Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2 - współlokator

Próbuję wczołgać się do mieszkania po skończonych lekcjach, naprawdę, to był istny horror. Jedynym plusem chodzenia do tej jak to inni uważają - wspaniałej szkoły jest to, że rodzice postanowili płacić za moje miejsce zamieszkania, bo w końcu jest trochę daleko od domu. I co najlepsze zgodzili się na mieszanie a nie internat, który dosłownie wygląda jak większość hiszpańskich więzień.

W końcu udaje mi się dotrzeć do celu. Otwieram drzwi, które wydają dość specyficzne dźwięki, albo to po prostu z mieszkania obok.

- Kurwa mać! - krzyknął Toni, który szczęście lub nie, jest moim współorganizatorem. W sumie to bardzo go lubię, jest moim przyjacielem, chyba przyjacielem, przynajmniej tak go traktuję.

- Co jest? - pytam i unoszę lekko brwi.

Chłopak wygląda jakby miał zaraz wymordować wszystkich sąsiadów, w tym oczywiście mnie.

Jego błękitne oczy wpatrują się w ekran laptopa. Usta ma wykrzywione w grymas, a włosy rozczochrane jak zawsze.

- Te chuje - próbuje hamować wulgaryzmy, ale nie do końca mu to wychodzi - Wyżeracze wszystkich chęci do życia, pierdolone...

- Już wystarczy - przerywam mu i udaję się w stronę swojego pokoju - Domyślam się o co chodzi.

Zamykam za sobą drzwi i od razu rzucam się na łóżko, na którym leży moja największa miłość.

I nie, nie jest to Ramos, jego akurat jeszcze nie lubię.

Jest to mój kot, którego traktuję jak własne dziecko, chyba, nigdy nie miałem dzieci, więc nie wiem jak się je traktuje.

Materac ugina się pod ciężarem mojego ciała, a Płot wskakuje na parapet. Przysięgam, ja go tak nie nazwałem. To był chory pomysł Diory, która upierała się aby go tak nazwać. Biedny.

Wyciągam z kieszeni telefon z myślą, że cały wieczór spędzę na stalkowaniu randomowym osób na Instagramie, ale kiedy widzę powiadomienie o ponad siedemdziesięciu wiadomościach na grupie klasowej, od razu zmieniam zdanie.

Sergiej: nie no kurwa pierdole to wszystko

Ten z afro na głowie: nie trzeba było zaczynać

Anto: przez ciebie mamy wszyscy przejebane

Twój stary fanatyk gry w golfa: dobrze że skończyło się tylko na tym

Geju gej: a co ja mam powiedzieć?

Pepe: boże tylko kawę ci postawił a ty już jakieś scenariusze sobie wymyślasz

Sergiej: kurwa ona sama mi weszła w drogę

Likier: o co chodzi?
Likier: i czemu zawsze jak mnie nie ma dzieje się najwięcej

Geju gej: Ramos wbiegł w rudą z krzesłem

Sergiej: kurwa
Sergiej: sekta to grzech

Anto: ciężki grzech, członkowie sekty zginą w piekle

Pepe: chuj nie pamiętam dalej

Szczerze to nie chciało mi się już czytać tych wszystkich wiadomości. Naprawdę, wystarczy, że w szkole jestem świadkiem tych wszystkich akcji.

A szkoła w Hiszpanii miała być taka dobra.
Jedyne co tu jest dobre to alkohol od dyrektora.

Opowiadałem wam już o imprezach u Ramosa? Nie? To kiedyś nadejdzie na to czas.

***
Było już trochę po północy, a ja nadal nie mogłem zasnąć. Wpadłem na genialny pomysł aby wyjść na spacer. Co się może stać?

Tak więc idę przez park, dookoła żadnej żywej duszy, no prawie.

Na swojej szyi poczułem oddech i zapach alkoholu.

Jak bardzo mam przejebane?

Czyjeś dłonie złapały za moje biodra i przyciągnęły do siebie.

Prawie się zesrałem.

Jeśli to jakiś stary zboczeniec to jest dwa procent szans, że przeżyję.

- Dam ci dychę jak...

- Mordo nie zapędzaj się tak! - usłyszałem znajomy mi krzyk. To był jeden z nielicznych momentów, w których cieszyłem się, że go słyszę - Się pan odrobinę odsunie - odpycha  mężczyznę, który był dość zaskoczony śmiałością Hiszpana - A ja zabiorę kolegę.

Ramos złapał mnie za dłoń i pociągnął w stronę... No właśnie, nawet nie wiem gdzie.

- Możesz mi do cholery powiedzieć co ty robisz sam w parku i to o tej porze? - pyta po chwili ciszy.

- Nie mogłem zasnąć i chciałem się przejść - wzruszam ramionami, a Sergio unosi jedną brew - Możesz mnie już puścić - mówię kiedy chłopak nadal trzyma moją dłoń.

- Pierdolnęło cię? - odsuwa się ode mnie - Wychodzisz sam, podkreślam sam, po północy i włóczysz się po parku, gdzie prawie nikogo nie ma?

Chłopak podniósł lekko głos, brzmiał jakby się o mnie martwił.

Sergio Ramos się o kogoś martwi.

- Przecież mogło ci się coś stać - kontynuuje, a ja zdaję sobie sprawę, że to naprawdę było głupie.

- Ja... - próbuję coś powiedzieć, ale Ramos mi przerywa.

- Ciesz się, że zachciało mi się wyjść na papierosa, bo byłoby z tobą naprawdę źle - przygryza górną wargę - Znam tego typa i zdecydowanie lepiej byłoby gdybyś nigdy go nie spotkał - spogląda na moją twarz, która z sekundy na sekundę wydaje się być bardzo przerażona

-  Jest niebezpieczny?

- Bardzo - marszczy lekko brwi. Wygląda jakby przypomniał sobie wszystkie nieprzyjemny akcje z tym mężczyzną.

- To seryjny morderca, który poluje na biednych ludzi, których ledwo stać na chleb? - pytam wpatrując się w moje lekko przybrudzone trampki.

- Seryjny morderca może nie - odpowiada po chwili - Ale na pewno alkoholik, który ma nierówno pod sufitem. Raz na przykład wybił okno w aucie mojego dobrego przyjaciela, bo nie chciał mu oddać portfela. Innym razem próbował porwać jakieś dziecko.

Teraz jeszcze bardziej cieszę się, że jakimś cudem Sergio postanowił wybrać akurat park.

- Widzę, że kompletnie nie ogarniasz okolicy - obejmuje mnie ramieniem, a ja próbuję odsunąć się jak najdalej - Odprowadzę cię, bo nie chcę mieć nikogo na sumieniu.

W tamtym momencie polubiłem Ramosa. Chociaż ma trochę za wysokie ego, to nie jest wcale taki zły.

Byłby jeszcze lepszy gdyby ograniczył imprezy.

-----------------------------------------------------------------

Jakoś tak przyjemnie mi się to piszę

Nie wiem czy również dobrze się to czyta, ale no nic

Biedny Luka
Tyle nieszczęść jeszcze go spotka










Nie zapomnijmy o cioci 🤭

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro