Rozdział 5
Więc...
-Więc Bloody Painter uprosił Operatora byś mogła przyjść do Rezydencji, a nasza trójka ma Cię zabrać.
- Serio? -Kipiało ode mnie szczęściem, co dało się poznać po intensywnie zielonych tęczówkach.
- Tak, ty od zawsze masz tak z oczami?
-Yhym -przytaknęłam.
-Posłuchaj, teraz stracisz przytomność, ale nic się nie bój, to tylko środki ostrożności.
Jak Toby powiedział tak się stało. Odzyskałam przytomność na miękkim łóżku, wstałam rozglądająć się pokoju i od razu stwierdziłam, że był Slendera. Wyszłam z pomieszczenia, po czym znalazłam się w korytarzu z różnymi drzwiami. Zeszłam po schodach i przy końcu zatrzymałam się, bo usłyszałam dość ciekawą rozmowę:
-Ty debilu!!! Gdybyś nie uderzył jej tak mocno to by się obudziła trzy dni temu!!! -Po głosie poznałam, że to Bloody.
- No sorki, skąd mogłem wiedzieć, że jest aż tak krucha?! -A to Toby.
Podeszłam cicho do nich od tyłu, niespodziewanie krzyknęłam:
-Hejka! -Runęli na podłogę. -No co wy? Aż taka straszna jestem?
-Ach to ty, Natalio. Nie, nie jesteś aż taka straszna.
- Ej, a wszyscy wiedzą, że nie jestem fangirl? -Zapytałam z niecnym planem w głowie.
-Niech się zastanowię... hmmmm... Jeff The Killer nie wie. A co?
-Tak po prostu *mina diabełka*
Akurat po tych słowach Jeff zjawił się w salonie, a ja zaczęłam krzyczeć jak jedna z psychofanek:
-Jeffyyyyyyyyyyyy!!!Aaaaaaaaaawwwwwwwwww!!!Chcę mieć z Tobą dzieci!!!Jeffyyyyyy!!! Chodź tu!!!
On w przerażeniu zaczął biec w stronę schodów by uciec, a osoby w salonie (cała rezydencja) zaczeły się z niego nabijać, praktycznie wszyscy pękali ze śmiechu.
-To było dobre -mówił Ben przerywając śmiechem.
- Ha ha ha, ale się uśmiałem- poważny Jeff [Uwaga!! Rzadko spotykane -dop. autorki]
-No przepraszam Cię ale nie mogłam się powstrzymać. Gniewasz się na mnie?- powiedziałam swoim słodkim głosem i oczętami szczeniaczka.
- ...nie
-To się bardzo cieszę! -Rozejrzałam się po salonie i...
********************
Nie wiem kiedy będzie następny.
Gwiazdka+Kom= Ogromne Dzięki<3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro