Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Fotobudka | Dzień I - Wzrok

Beztroskie popołudnia, kawowe podwieczorki i leniwe potrząsanie bosą, spracowaną stopą, opartą o owłosiony zadek puchatego pudla, nieczęsto wypełniały jego grafik.

Ośmieliłby się przyznać, że cieszy się z urlopu jak dziecko z pierwszej gwiazdki, gdyby nie fakt, iż właśnie w tej rozbrajającej chwili był maksymalnie skupiony na miłości.

Platynowe pasma cienkich włosów opadły na uniesioną z rozczulenia brew. Zamknął oczy i nabrał drżący oddech, próbując nie spłonić się mocniej. Podziwiany obrazek utkwił mu w pamięci tak głęboko, że na samo przelotne wspomnienie uśmiechnął się szeroko. Schował twarz we własne dłonie.

– Victor, wróciłem!

Szamotanie się z kurtką, stuknięcie podeszw zdejmowanych butów.

Yuuri go przyłapie!

Bez chwili zawahania, wcisnął wąskie prostokąty pod poduszkę i umościł się energicznie na kanapie, przybierając senną pozę.

Delikatne, powolne stąpanie czarnych skarpet po drewnianej posadzce.

Uwierzy mu? Musi! Już raz się na to nabrał i choć Victor sądził, że zdradziło go kichnięcie, rozkojarzony narzeczony był wówczas tak przejęty jego wizytą w Hasetsu, że nie zważył na mimowolny odruch.

Tym razem też się uda. Musi!

Starym, wyćwiczonym sposobem rozluźnił mięśnie i bezwiednie opuścił ramiona. Przymknął oczy, rozchylił usta. Spał.

Cisza.

Japońskie, chłodne palce musnęły idealną grzywkę, zaś gorące powietrze owionęło jego ucho, kiedy nachylony nad nim brunet szepnął:

– Miałeś zmyć naczynia.

Te same, nędzne paluchy klepnęły starego kanapowca w gruby tyłek. Pies posłusznie ustąpił miejsca. Łyżwiarz szybko wślizgnął się pod nogi narzeczonego.

– Victor, nie udawaj, że śpisz. Widzę, że nie śpisz.

Nie wyszedł z roli. Teatralnie, z denerwującą powolnością rozchylił posrebrzane powieki i rozejrzał się po salonie, udając zdezorientowanego.

– Gdzie Makkachin? – szepnął, starając się bezbłędnie imitować senny tembr.

– Poszedł zmywać za ciebie. – Wczuwając się w nastrój, Yuuri rozsiadł się wygodniej pod ciałem Rosjanina. Ze śmiechem uniósł go w pasie, wciskając kolana w miejsce poduszek.

Spragniony towarzystwa pudel – sprzątaczka, słysząc, że rozmowa dotyczy jego urokliwej postaci, wskoczył z powrotem w zagrzany kąt na kanapie. Japończyk poczochrał brązowe loczki na łebku. Wdzięczny zwierzak wbił w niego pełne miłości i zaufania spojrzenie.

Niespodziewana fala gorąca uderzyła w chłodne, szczupłe policzki. Znowu zakrył twarz dłońmi, przypominając sobie wizerunek ze zdjęcia. Nie potrafił nazwać swojej reakcji – to było zawstydzenie, euforia? A może zauroczył się jeszcze bardziej, o ile było to możliwe? Czuł to ciepło nawet na uszach. Spłonił się porządnie; od zimnych, bosych stóp po wątłe końcówki cienkiej grzywy.

Po chwili, którą wykorzystał na uspokajanie emocji (przy akompaniamencie japońskich komplementów, kierowanych w stronę Makkachina), otworzył oczy i z całą miłością, jaką zdołał wykrzesać z samego dna zakochanego organu, zapatrzył się w postać ukochanego mężczyzny – tak samo jak on, przyłapany przez obiektyw, wpatrzył się na rosyjską twarz kilka dni temu...

– Yuuri... Skąd wiedziałeś, że nie spałem? – Czarna czupryna nareszcie zareagowała na obecność narzeczonego, odwracając się szybko w stronę niebieskich tęczówek. Intensywne, wyczekujące spojrzenie Victora nie pozwalało mu zwlekać z odpowiedzią.

– Dobrze wiem, kiedy śpisz.

– Ach tak?

– Oczywiście, zdołałem już nauczyć się twojej śpiącej twarzy – stwierdził rezolutnie, splatając palce lewej ręki z zadbanymi palcami mężczyzny.

Victor czuł, że przyjemne ciepło rozchodzi się od serca, nadrabiającego życiowe straty w wyrywaniu się z klatki, wykwitając różem na bladych policzkach. Wierzył, że to jego uczucia, skumulowane gdzieś w środku, wykwitają nareszcie, znalazłszy ujście... i wcale się im nie dziwił.

Gdyby dusiły się w rozszalałym sercu, w sekundzie by go zabiły.

Yuuri przygląda mu się, kiedy śpi.

To, że mistrz świata jest zakochany w swoim Japończyku, nie było niewiarygodnym odkryciem. Przeoczeniem tysiąclecia byłoby, gdyby żaden z obserwujących ich fanów nie zauważył, że zgodnie z obietnicą srebrna łepetyna odwrócona jest zawsze w stronę czarnej. Niebieskie oczy zawsze śledzą brązowe. Charakterystyczny uśmiech zawsze podąża za powściągliwymi ustami, które właśnie musnęły jego własne.

– Cieszę się... że coraz czę... ściej patrzysz... na mnie wśród... ludzi... – wymamrotał pomiędzy czułymi pocałunkami. Pieszczota ustała, nie zaspokajając ani ułamka ich potrzeb. Głębokie bursztyny zawisnęły nad przystojną twarzą i lustrowały ją badawczo.

– Co dokładnie masz na myśli? – Źrenice zjadły brązowy kolor tęczówki w tym samym momencie, w którym gęste rzęsy przysłoniły zmrużone oczy. Chciał sięgnąć wargami do różowych, rozkosznych poduszeczek partnera, ale ten uciekł nieco dalej. Każdą próbę zdobycia japońskich ust Katsuki pokonywał, kończąc walkę w przeproście kręgosłupa.

Zainteresowany Makkachin otworzył mądre ślepia, a puchatą łapą na udzie dał znak swemu tatusiowi, że kibicuje mu w walce o czuły podbój. Podbudowany Victor skinął z zacięciem w odpowiedzi na gest psiaka, lewą ręką odgarniając czarne kosmki z ukochanej twarzyczki. Yuuri wtulił się we wnętrze dłoni. Na gest obydwoje zareagowali uśmiechem.

– Na co tak patrzysz?

Rozradowany Rosjanin rozpromienił się nawet bardziej.

Budka fotograficzna na walentynkowych urodzinach Chrisa była strzałem w dziesiątkę.

Organizator przyjęcia podawał butelkę szampana każdemu, kto postanowił dzielnie sterczeć w łyżwiarskim szyku – oprócz jemu, bowiem on nie potrafił ustać w jednym miejscu spokojnie. Obserwował otoczenie niczym najbardziej uważny, profesjonalny paparazzi!

Phichit nie próżnował. Biegał ze smartfonem na kiju i robił zdjęcia wszystkiemu; uchwycał każdy poalkoholowy lub jeszcze trzeźwy niuans, a przede wszystkim – bawił się w najlepsze.

Zaczaił się przed swoim najlepszym przyjacielem. Cyknął kilka fotek, przybierając przeróżne oblicza. Japończyk nawet go nie zauważył – był tak wpatrzony w Victora, jakby widział go pierwszy raz w życiu.

Miał nosa do lajkogennych sytuacji, o tak! Chwilę po krótkiej sesji, Giacometti przepłynął przez tłumną kolejkę do budki i wyszeptał coś wprost do ucha nagle spiętego Yuuriego. Podsunął mu butelkę pod nos. Katsuki grzecznie przyjął alkohol, oddając szampana od razu w ręce rozbawionego narzeczonego. Te fotki m u s z ą trafić na Instagrama! Mina Japończyka była bezcenna!

– Yuuri, teraz nasza kolej – poinformował go Nikiforov. Sięgnął po drobniejszą dłoń i wciągnął bruneta za niedługą zasłonkę.

– Już nikt nie dostanie się do budki! – zażartował solenizant, patrząc na Taja. Zrozumiał. Rozszerzył oczy zabawnie i pobiegł, czując, że to była jego jedyna szansa.

Odchylił delikatnie nieprześwitujący materiał... Zdobył legendarne zdjęcia Victora Nikiforova całowanego przez Yuuriego Katsuki, Yuuriego Katsuki wtulającego się w szyję Victora Nikiforova oraz Złotego Playboya z najzabawniejszym zezem, pokazującego rogi rozbawionemu Japończykowi.

– Wiesz, chyba faktycznie wstawię te naczynia do zmywarki... – postanowił Victor, czując nagły przypływ chęci do pracy. Leniwie wstał z najwspanialszych kolan i rozciągnął się. Yuuri odprowadził go wzrokiem do kuchni. Westchnął.

– Idziemy na spacer, Makkachin? – czule pogłaskał rozentuzjazmowanego psiaka. Już chciał wstać z kanapy, gdy nagle jego wzrok powędrował w stronę wymiętych, zniszczonych zdjęć z zapamiętanej budki.

Rumieniący się, dumny Nikiforov patrzył prosto w obiektyw. On zaś całował go w policzek, wpatrzony w boskie, Rosyjskie oblicze jego prywatnego boga.

Zrozumiał, co Victor miał na myśli.

Zarumienił się i schował twarz w dłonie, a na jego twarzy wykwitł nieśmiały uśmiech.

*

Dopiero po treści rozdziału serdecznie witam wszystkich zainteresowanych!

Moja mała seria rozpoczęła się dzięki Dziabara - za co serdecznie jej dziękuję, ponieważ bez tego chyba nie zdobyłabym się na odwagę, by zacząć publikować cokolwiek!

W stresie przedstawiam Wam pierwszy rozdzialik momentów naszych wspaniałych zakochanych (żywiąc nadzieję, że podołam w dalszych swych staraniach).

Miałam i nadal mam obawy, czy na pewno udało mi się wpasować w temat. Jeśli nie, bardzo za to przepraszam! Być może powinnam pisać jeszcze bardziej dosłownie.
Ogólnie to bardzo się tym przejmuję! Wybaczcie :'')

Byłabym wdzięczna za wskazówki; w jaki sposób mogłabym ulepszyć swoje przyszłe wypociny! :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro