Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Problem | Dzień IV - Węch

Spokojny, deszczowy dzień. Udany trening, duma i zadowolenie z samego siebie. Nawet nie czuł się zdenerwowany, choć miał ku temu powody, bowiem Yakov zaczął właśnie warsztaty łyżwiarskie. Mnóstwo małych, wkurwiających szczyli i niedouczonych, starych palatów plątało mu się pod nogami na lodzie.

Mimo to miał ochotę się uśmiechnąć, a to było istną nowością dla niego.

Wydawałoby się, że nic nie zakłóci wkurwem niezmąconego dnia, gdyby nie nagły wrzask, panika i jeszcze raz wrzask do potęgi n-tej, dochodzący zza drzwi szatni.

Jakby od niechcenia kopnął je, a trzy pary oczu - wkurzone, zdezorientowane oraz rozbawione ­- wbiły się w niego z nadzieją.

- Czego się tak gapicie, spocone prosiaki? - Nie odpowiedzieli. Yuuri nagle opadł z sił, posmutniał i siąknął nosem.

- Chyba ktoś... ktoś u-ukradł moje perfumy... - wyszeptał, na co blondyn uniósł brwi ze zdziwieniem. Reszta towarzystwa podzielała wieprzowy nastrój.

- I dlatego drzesz japę, jakby cię co najmniej ze skóry obdzierano?

- To był prezent, Jurij. Prezent od Victora! - wyjaśnił Georgi, rumieniąc się. Położył dłonie na sercu, rozczulony. - Znajdziemy je, Yuuri.

- Albo kupimy nowe, nie przejmuj się tym. - W opinii zgromadzenia, Victor widział zbyt wiele zabawnych aspektów tej sytuacji. Przybliżył się do załamanego narzeczonego i uścisnął go mocno, ciągle się uśmiechając.

- N-nie, Victor. Zgubiłem prezent, więc muszę go znaleźć.

- Ale jak to zrobimy? Jeśli rzeczywiście ktoś je zabrał, no to po chujach. Nie znajdą się - wtrącił się, mając wrażenie, że jest jedyną logicznie myślącą osobą, której mózgu nie przyćmiła jeszcze miłosna wizja romantycznego prezentu.

Wysoki brunet omal nie zachłysnął się powietrzem, kiedy bardzo dumny z siebie, postawił palec w powietrzu i wygłosił swój genialny, nie do przebicia pomysł.

*

- Śledztwo kurwa, cholera by to wzięła... - klął pod nosem, siadając na przeznaczonym dla niego miejscu. Wygodny fotel, przywleczony z gabinetu Yakova, służył za tron dla przewodniczącego grupy śledczej. Wkurwiało go niemiłosiernie to, że to właśnie na niego padł obowiązek przesłuchiwania podejrzanych - choć nie był zdziwiony. Myślał kurwa logicznie.

- Victor Nikiforov, siadaj - zakomenderował młodszy. Wywołany nie zareagował, a uśmiechnął się sztucznie i spojrzał na niego z rozbawieniem. - SIADAJ KURWA SIWY ŁYSOLU NA JEBANEJ DUPIE, BO NIE BĘDĘ MARNOWAŁ CZASU NA CIEBIE!

- Yurio... ale ja nie mogłem ukraść perfumów Prosiaczka.

- Hę? Dlaczego niby nie mogłeś? Każdy jest podejrzany.

- Uwierz mi, Yurio... - Platynowa czupryna nachyliła się nad nim niebezpiecznie, a usta bez przerwy układały się w ten wkurwia... - Wystarczy, że obejmę Yuuriego i już mogę napawać się tym wspaniałym zapachem. Piżmo, pot i seks.

Wykrzywił się na słowa starszego.

- Daruj mi, skurwysynie, swoich barwnych opisów, bo ci z ryja zedrę ten zboczony wykrzyw! Georgi, chodź tutaj. - W przeciwieństwie do Nikiforova, jego kolega posłusznie usiadł przed Plisetskym. Obdarzył go ufnym spojrzeniem, wyczekując na pytania śledczego.

- Dobra, Georgi. Od dawna mówiłeś, że te wspaniałe perfumy od Chanel, które Victor dał Katsudonowi, są wyjebane w chuj.

- Owszem, są wspaniałe. - Przytakując grzecznie, uśmiechnął się miło.

- Ukradłeś je. - Na to stwierdzenie, Popovich ponownie prawie nie udławił się mocno nabranym do płuc powietrzem.

- Skądże znowu? Ja? Nigdy! Nie potrafiłbym zabrać Yuuriemu daru, który otrzymał od miłości swego życia! To zbyt cenne, Jurij!

- Dobra kurwa, cicho. - Zmarszczył brwi, uciekając spojrzeniem w bok.

- Może to ty je wziąłeś, Jurij? Skoro każdy jest podejrzany, dlaczego nie mogłeś wziąć ich ty?

Zszokowane spojrzenia oczekujących na ławce gołąbeczków momentalnie zwróciły się na młodego byczka. Poczerwieniały ze złości blondynek zacisnął pięści na kolanach. Georgi zaś zbladł. Prawdopodobnie nie oddychał.

- JA CI KURWA DAM, MOŻE TO TY JE WZIĄŁEŚ, JURIJ~? PO CO MIAŁBYM ZABIERAĆ TE SZCZYNY KATSUDONOWI, HĘ? ŻEBY ODE MNIE CAPIŁO TAK SAMO, JAK OD NIEGO? CO MI KURWA PO JEGO MIŁOSNYM PREZENCIE, PIERDOŁO?

- Jurij, przepraszam! To była tylko suge...

- NIE DOJDĘ DO PRAWDY W TAKICH KURWA OKOLICZNOŚCIACH! NIE WIEM, KTO MÓGŁ ZABRAĆ TE POPIERDOLONE PERFUMY KURWA, MAKKACHIN MU JE MOŻE ZEŻARŁ, NIE WIEM! - wykrzyczał, patrząc wprost na białą twarz bruneta.

Victor poczuł niepokój.

- O Boże! O BOŻE! ON FAKTYCZNIE MÓGŁ POŁKNĄĆ TE PERFUMY! - załkał żałośnie, ze strachem patrząc w brązowe oczy narzeczonego. Japończyk położył mu rękę na ramieniu.

- Uspokój się, Victor. Makkachin nie zjadłby szklanej butelki, zresztą miałem je w torbie, a torba jest ze mną, nie w domu.

- Musimy się wrócić, nie mamy innego wyjścia. Trzeba dokładnie obwąchać Makkachina.

Panika siwego natchnęła Yurio. Zerwał się z fotela i uśmiechając się uroczo, krzyknął triumfalnie:

- Wiem, jak znaleźć perfumy Prosiaka!

*

­- Nie ma problemu! Minami Kenjirou zawsze do usług... jeżeli chodzi o Yuuriego Katsuki.

- W tobie ostatnia nadzieja, Minami-kun... - westchnął Japończyk, ciesząc się z okoliczności.

Logicznie myślący detektyw Plisetsky miał wspaniałe pomysły i niezawodne sposoby. Znał to z doświadczenia - mimo, że nie praktykował wąchania podłogi, jego Aniołki były zwolenniczkami tej metody tropienia.

Chorobliwy fan Wieprza, co to niby podziwiał go za jazdę, a ślinił się na widok jego małego palca u nogi, z hukiem padł na kolana i wciągając szybko nową dawkę zapachów, chodził po korytarzach całego Rosyjskiego lodowiska.

Z torby Katsukiego powędrował za drzwi szatni, skąd w samotności krążył po okolicy. Zdenerwowany Yuuri wtulił się w szyję roześmianego narzeczonego, przepraszając go za niedopilnowanie prezentu. Georgi maślanym wzrokiem wpatrywał się w parkę. Yurio zaś teatralnie próbował wszystkich zniesmaczonych wyrazów twarzy.

Sielankę przerwał odgłos telefonu z tygrysem. Poważny nastolatek sięgnął po urządzenie i odczytał wiadomość.

­- Macie tu zostać, dziady - warknął, wstając z czarnego tronu. Zdziwiony poszedł we wskazane przez tropiciela miejsce.

Gabinet Yakova.

Mocno popchnął drzwi, nieomal wyrywając okrągłą klamkę. Kenjirou siedział pod drewnianym biurkiem, wąchając szufladkę.

- Stąd dochodzi ten zapach, ale nie jestem w stanie tego otworzyć...

- Hmm, zamknął? Nigdy nie zamyka szuflady - pomyślał, szarpiąc za uchwyt. Jego oczom ukazały się dokumenty, notatnik i perfumy Katsukiego. - Pierdolony tchórz.

Minami wyjrzał spod mebla i wstrzymał oddech, widząc aromatyczną buteleczkę. Po chwili pociągnął nosem jeszcze kilka razy, upewniając się, że to ten właśnie wspaniały zapach, lecz nie miał żadnych wątpliwości.

- C-co z tym zrobimy? - zająknął się, przestraszony. Patrzył na Rosjanina, jakby doznał objawienia.

Jurij łypnął na niego z wyższością.

- Rozpoczniemy trzecią wojnę - zaproponował, po czym obydwoje zerwali się do biegu, zadowoleni, że dokonali cudu, wypełniając swą pierwszą, trudną misję śledczą.

Dopiero po wyjawieniu śmierdzącego sekretu Yakova, mocno pożałowali swojej z radością podjętej decyzji.

*

Nie umiem w rozbudowane akcje przy limicie słów, a bardzo chciałam się zmieścić, bo czasami leję wodę w zwyczajnych opowiadaniach :')

Głupie, durne i bez sensu, ale sądzę, że każdy powinien mieć coś takiego w swej biblioteczce :):):) W sensie swojej własnej biblioteczce. Biblioteczce prywatnych wytworów, no.

Bardzo smuci mnie fakt, że niezadługo wyzwanie dobiegnie końca - dlatego publikuję tę część tak wcześnie (lub późno?), chcąc sobie niby wydłużyć czas. Nie wiem, czy to zadziała, mam nadzieję, że tak!

No i mam nadzieję, że nadal każdy, kto to przeczytał, żyje i ma się dobrze. Mam wrażenie, że po lekturze moich tekstów nie da się żyć zdrowo i w pełni sił ;_;

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro