Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Wypad na ciacho

Dobra, przyznaję się bez bicia. Lubię patrzeć jak lata. Normalnie ludzie skaczą. Na ułamki sekund wiszą w powietrzu a potem opadają ciężko na ziemię. Hinata lata. Wystawiłem mu ze zwykłej próżności. Asahi miał czystszą pozycję, ale to był już koniec treningu. Larwa wyglądała jakby miała zaraz znowu paść z wyczerpania. Zaryzykowałem. Posłałem piłkę wysoko i trochę wolniej niż zazwyczaj. Tak, by zdołał do niej skoczyć. Kiedy drużyna przeciwna nie dała rady do niej podbiec, Hinata cieszył się jak dziecko.

- Kageyama-kuuun! Widziałeś to? – pisnął. – Widziałeś jakie to ładne było?!

Nie, to nie było ładne, tak chciałem mu powiedzieć. Jesteś tylko małą larwą, która psuje dziewięćdziesiąt dziewięć procent odbiorów, osiemdziesiąt procent zagrywek i ledwie radzi sobie z blokiem. Raz na jakiś czas udaje ci się zdobyć punkt, bo wcześniej spędzam mnóstwo czasu przygotowując sytuację dla ciebie. Jeśli coś tu jest ładne, to ja i moja gra.

Ale w życiu nie powiedziałbym tego człowiekowi, którego zasmuca widok bezpańskiego psa.

- Tak, to było ładne – ledwie przeszło mi to przez gardło.

Kolejny kciuk w górę od kapitana. Powinienem dostawać naklejki, łatwiej byłoby je liczyć.

- Dobra, koniec na dzisiaj! – zarządził Daidzi. – Rozciągamy się!

I dzięki Bogu. Dwa razy oberwałem w moją obitą twarz. Raz to mógł być jeszcze przypadek. Ale za drugim ktoś tutaj bardzo chce swojej śmierci. Tak, mówię o tobie pieprzony Dinozaurze.

Pomogłem pozbierać piłki i obróciłem się.

- Iuć!

Hinata wpadł na mnie i rąbnął o ziemię. Szybko postawiłem go na nogi.

- Uważaj jak łazisz – westchnąłem. – Nie jest ci słabo?

Pokręcił przecząco głową.

- Obiecałem mamie, że nie będę się już przetrenowywał – powiedział. – A właśnie! – pisnął. – Mama zaprosiła cię na ciasto. Specjalnie się dzisiaj postarała.

Zerknąłem na zegarek. Jak ja mam jeszcze ogarnąć lekcje?

- No nie wiem, Hinata – mruknąłem. – Jest trochę za późno.

- Aaa... Twoi rodzice będą źli?

- Nie o to chodzi – odparłem zgodnie z prawdą, bo ostatnio mojego ojca widziałem tak gdzieś z tydzień temu. – Pamiętasz? Szkoła i te sprawy. Też powinieneś się pouczyć.

Zrobił taką minę jakbym mu kazał jeść brokuły.

- Tak Hinata, szkoła – powtórzyłem dla pewności i mimowolnie roztrzepałem mu włosy. – Jedź już na szczyt tej swojej góry.

- Jesteś niemiły, Kageyama-kun.

Nie, po prostu jeśli nie zdasz to wtedy kapitan uzna, że to wina mojego niedopilnowania obowiązków. Pomachałem mu, słysząc za sobą pogardliwe prychnięcie.

- Coś ci nie pasuje? – warknąłem.

Dinozaur tylko wzruszył ramionami.

- Wciąż zadziwia mnie jakim dobrym przyjacielem potrafisz być – powiedział okularnik.

- Masz jeszcze jakieś mądrości?

Rozejrzał się dyskretnie.

- Słyszałem ostatnio coś, co brzmiało jak plan rozkwaszenia ci twarzy.

- Shiba?

- Shiba.

Odruchowo dotknąłem opuchlizny.

- Niech tylko spróbuje.

- Tak tylko cię uprzedzam, szanowny królu – wszystko, co okularnik mówił, zawsze brzmi jak sarkazm. – Że śmierć jest blisko.

Obserwowałem jak dołącza do piegusa i razem znikają w ciemnościach. Oczywiście, że wiem, że wszystko, co zrobiłem, kiedyś zemści się na mnie. A to ,,kiedyś" może nadarzyć się szybciej niż myślę. Wezmę odpowiedzialność za wszystko, co zrobiłem. Tak sobie obiecywałem, kiedy stałem wpatrując się w trzy ciemne okna.

Moje mieszkanie, jako, że koniec tygodnia jest blisko, powoli zamienia się w pobojowisko. Przynajmniej dzięki radom pani mamy Hinaty kwiaty trochę odżyły. Byłem bliski zabicia ich. Sądząc po tym jak świruje mi telefon, larwie ewidentnie się nudzi. Jak ma tyle energii to mógłby pomóc mi sprzątać. Zerknąłem na zegar. I jeszcze nauka. Jak cudownie.

W szkole nikt nie czyhał na mnie z nożem, chociaż odnosiłem inne wrażenie. Nie słyszałem też żadnych wyzwisk. Nic się nie zmieniło od mojej słynnej bójki. Ludzie lubili o niej mówić. Dinozaur, jak tylko po raz pierwszy zobaczył mnie ze spuchniętym ryjem, o mało nie umarł ze śmiechu. Trochę mu przeszło, kiedy zobaczył spuchnięty ryj Shiby. Starałem się mieć na oku także Hinatę i cały czas pytałem go czy nikt go nie zaczepia. Musiałem mu wierzyć na słowo, że jest całkowicie szczęśliwy. Czy ktoś, kto uśmiecha się w ten kretyński sposób, mógłby w tym samym czasie kłamać? Jeśli tak, to świat jest straszniejszy niż mi się wydawało.

- Hej – rzuciłem mu soczek.

- Truskawkowy?

- Taki, jaki lubisz – westchnąłem.

Usiadłem obok a ten oparł głowę o moje ramię. Od tak. Robił takie rzeczy odruchowo.

- Ej, Kageyama-kuuun – mruknął. – Jutro jest sobota. Przyjdziesz na ciasto? Mama się obrazi jak znowu odmówisz.

- Nie próbuj mnie szantażować.

- To przyjdziesz?

- Przyjdę.

Tak właśnie się wkopałem. Zabijcie mnie. Myślałem o tym przez pół treningu, który według mnie, wyszedł wyjątkowo pomyślnie. Hinata zdołał odebrać poprawnie kilka piłek i była nadzieja, że do czasu eliminacji jego obecność w drużynie pomoże nam a nie zaszkodzi.

Co się właściwie kupuje idąc do kogoś na ciasto? Trochę głupio przyjść z pustymi rękoma. Nakupiłem trochę słodkości dla jego siostry. Mam nadzieję, że pani mama nie weźmie mnie za gbura.

Otworzył mi drzwi w tak krzykliwej koszulce, że na początku przysięgam, wystraszyłem się. Wręczyłem mu reklamówkę.

- Ooo! To dla mnie? – pisnął.

- Nie, dla Natsu.

Teraz to pomarańczowa kulka pisnęła. Podobno to wtedy uznała, że będę jej mężem, ale to tylko legenda.

- Dzień dobry – skinąłem pani mamie.

- Dobrze cię widzieć, kochany – uśmiechnęła się szeroko. – Przyszedłeś akurat na obiad. Siadaj już sobie.

Nie taki był plan, ale naprawdę nie miałem na co narzekać, bo ta kobieta gotuje wybornie. Było coś niesamowicie miłego w tym obiedzie. Trójka Hinat przy stole to prawie śmiertelna dawka promieniowania słonecznego. Wyprawiali razem tyle hałasu, że zastanawia mnie jakim cudem sąsiedzi nie zadzwonili na policję.

Po jedzeniu pani mama wyposażyła nas w kilka różnych ciast i kazała nie przeszkadzać sobie w sprzątaniu. Za domem mieli ogródek gdzie zostałem zaciągnięty. Odbijaliśmy sobie z Natsu piłkę.

- Przynajmniej wiem, które z was dostało talent – mruknąłem, widząc jak Natsu sobie radzi.

- Ej, to ja ją wszystkiego nauczyłem! – oburzył się Hinata. – Powinieneś chwalić mnie!

Spojrzenie jakie mu posłałem, powinno mu dobitnie powiedzieć, że nie mam za co. Kiedy jego siostra zmęczyła się graniem, przenieśliśmy się do jego pokoju. On i Natsu spędzali czas razem, oglądając głupie filmiki na internecie. Zmusili mnie do oglądania z nimi swoich ulubionych. Hinata opierał się o mnie z jednej a jego siostra z drugiej strony. Za dużo Hinat na metr kwadratowy.

- Ej, Kageyama – zauważyła nagle larwa. – Ty się śmiejesz!

- Wcale nie.

- Widziałem! Natsu, widziałaś, prawda? Śmiał się!

- Nie, nie śmiał...

- Śmiałeś!

Byłem tylko jakieś tysiąc razy silniejszy od niego. Co to dla mnie rozłożyć go na łopatki w trzech ruchach? Ja go trzymałem a Natsu go łaskotała. Zdecydowanie jesteśmy dobrym zespołem.

Hinatę uratowała przed śmiercią ze śmiechu jego mama. Kiedy weszła, od razu zaczęliśmy udawać, że nic się nie dzieje.

- Shoyo – powiedziała poważnym tonem. – Pan Emura pyta się, kiedy masz czas żeby się spotkać.

To była jedna z najbardziej przerażających rzeczy jakie w życiu widziałem. Coś dużo straszniejszego niż strącenie peruki dyrektora. Jeszcze sekundę temu Hinata wręcz płakał ze śmiechu i starał się szybko ocierać łzy. Teraz siedział wyprostowany jak struna i miał tak strasznie smutną minę... Pojedyncza kropla spłynęła mu po policzku.

- Poniedziałek byłby okej – powiedział cicho.

Jego mama uśmiechnęła się delikatnie i zostawiła nas samych. Atmosfera nagle stała się ciężka i gęsta jak z ołowiu. Nasu spojrzała na brata niepewnie.

- Może pokażmy Kageyamie to z samochodami? – zaproponowała.

- Jasne, możemy mu pokazać – Hinata prawie siłą uśmiechnął się.

Natsu znów śmiała się jak wcześniej, ale jej brat nadal zachowywał się jak nie on. Czułem jak opiera się o mnie cały spięty. Co mogłem mu powiedzieć skoro nie miałem pojęcia co się dzieje? Pogłaskałem go po głowie i nie przestałem dopóki całkowicie się nie rozluźnił. Mam tylko nadzieję, że Natsu patrząc na nas nie pomyślała, że tak właściwie to przytulam brata.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro