Rozdział 33
[Żelku polecam włączyć piosenkę u góry =^·^=]
P. W Sweet Death
Poleżałam jeszcze chwilę, myśląc nad jego słowami, czy mówił prawdę? Czy mogę mu zaufać? Chyba nie mam innego wyboru. Ubrałam się ładnie i poszłam na dół, poszukać mojego chłopaka. Prędko zeszłam po schodach, ruszając w stronę stołówki.
-Widziałeś Bloody'iego? -Udało mi się zaczepić Candy'iego, który był zajęty jakąś lalą.
-Chyba poszedł w stronę baru. -Odparł obojętnie.
-Dzięki.
Wręcz pobiegłam we wskazane mi miejsce, o mało co się nie zabijając po drodze. Takie szpilki to jednak nie był dobry wybór. Kiedy nie zauważałam go nigdzie, miałam się już wracać, ale wtem zauważyłam, że siedzi na jednym z krzeseł przy barze jedząc chipsy. Zastanawiałam się co teraz zrobić. Podejść? Może jednak pójść sobie? Weź się w garść Sweet! Podeszłam powoli do niego od tyłu, zastanawiając się co ja do uja wyrabiam. [Kiedy w tej chwili leci piosenka "She wants me dead" xD Może dlatego zachodzi go od tyłu*lenny* -Autorka]. Po chwili wahania przytuliłam go i szepnęłam: "Przepraszam". On gwałtownie wstał, ale gdy mnie zobaczył uspokoił się.
-To ja powinienem przeprosić. -Podrapał się po karku.
-Nie, bo ja. Mogłam od razu Ciebie wysłuchać.
-Ale to ja mogłem bardziej uważać.
I tak kłóciliśmy się z 20 minut.
-Dobra, koniec. -Powiedział nad wyraz stanowczo.- Może dałabyś się zaprosić dzisiaj na randkę?-Zamurowało mnie, no tego to ja się w ogóle nie spodziewałam.
-Tak, tak, oczywiście -powiedziałam, bo zaczął na mnie patrzeć wyczekująco, chyba się zbyt zamyśliłam.
-To dzisiaj, o dwudziestej przed hotelem?
-Okey.
-Do zobaczenia, my Lady. -Ucałował moją dłoń, po czym poszedł.
-Pa...
Stałam tak chwilę, póki nie pojawiły się dziewczyny z krzykami, piskami i pytaniami typu: "Co ty na siebie ubierzesz?". W końcu wyszło na to, że wzięły mnie do pokoju Hope, na najwyższym piętrze, i postanowiły zrobić niesamowitą przemianę mnie. Nim się zorientowałyśmy, było już 10 minut przed dwudziestą. Dziewczyny prędko wypchnęły mnie za drzwi mówiąc, że nie ma mowy bym się spóźniła. Niestety winda była zepsuta, więc musiałam iść po schodach przez dwa piętra na 10 cm-trowych, srebrnych szpilkach. W tym czasie mogę wam opisać jak byłam ubrana oraz uczesana. Miałam więc, miętową, rozkloszowaną sukienkę na, nie za grubych, ramiączkach. Założyłam długie, srebrne kolczyki, naszyjnik i taki grzebyk do włosów wszystko ze srebra. Połyskującą torebkę oraz szpilki. Zostałam uczesana w koka, który był zasługą Jane. Oczywiście, nie obyło się bez makijażu. Szczerze mówiąc, to nie przeglądałam się w lustrze, więc może wyjść na to, że wyglądam fatalnie. Gdy byłam już na dole, udałam sie w stronę drzwi. Na moje (nie)szczęście on już tam był i mnie zauważył.
-Hej -przywitałam się nieśmiale, bo ten idiota patrzył na mnie jakby anioła zobaczył.
-Ee... Co... A tak... Hej. To co, gotowa? -Chwycił mnie za rękę i poprowadził do... No proszę, proszę, limuzyny.
-Chyba tak.
-My Lady -otworzył mi elegancko drzwi, gdy wsiadłam, on poszedł z drugiej strony, usiąść na swoje miejsce, obok mnie.
-A gdzie jedziemy?
-Zobaczysz -odparł i zawiązał mi oczy wstążką. No nie, znowu?!
***********
Kto się cieszy na rozdział? A ktoś się domyśla co będzie?
Przepraszam za wszelakie błędy, ale na pewno je poprawię.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro