Przesyłka | Dzień II - Słuch
Wszystko zaczęło się od tej cholernej paczki!
Akurat był sam w domu, kiedy odgłos pukania do drzwi oderwał go od rządnego pieszczot Makkachina.
– Pan... Nikiforov? – zapytał niepewnie kurier, patrząc to na wykaligrafowane na tekturze dźwięczne nazwisko, to na uśmiechniętą twarz przyjaznego bruneta.
– Tak, pan Nikiforov. Trzeba coś podpisać?
Z cichym stuknięciem postawił ciężką przesyłkę na stoliku w salonie. Cokolwiek Victor zamówił, było to prawdopodobnie duże, szklane i drogie.
Sięgnął po telefon w rozradowane, niebieskie pudle i wysłał wiadomość.
Y: Przesyłka dla pana Nikiforova! Co tym razem?
V: Och, już przyszedł? NIE OTWIERAJ! Niespodzianka... xoxo
No i nie otworzył. Nie śmiałby ingerować w jasno zaznaczoną wolę prywatności narzeczonego. Nie podejrzewał wówczas, że ufne przedpołudnie przeobrazi się w najbardziej zawstydzającą, pełną zdenerwowania i podchodów resztę dnia.
*
Spokojnie wiązał łyżwy w szatni, kiedy drzwi z głośnym hukiem otworzył niezadowolony Plisetsky. Wparował do pomieszczenia, w którym aż zawrzało. Jakby oszalały, rzucał rosyjskie przekleństwa bez przerwy na chociażby krótki oddech.
Yuuri nie był pewien, czy uspokajanie młodego gniewnego było dobrym pomysłem. Właściwie miał ochotę się z niego wycofać, mając nadzieję na uniknięcie konfrontacji, dopóki do jego uszu nie dotarły szeptane pod prostym noskiem słowa:
– ...cholerny, zboczony łysol, głupia uszkodzona kurwa przesyłka...
Zdębiał. Przesłyszał się?
Blond grzywa zafalowała, kiedy nastolatek energicznie odwrócił głowę w jego milczącą stronę. Nagle spiął się, wyprostował i wlepił w niego zdziwione, zielone ślepia.
– Yurio... o co chodzi?
– Nie twój interes, prosiaku! – wychrypiał, marszcząc brwi. – Albo może i twój... gówno kurwa, nie moja sprawa, zboczeńcy! – Wyżywał się na łyżwach, siłując się z mocnym wiązaniem. Krzyczał nieco zbyt głośno, jak dla delikatnych uszu Japończyka - aż krzywił się, reagując na ból wrażliwych bębenków! Fortissimo gardła chłopaka wywoływało u niego mimowolne przymrużanie powiek.
Wzruszył ramieniem i choć starał się uśmiechnąć, nie był w stanie skupić myśli na niczym przyjemnym, bowiem po głowie chodziła mu tylko enigmatyczna przesyłka...
Blondyn nie wytłumaczył, co miał na myśli – on zaś wolał nie wypytywać o szczegóły. Dowie się o wszystkim w stosownym momencie.
*
Kierując się na lodowisko, sączył spokojnie wodę z bidonu. Cmokał jak dziecko, pijące płynny pokarm z butelki, gdy nagle usłyszał głos ukochanego.
– Jeszcze nie wiem. Kazałem Yurio sprawdzić, czy się nie potłukł i nie rozlał... och nie, o niczym nie ma pojęcia! Głuptasek pewnie nie pomyślał, żeby zobaczyć co to...
Czy mówił o nim? To na pewno.
Tym razem Katsuki nie dał za wygraną.
Dreamteam: on i jego uszy musiał poznać prawdę. Zaczaił się za rogiem, mając nadzieję, że Victor go nie zauważy.
– Na pewno nie! Myślę, że Yuuri będzie niezadowolony... też sądzę, że po czasie zrozumie, że to po prostu bardziej opłacalne... Tak, oczywiście, że wiem! Za kogo ty mnie masz?
Wytrzeszczył oczy i nadstawił się w oczekiwaniu na kolejne słowa. Ma być... niezadowolony? Ma zrozumieć po upływie czasu, ale co?
Miał ochotę zatkać uszy, ale jego współpracownicy w akcji sami wychylili się zza rogu, by lepiej słyszeć nagle ściszony głos kochanka.
– Oczywiście, Chris... ciągle o tym myślę, na moim miejscu nie da się inaczej... Ha-ha! Yuuri jest jeszcze zbyt powściągliwy, z nim nigdy by mi się to nie udało!... Ale dajmy mu czas. Nie martw się, szkolenie odbywa się w każdej możliwej chwili, już teraz jest bliski złota...
HĘĘĘ?
Nader dotkliwie poczuł, że podsłuchiwanie wariata było bardzo złym pomysłem, dlatego postanowił nie przeciągać tego dłużej. Poddał się.
Prywatne rozmowy Victora z Chrisem to szczyt diabelstwa.
Czując na policzkach palące rumieńce złości i zawstydzenia, wyłonił się z ukrycia i jak gdyby nigdy nic, skinął na Nikiforova, powracając do cmokania butelki.
Ten spłonił się równie intensywnie i szybko zakończył połączenie. Do uszu Yuuriego dotarło pożegnalne, niezwykle melodyjne, szwajcarskie „Miłego wieczoru!".
Spojrzał w oczy narzeczonego i od razu wiedział. Wiedział, że ten na sto procent coś knuje – coś, co nie przypadłoby mu do gustu.
Stanął naprzeciwko spoconego po treningu sportowca. Sięgnął dłonią do jego podbródka. Na nagłe pociągnięcie Victor zareagował zduszonym jękiem.
– Cokolwiek kombinujesz, chcę o tym wiedzieć – wypowiedział powoli, po czym odepchnął przystojną twarz i ominął go, chcąc oddać się tylko i wyłącznie w chłodne objęcia swej największej miłości.
*
Lód był dla niego nader łaskawy. Oszczędził mu kary za rozkojarzenie.
Zaczął od powolnych szusów po lśniącej nawierzchni. Śliski, twardy kochanek koił jego nerwy, szumiąc erotycznie przy nawet delikatnym ruchu ostrza.
Brunet oddał się ulotnej przyjemności, przymykając oczy i nastawiając się wyłącznie na uspokajające doznania.
*
Dźwięk wiadomości wyrwał go z zamyślenia. Pieszo pokonywał trasę z lodowiska do mieszkania, wsłuchując się w odgłosy coraz lepiej mu znanego miasta.
Petersburg brzmiał inaczej, niż Hasetsu. Ocean brzmiał inaczej. Samochody, szum wiatru, śpiew ptaków i szczęśliwy głos Victora, który w końcu mógł pokazać mu Rosję, dzielić mieszkanie, lodowisko i codzienność.
V: Będę niedługo. Przygotuj się na mój powrót, Yuuri~! Ya lyublyu tebya!
Westchnął przeciągle i przyspieszył kroku. To była jego jedyna szansa.
*
Nie myślał, by przywitać się z Makkachinem. Zignorował głośno dający o sobie znać pusty żołądek.
Gdy tylko zamek trzasnął charakterystycznie, bez wahania wpadł niczym strzała do salonu.
Paczuszka zniknęła ze stołu.
Rozejrzał się po przestronnym pomieszczeniu, jednak nadal nie widział tej cholernej przesyłki!
Czuł, że poległ po całości. Musiał się poddać.
Nie jest najlepszym detektywem na świecie, daleko mu do śledczego-policjanta. Z tą myślą, dźwięczącą w głowie, zabrał się za przygotowywanie posiłku.
*
Po satysfakcjonującej, spędzonej we flirciarskiej atmosferze kolacji oraz gorącym prysznicu, czekając na kąpiącego się w ekspresowym tempie, obiecuję! Victora, Yuuri rozłożył się na dużym, wygodnym łóżku. Rutynowo przeglądał Instagrama, odpisywał na komentarze – jednak woda uparcie szumiała bez ustanku.
Czas dłużył się niemiłosiernie.
Odkładając telefon na etażerkę, zauważył nieznany obiekt na drewnianym blacie. Duża, szklana butelka z dozownikiem zawierała w sobie przezroczystą, lśniącą maź.
Łóżko zaskrzypiało, kiedy przybliżył się do nowej zabawki Nikiforova i niczego nie podejrzewając, przeczytał pozostawioną na przylepionej karteczce wiadomość.
Gwarantuję Wam niesamowite przeżycia, gołąbeczki! On rozgrzewa! Jak się skończy, prześlę następny, króliczki. Nie martwcie się, używajcie sobie! Wasz Chris, xoxo
Szum wody ustał, ale teraz słyszał tylko buzującą w jego żyłach, wrzącą krew.
– Viiiictooooooor! – krzyk rozbrzmiał po mieszkaniu, przy akompaniamencie perlistego śmiechu podekscytowanego, zboczonego łysola.
W tej chwili był pewien jak niczego więcej na świecie, że trener będzie musiał się nieźle nakombinować, by pilny uczeń wybaczył mu ten nieznośny wybryk.
*
:')
Na ciąg dalszy zabrakło mi słów, w końcu mamy ich limit, prawda? Musiałam to rozdzielić... :')
Dlatego na razie przedstawiam tylko część pierwszą.
Już po napisaniu chciałam tu dużo kombinować, kolega mnie od tego odciągał i dzięki niemu opowiadanie trafiło tu w takiej formie - między innymi nakazał mi zostawić krótki fragment z leniwej jazdy Yuuriego. Według mnie zbędny, ale... no cóż! *wzdycha*
Mam nadzieję, że mi wybaczycie. Moje pierwsze kroki w pisaniu są koślawe. I niepewne. I mam wrażenie, że ciągle się potykam. Trzymajciemnie.
Na jutro zapowiadam ciekawy poranek po pominiętej nocy :')
To znaczy... ciekawy dla króliczków. Chyba. Zobaczy się ;)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro