Rozdział 22
Nie no, super, jeszcze się okaże, że moja matka to jednorożec albo pegaz lub alicorn! Luke też przyszedł, zupełnie jak obiecał.
-Witaj Slenderman'ie. Gdzie moja córka?
-Siedzi w salonie razem z innymi moimi podopiecznymi. Chodź zaprowadzę was.
Do salonu wszedł Zalgo, to znaczy mój tata usiadł obok Slendera, a Luke naprzeciwko mnie.
-Witaj córeczko.
~Sweet Death, -zwrócił się do mnie Slendy- między innymi, dlatego, że Zalgo to twój ojciec pozwoliłem Bloody Painter 'owi sprowadzić Cię tutaj~
-Oh, emmm... Dobry wieczór... Tato?- Wyciągnęłam rękę, by się przywitać, ale on za to mnie przytulił. Dziwnie troszku, przynajmniej w moim odczuciu.
-Ależ Ty się zmieniłaś! I wyładnialaś! Jak ja długo nie byłem na powierzchni, ostatni raz jak cię widziałem miałaś chyba trzynaście lat, kochanieńka. A teraz? Pewnie nie jednemu się podobasz...- Zrobił sugestywny ruch brwiami, co oni z tym mają?- Usiądźmy i porozmawiajmy. -Teraz oficjalnie siedzieliśmy już na swoich miejscach. -Tooo masz chłopaka?
-Nie. -Odpowiedziałam stanowczo.
-Jak to nie?! -Krzyknęli Luke, Bloody , Ben i Jeff... Czy ja o czymś nie wiem?
-Jeszcze nie słyszałam słów ,,zostaniesz moją dziewczyną?".
-Nie ważne, -Zalgo machnął ręką- u nas w podziemiach na pewno Ci kogoś znajdziemy, bo w końcu tam zamieszkasz, księżniczko.
-Co!? Jak mozesz ustalać takie rzeczy beze mnie?! -Oburzyłam się.
-Jesteś następczynią tronu! To twój obowiązek. Nie dość, że musimy wykryć i uruchomić twoją moc, to jeszcze ją wytrenować.
-Nie zgadzam się! Nie zostawię przyjaciół. -Moje oczy przybrały barwę neonowej czerwoni.- I skąd mam wiedzieć, że to ty jesteś moim ojcem!? Od lat żyłam ze świadomością, że to TU jest moja rodzina! A ty?! Ja o Tobie nie miałam pojęcia, tak samo o innych!
- Twój przyrodni brat to Jason macie wspólna matke, a osobnych ojców! Jeśli ze mną nie pójdziesz, to cała reszta wróci do podziemi, za kratki. -Uśmiechnął się cwaniacko, już myślał, że wygrał.
-Ja... -Zająkałam się, nie wiedziałam co powiedzieć, spojrzałam na przyjaciół.
-A teraz pójdziesz ze mną i Lukiem! -Dał znak dodatkowym strażnikom, ci zaś chwycili mnie za ramiona.
-NIE! -Krzyknęłam, cudem się wyrywając. Dosłownie dostałam skrzydeł, roztrzaskałam okno i stanęłam na parapecie. -Nigdy więcej mnie nie zobaczycie! -Wściekła i we łzach poleciałam gdziekolwiek.
-Sweet wracaj!- Ostatnie co usłyszałam to...
*******
Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że wstawiłam wcześniej zły rozdział za co BARDZO BARDZO WAS PRZEPRASZAM. Dziękuję life_is_my_game za odkrycie tego błędu
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro