. Jego wzrok spoczął na jasnej ścianie i dużym obrazie na niej wiszącym, który przedstawiał nocną panoramę Tokio.
Dzień wcześniej, kiedy ich samolot wylądował, złapali taksówkę i pojechali prosto do mieszkania Hoseoka. Zaraz za drzwiami wejściowymi rzucili torby, jeden po drugim wzięli szybki prysznic. Chcieli najpierw odpocząć chwilę przed telewizorem, a potem zająć się walizkami, jednak zostali na kanapie już do rana, po prostu zasypiając. Byli zbyt zmęczeni podróżą i samymi przygotowaniami do wyjazdu, by zajmować się jeszcze tego samego dnia rozpakowywaniem. Kiedy rano się obudzili, Jung jako dobry gospodarz zrobił śniadanie i pokazał Jiminowi pozostałe pomieszczenia w mieszkaniu, w tym jego nowy pokój. Uśmiechnął się do siebie, wyglądając przez okno, na park znajdujący się niedaleko apartamentowca. Cieszył się, że nie będzie musiał dłużej siedzieć sam w pustym mieszkaniu w Busan. Niby należało do niego, ale nie czuł się tam przyjemnie. Było jakieś takie... zbyt puste? Jimin sam nie wiedział, jak ma to określić. Poza tym jego pokój był sterylnie czysty, wszystko było idealnie poukładane, przez co czuł się tam nieswojo. Wiedział, że jego mama chciała, by wszystko wyglądało schludnie na jego powrót, ale to było za dużo. Teraz kiedy, Hoseok pozwolił mu urządzić się tak, jak tylko chce, czuł się dużo lepiej. Znowu rozejrzał się po pokoju, zadowolony ze swojej pracy i wciągnął przez nos przyjemny zapach jedzenia, który roznosił się po mieszkaniu.
- Jiminie! Obiad gotowy. - usłyszał głos Junga.
Podniósł się z łóżka i ruszył do kuchni. Mieszkanie nie było duże. Można powiedzieć, że trochę większe, niż na przeciętne tokijskie standardy. Dwa pokoje, nieduży salon, który właśnie minął, łazienka z prysznicem i niewielka kuchnia, w której pod ścianą stał mały stolik, na maksymalnie 3 osoby. Więcej i tak by się tam nie pomieściło. Jednak ta przyjemna, ciepła atmosfera, którą można było wyczuć zaraz po wejściu do mieszkania, wynagradzała małą ilość metrów kwadratowych.
Park wszedł do pomieszczenia, z którego ulatywał piękny zapach i usiadł przy niewielkim stoliku.
- Minato! wykrzyknął Tae i zaczął coś skrobać czarnym markerem na plakietce.
Jimin znowu doznał szoku. Kompletnie nie wiedział o co chłopakowi chodzi. Spojrzał na Hoseoka, który ani trochę nie wydawał się zaskoczony nagłym wybuchem chłopaka. Po prostu patrzył na czerwonowłosego maślanymi oczami, delikatnie się uśmiechając. Chyba liczył, że nie zauważy będąc zbyt zajęty Parkiem.
- Co za Minato? - Tae odsunął się, a Jimin spojrzał na plakietkę, na której widniały czarne znaki, układające się w to właśnie słowo.
- No twoje imię.
- Co?
- Klientom będzie łatwiej zwracać się do ciebie "Minato" niż "Jimin". Poza tym, to ładne imię. Pasuje do ciebie.
- Ale po co mi one?
- W "The Min's" zakorzeniła się tradycja, że każdy klient może porozmawiać z kelnerem, dzieląc się z nami swoimi problemami i rozterkami. Babcia zapoczątkowała tą tradycję i tak jakoś się przyjęło. Zresztą ludzie bardzo polubili to, że do każdego z nich podchodzi się indywidualnie. - Kim uśmiechnął się - Tak też poznałem Hobiego.
~~~
Kolejny dzień w życiu Jungkooka był tak samo beznadziejny, jak poprzedni. Od rana miał problem z poruszaniem się, ponieważ po wczorajszym pobiciu wszystko go bolało. Dopiero rano, kiedy stanął przed lustrem w swoim skromnym, akademickim pokoju, zobaczył w jak złym stanie, jest jego klatka piersiowa i brzuch. Fioletowo-czerwone sińce odznaczały się na bladej skórze, szpecąc piękne cało. Musi zacząć unikać Namjoona i innych, agresywnych studentów. Ewentualnie nauczyć uległości i poskromić niewyparzony język. Druga opcja była dla niego nie realna, więc przez cały dzień chował się w salach, kabinach toaletowych lub, między regałami, w bibliotece. Biegał od pomieszczenia do pomieszczenia, męcząc, i tak wyczerpany, organizm, ale było warto. Dzięki temu nie zarobił kolejnych siniaków, a jego ciało choć trochę odpoczęło.
Niestety umysł nie miał takiego samego szczęścia. Od rana chodził na najwyższych obrotach. Na pierwszej lekcji dyskutowali o strategiach biznesowych i chcąc nie chcąc musiał brać w tym aktywny udział. Chłopak wiedział, że w przyszłości może mu się to przydać. W końcu ma zostać wielkim prezesem rodzinnej firmy.
Kolejne dwie godziny zajęła mu rozszerzona matematyka na kosmicznym poziomie. Jeon nigdy nie miał problemu z tym przedmiotem, ale ostatnio bardzo mało sypiał i skupienie się na obliczeniach było niemalże niemożliwe. Zostało mu mnóstwo trudnych działań do nadrobienia w domu. Czyżby kolejna zarwana nocka?
Teraz wolno zmierzał, odśnieżonym chodnikiem, do ulubionej kawiarni. Pogoda po tygodniu w końcu była całkiem ładna. Słońce delikatnie przyświeciło, a jego promienie odbijały się od śniegu, tworząc różnego rodzaju refleksy. Mimo zmęczenia, Kook postanowił przejść dłuższą drogą, która prowadziła przez miejski park. Spacerował kawałek pustą alejką. Zaczerpnął do płuc odrobinę zimnego, świeżego i orzeźwiającego powietrza. Po pewnym czasie dotarł do centrum małego, miejskiego lasku, w którym znajdował się średniej wielkości staw. Powierzchnia była zamrożona, z wierzchu pokryta delikatnym, śnieżnym puszkiem. Młodzież wracająca ze szkoły często zahaczał o parczek i próbowała wykorzystać uroki sztucznej zieleni wyhodowanej w mieście. Wokół śliskiej tafli zgromadziły się grupki dzieci. Dwójka chłopców chciała wejść na twardą powierzchnię jeziora, na co Jungkook zachichotał. W jego głowie pojawił się obraz maluchów wpadających do wody. Jeon miewał czasami takie okrutne myśli, zwłaszcza od kiedy nie było przy nim Jimina. Starszy zawsze go za to karcił i delikatnie bil w ramię.
Ciemnowłosy westchnął i ruszył dalej przed siebie. Co jakiś czas kopał większe grudy śniegu, a te rozpadały się na miliony kawałeczków. Wcześniej bardzo lubił zimę, wręcz uwielbiał. Pamiętał, jak siadał z ukochanym pod kocem i razem pili gorącą czekoladę tuląc się do siebie. Park często głaskał jego włosy i całował w policzek lub usta. Potrafili tak spędzać każdy chłodny wieczór. Jakoś w te zimowe dni więcej rozmawiali i Kooki śmiał twierdzić, że bardziej pielęgnowali związek i podsycali uczucia. Jednak chyba ponad wszystko uwielbiał bliskość ciała Jimina przy swoim. To ciepło, które mu dawał po mroźnym dniu, znaczyło dla niego naprawdę wiele. Teraz Jeon potrzebował tego niemalże jak tlenu. Coraz częściej łapał się na myśleniu o chłopaku i miał wrażenie, że popada w obłęd. Umysł ciemnowłosego wsiał gdzieś pomiędzy snem a jawą, co doprowadzał go powoli do szału, a stany depresyjne dawały częściej o sobie znać. Nadmiar nauki pogarszał całą tę chorą sytuację. Jungkook pogubił się we wszystkim i miał najzwyczajniej w świecie dość. Chciał teraz zobaczyć ukochanego. Chociaż na chwilę, jedną małą. Chciał wiedzieć, czy wszystko z nim w porządku, chciał go przytulić i znów pocałować. Lewa ręka Kooka automatycznie dotknęła tatuażu na prawym nadgarstku. Symbol ich miłości, świadczący o idealnym dopasowaniu. Brunet nadal uważał, że tylko z Jiminem jest, był i będzie naprawdę szczęśliwy. W końcu Park to druga połówka, która uzupełnia go i sprawia, że tylko przez nim czuje się kompletny i kochany.
Wszystkie te myśli sprawiły, że chłopak nawet nie zauważył, kiedy dotarł do wyjścia z parku. Przeszedł przez ulicę, a następnie skręcił w niewielką alejkę. Chwili później przekroczył próg ulubionej kawiarni. We wnętrzu, jak zawsze, panowała rodzinna atmosfera. Jungkook rozejrzał się po pomieszczeniu i ruszył do stolika umiejscowionego w głębi lokalu. Z czarnej torby wyciągnął podręcznik do rozszerzonej matematyki i pomarańczowy zeszyt przeznaczony do tego właśnie przedmiotu. Zanim skupił uwagę na nauce, poczekał, aż kelner przyjdzie, przyjąć jego zamówienie.
Do stolika podszedł młody chłopak o rudych włosach. Jeon po raz pierwszy widział tego kelnera, więc zapewne był nowym pracownikiem. Jednak nie to przykuło uwagę studenta. Rudzielec wyglądał jak kopia Jimina. Różnił się jedynie długością włosów, ponieważ Park zazwyczaj ścinał je krócej, i oczywiście kolorem. Ukochany Kooka miał czarne kosmyki, natomiast osobnik przed nim rdzawe. Mężczyzna był też chudszy i nie posiadał tak słodko pucułowatych policzków, jak partner Jungkooka. Mimo to Jeon mógł się założyć, że jakby ten tylko przytył, to ta różnica uległaby zmianie.
- Dzień dobry. Co podać?
Bruneta zamurowała i nie miał pojęcia, co mówi do niego ten piękny anioł. Jimin speszył się, kiedy chłopak przed nim badał jego twarzy, nawet nie mrugając. Nie wiedział jak zareagować na takie nietypowe zachowanie. Spuścił głowę, by włosy przykryły mu twarz i powtórzył swoje pytanie.
Kook potrząsnął gwałtownie głową, w celu wybudzenia się z chwilowego transu.
- S-słucham? - odparł, lekko zakłopotany, nie mając pojęcia, co takiego powiedział kelner.
- Pytałem, co pan zamawia?
- Hmmm... - Kook zerknął w kartę, uważnie studiując każde zdanie. - Ja... Ja poproszę małą kawę? - zdecydował w końcu i ponownie skierował oczy na rudowłosego.
Park odszedł od klienta, cały czas czując na sobie jego wzrok. Wszedł za ladę, by wykonać zamówienie. Starał się skupić na odpowiednim zaparzeniu kawy i niepomyleniu niczego, co nie dość, że na pierwszy dzień pracy, i tak nie było łatwe, to jeszcze utrudniał mu to ten ciemnowłosy mężczyzna przy stoliku. Poniósł oczy znad blatu i skierował spojrzenia na chłopaka. Nadal obserwował go czarnymi węgielkami. Szybko opuścił wzroki, bo o mało nie wywróciłby filiżanki z napojem. Jimin nie pamiętał, jak zachowywał się dawny on jeszcze przed wypadkiem. Jednak teraz był nieśmiały i peszyło go takie zachowanie innych. Czuł się jak zagubione dziecko, błądzące we mgle. Szukał odpowiedzi na dręczące pytania, szukał swoich wspomnień, szukał swojego dawnego życia. Niewielu ludzi wiedziało, jak to jest obudzić się z głębokiego snu i nagle musieć odnaleźć w nowej rzeczywistości. To tak jakby wyrzucić nieumiejącego pływać człowieka na środku morza i kazać dopłynąć do brzegu. Dlatego też takie nietypowe reakcje ludzi, wcale mu nie pomagały, a tylko bardziej pogłębiały jego dyskomfort.
Skończył parzyć kawę, przyozdobił ją i zaniósł do stolika
- Życzę smacznego.
Jungkook, który przez cały czas, bacznie obserwował kelnera, teraz skupił wzrok na małej plakietce przyczepionej do jego uniformu. Pod logiem firmy widniało, napisane czarnym markerem, imię aniołka. Przeczytał, jak chłopak się nazywa i w końcu spojrzał na twarz rudowłosego.
- Dziękuję, Minato. - Jeon posłał mu uśmiech, a następnie spuścił głowę. Nie mógł wytrzymać, kiedy był tak blisko. Dlaczego on tak cholernie przypomina mu Parka?
Natomiast Jimin, po dostarczeniu zamówienia, udał się szybko na zaplecze, gdzie znalazł Taehyunga.
- Tae, co to za chłopak?
- Który?
Park przywołał go ruchem ręki do drzwi i uchylił je delikatnie. Wskazał czarnowłosego, który właśnie popijał kawę.
- Oh, to Jungkook. Przychodzi tu prawie codziennie. Moja babcia często z nim rozmawia.
Schowali się z powrotem do pomieszczenia, zanim chłopak ich przyłapać.
- A ty?
- Nie, ja nie. Raz czy dwa miałem okazje, ale Kook jest... specyficzny. Dlaczego pytasz?
- Bo cały czas mnie obserwował.
Taehyung spojrzał na niego zmartwiony. Wiele słyszało tym, jaki jest Jeon i co wyprawia, dlatego zmartwił się słowami Jimina. Nie wiedział, co chłopak może planować. Pogłaskał Parka po rudych włosach.
- Nie martw się. Po prostu go zignoruj.
Jungkook starał się skupić na matematyce, jednak nie szło mu to najlepiej. Co chwile jego oczy uciekały w stronę kuchni, w której zniknął rudowłosy. Powoli zaczynał mieć dosyć. Nie wychodziły mu poprawne wyniki i, co chwila, gubił gdzieś plus, nawias czy minus. Wcześniej czysta kartka w kartkę z jego zeszytu, teraz była cała pokreślona czarnym długopisem. Kook poddał się, kiedy przez pół godziny, próbował dodać dwie dwój do siebie. Od dawna nie był aż tak zdekoncentrowany. Gwałtownie zamknął notatnik, a po pomieszczeniu rozniósł się głuchy dźwięk. Jungkook nie zwrócił uwagi na kilka osób, których spojrzenia powędrowały w jego stronę, i wsadził podręcznik wraz z zeszytem do czarnej torby. Zanim jednak wstał i ruszył do kasy, wyciągnął z niej portfel. Podszedł do lady, a gdzieś w głowie miał nadzieję, że to Minato wyda mu rachunek. Niestety obsłużyła go właścicielka. Jeon starał się wykrzesać z siebie choć trochę entuzjazmu i pozytywnej energii, w końcu lubił tę kobietę. Mimo to próba posłania starszej pani uśmiechu skończyła się dość nieciekawym grymasem. Po uregulowaniu rachunku, szybko opuścił lokal i niemalże pobiegł w stronę akademika.
Jungkook przez chwilę miał wrażenie, że pogoda dostosowuje się do jego nastroju, ponieważ z pięknego słonecznego dnia, aura całkowicie uległa zmianie. Zaczął padać gęsty śnieg, a z chodników zniknęli, wcześniej spacerujący, przechodnie. Samochody zwolniły, by uniknąć ewentualnych wypadków. Mimo to Kook biegł ile sił w nogach. Teraz, po opuszczeniu kawiarni, czuł, jak jego organizm wypełnia złość, bezsilność, desperacja i żal. Chłopak nie wiedział, które z tych uczuć jest najsilniejsze, nic już nie wiedział. Pogubił się i jedyne co mogłoby mu pomóc, to ciepłe ramiona Jimina.
Jeon dotarł do domu w zastraszająco szybkim tempie. Otworzył drzwi trzęsącymi się dłońmi. Student przez chwile myślał, czy to z powodu zimna, czy skrajnych emocji buzujących w jego organizmie. Po przekroczeniu progu mieszkania trzasnął mocno drzwiami i praktycznie zerwał z siebie zimową kurtkę. Buty odrzucił gdzieś na bok. Chwycił się za włosy i szarpnął za nie. Zaczął nerwowo chodzić po niewielkim pokoju, co jakiś czas kopiąc, lub uderzając niewinne przedmioty. W końcu jednak to mu nie wystarczyło. Złapał w dłonie drewniane krzesło i, z całej siły, rzucił nim o, wiszące na drzwiach szafy, lustro. Szklana tafla rozpadła się na miliony kawałków po podłodze. Kook od razu poczuł, jak negatywne emocje powoli z niego schodzą, kiedy przewrócił biurko i zrzucił wszystkie książki, które do tej pory, spoczywały na regałach. Porwał też jedną poduszkę i kilka ubrań. Dopiero po tym wszystkim usiadł na łóżku i odetchnął. Nie rozumiał, dlaczego wszystko dookoła niego musi przypominać mu o Jiminie. Miał wrażenie, że zaczyna popadać paranoje. W trakcie snu, czasu wolnego, wykładów, nauki, a nawet w kawiarni myślał tylko o tej jednej, najważniejszej dla niego, osobie. Nie mógł się uwolnić, chociaż bardzo chciał. Chciał znowu normalnie żyć i jakoś w miarę zdrowo funkcjonować. Mimo to świat postanowił sobie z niego zakpić i do ulubionej kawiarni Jungkooka wysłać sobowtóra Parka.
W akcie desperacji chłopak wyciągnął telefon i wybrał jedne z numerów, na który starał się już nie dzwonić. Przyłożył urządzenie do ucha i czekał. Pierwszy sygnał, drugi i trzeci. Jednak na linii nie usłyszał delikatnego głosu mamy Jimina, a jedynie głuche pikanie. Kobieta nie odebrał, a młody student najzwyczajniej w świecie się rozpłakał. Spróbował zadzwonić również do własnej rodzicielki. Znowu to samo. Pani Jeon nie zgłosiła się, a jej syn poczuł, że nawet gdyby teraz umarł, to nikt by nie zauważył.
Pomimo chwilowej depresji Kook nie potrafił targnąć się na swoje życie. Wziął dwie tabletki na sen, ale tylko po to, żeby jego zmęczony umysł mógł odpocząć.
Dziękuję za taką aktywność pod poprzednim rozdziałem słodziaki ;3 Uwielbiam Was!
Kilka słów od Kari: Z przyjemnością czytam wszystkie wasze teorie o tej historii :)
Niektórym powoli kończą się ferie, wiec rozdział tak na pocieszenie, a tym, którym tak jak mnie, się zaczynają, życzę miło spędzonego, wolnego czasu! ^^
Mamy nadzieję, że rozdział Wam się spodoba!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro