Wszystkich Świętych
Dzień Wszystkich Świętych zawsze jest po Halloween, kiedy przebieramy się w potwory (ewentualnie w jakieś postacie z seriali) i zbieramy cukierki lub siedzimy w domu i nudzimy się.
Pierwszego listopada jednak nie jest nudnym dniem i udowodnię wam to.
Wstałam o równej siódmej (sprawdzałam na komórce). Obudziłam moją mamę, żeby zrobiła śniadanie. Tymczasem poszłam grać w Simsy. Po śniadaniu i dalszym ogarnięciu się poszliśmy do kościoła. Przed mszą była, oczywiście, spowiedź i zapomniałam kilku grzechów (tak już mam). Jakaś mała dziewczynka przyczepiła się do nas. To było bardzo słodkie.
Dobra, miałam opisać zwiedzanie grobów i refleksje na temat tego dnia, a nie opis mszy.
Wracając, po mszy pojechaliśmy na pierwszy cmentarz, który był koło naszego miasta, czyli w lesie
(większość cmentarzy, które co roku odwiedzamy, jest w lesie). Zapaliliśmy znicze dla brata dziadka Zdzicha oraz jakiegoś małżeństwa od strony taty. Zaczęłam wtedy myśleć o tym, jaki chciałabym mieć nagrobek. Jeśli to was ciekawi: z kamienną książką, jakimś wyrytym na złoto cytatem z Igrzysk Śmierci oraz typowe dane osobowe (imię, nazwisko, data narodzin i śmierci). Później poszliśmy odwiedzić grób kolegi ojca. Zginął w 1999 roku, kiedy przechodził przez jezdnię. Potrącił go samochód.
Kolejny cmentarz był mały. Na nim leżą jacyś ludzie z rodziny mamy, którzy urodzili się w czasach zaborów. Moja wyobraźnia zaczęła tworzyć różne historie z nimi związane. Na cmentarzu są jeszcze nagrobki małych braci taty ojca. Umarli, kiedy się urodzili (lub później). Mama pokazała mi miejsce, w którym został pochowany sześcioletni chłopczyk, który zginął podczas II wojny światowej. Rozszarpała go bomba. Umarło też małe dziecko, które było w pobliżu. Trochę się porozglądałam po grobach małych dzieci.
Trzeci cmentarz był trochę większy niż tamten, ale groby były zbyt blisko siebie. Doszliśmy tylko do jednego, bo mama stwierdziła, że pozostałych zmarłych nie znała, czy jakoś tak. Na ostatnim cmentarzu leżała rodzina dziadka Albina, w tym jego starsza siostra, której nie pamiętał, bo umarła, zanim się urodził. Zachorowała na krztusiec. Kiedy patrzyłam na ten grób, przypomniałam sobie o szczepionce na krztusiec, którą dostałam tydzień temu.
Później byliśmy u babci Jasi i u dziadka, a następnie u babci Mieci.
Pierwszy listopad jest dobrym dniem do myślenia o śmierci. Można też dowiedzieć się czegoś więcej o zmarłych oraz poznać jakąś daleką rodzinę. No i zjeść coś poza domem.
No, to już koniec. Życzę wam dobrych snów!
Dobranoc!!!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro