Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Ten uśmiech

Nie codziennie twój kapitan, jedna z najgroźniejszych osób we wszechświecie, wysyła ci wiadomość o treści ,,DO MNIE". Nie potrzebowałem więcej. Wykonałem szybki rachunek sumienia i tuż przed lekcjami poszedłem na halę sportową. Kapitan już tam na mnie czekał z miną wyrażającą skrajną wściekłość. Tak. Teraz umrę.

- Wszystko wytłumaczę... - zacząłem, siląc się na spokój.

Jego spojrzenie kazało mi się zamknąć. Zamilkłem od razu. Kapitan pokazał mi nagranie, na którym aż za wyraźnie słychać jak grożę dziewczynie, że rozwalę jej nos. Daichi już otworzył usta żeby rzucić na mnie jakąś klątwę, kiedy do środka sali wbiło się parę kłopotliwych osób.

Jedna z nich zwaliła mnie z nóg.

- Kageyama! – krzyknął Noya.

- Jesteśmy z ciebie dumni – Tanaka udawał, że ociera łzy. – Wreszcie zrozumiałeś jak powinien postępować prawdziwym mężczyzna.

- He? – Daichi chyba coś pominął. Ja z resztą też. – O czym wy mówicie?

- No jak to o czym? – Noya zostawił mnie i skoczył na równe nogi. – Kageyama bronił Shoyo. Przecież widziałeś nagranie, Daichi.

Kapitan wyglądał jakby właśnie rozważał przedłużenie mojego życia o kilka minut.

- Dobrze, Kageyama – wymamrotał. – Opowiedz co tam się stało.

Więc wszystko mu powiedziałem. Nie było z resztą o czym mówić. Kilku kretynów zwyczajnie uczepiło się Hinaty i tyle. Bardziej mnie interesowała inna rzecz.

- Skąd macie to nagranie? – zapytałem ich.

- Ktoś zamieścił w internecie – Tanaka wzruszył ramionami. – Chyba wszyscy już je widzieli. Dlatego w rankingu szkolnym awansowałeś na delikwenta, Kageyama.

Cudownie. Właśnie tego teraz potrzebowałem. Łatki niezrównoważonego psychopaty. Miało to pewne plusy. Więcej ludzi patrzyło na mnie teraz z pewnym respektem. Z drugiej strony, z tego nagrania jasno wynikało, że uważam Shibę za pierwotniaka z mózgiem nie większym niż główka szpilki. Nie zdobyłem dzięki temu popularności. Raczej sporo osób uznało mnie za swojego wroga.

- Kageyama, słuchasz mnie? – Hinata dźgnął mnie w brzuch.

To oznaczało, że znów gdzieś odpłynąłem.

- Nie – odpowiedziałem szczerze. – A co mówiłeś?

- Że jesteś głupi.

- Nie, no weź. Serio pytam.

- Chciałem się zapytać czy poćwiczymy dzisiaj naszą szybką na treningu.

- Jak chcesz ćwiczyć szybką to przyjdziemy trochę szybciej na halę. Daichi nie powinien mieć nic przeciwko.

Mówiąc to, kątem oka obserwowałem dwie dziewczyny z naszej klasy, które wyraźnie czaiły się żeby podejść i coś powiedzieć. Hinata też je zauważył i dopiero jego szeroki uśmiech przekonał je do działania. Chciały moich notatek z japońskiego. Nawet pytając mnie o nie, nie patrzyły mi w oczy. Nie żeby to było coś dziwnego. Od tamtego incydentu wszystkie dziewczyny uznały mnie za damskiego boksera. Mówiłem, że będę tego żałował.

Widziałem Shibę tylko raz. Patrzył się na mnie tak, że automatycznie zacząłem się bać. Nic nie powiedział. Nie wykonał żadnego gestu. Ale on i jego banda i ten wzrok... Instynkt mówił mi, że szykuje się coś złego. Hinata chyba tego nawet nie zauważył. Nadal opowiadał mi o śmiesznej sytuacji związanej z Natsu. Muszę go lepiej pilnować. Cholera wie co takiemu Shibie chodzi po głowie.

Na treningu miałem problem z koncentracją. Mój mózg skupiał się na wszystkim, tylko nie na siatkówce. Jedno z podań trafiło Hinatę prosto w twarz.

- Cholera! – wyrwało mi się. – Żyjesz, głupku?

Ktoś postawił go na nogi, ale Hinata wciąż się chwiał.

- Nic mi nie jest – powiedział szybko. – Kageyama, zrobiłeś to specjalnie!

- Wcale nie – prychnąłem. – Ale przepraszam.

- Oooo! – rozległ się chóralny okrzyk.

- Wielki król przeprosił – widziałem zarozumiałą minę Dinozaura. – Czy ktoś to zapisał?

Obiecałem sobie, że następnym razem jego trafię w ryj.

- Spokój tam – warknął kapitan i zrobiło się cicho. – Może idź poleżeć do schowka, co Hinata?

- Nie! – Hinata zareagował tak gwałtownie, że nawet Daichi wyglądał na przerażonego. – Naprawdę nic mi nie jest! Mogę grać.

- No... dobrze – ustąpił kapitan i spojrzał na mnie. – Skup się Kageyama, bo naprawdę kogoś zabijesz.

Co miałem poradzić na to, że mój mózg NIE chciał się skupić? Przez głowę przelatywały mi urywki wspomnień z ostatnich dni, wszystkie związane z Shibą i Hinatą. Próbowałem przewidzieć co ten pajac zrobi zanim cokolwiek zrobi i będziemy mieć kłopoty. Tyle dobrze, że w dalszej części treningu jedną osobą, która oberwała w łeb był ten zarozumiały okularnik i wyszły wszystkie szybkie z Hinatą.

Pomagałem ściągać siatkę, kiedy kapitan szarpnął mnie za ramię i odciągnął na bok.

- Co ty wyrabiasz, Kageyama? – zapytał Daichi, marszcząc przy tym brwi jak sowa. – Jesteś wyjściowym rozgrywającym a grałeś dzisiaj beznadziejnie – jego słowa były jak cios w twarz, ale zaraz coś mnie ścisnęło w żołądku, bo to była jedynie przykrywka.

Kapitan był wyraźnie zmartwiony.

- To się więcej nie powtórzy – obiecałem.

- Czy to przez Shi...

- Naprawdę, kapitanie – wyswobodziłem się z jego uścisku. – Wszystko jest w porządku. Poprawię się, obiecuję.

Może tak nie powinno potraktować się senpaia i w dodatku kapitana, ale ostatnim czego chciałem to bycie potraktowanym jak dziecko, które nie potrafi poradzić sobie z tym, w co samo się wplątało. Jak najszybciej wybiegłem z hali i poszedłem do pokoju klubowego. Krzyki, jakie stamtąd dochodziły, słychać było na całym placu. Czy oni są głupi? Jak Daichi to usłyszy to zabije ich wszystkich.

- Bądźcie ciszej – powiedziałem, wchodząc.

Spojrzeli na mnie, spanikowani.

- Myślałem, że to Daichi – powiedział Tanaka z dosyć poważną, jak na siebie, miną. – Kageyama, leć po niego.

Spojrzałem na Hinatę. Wiem jak wygląda, kiedy stara się ukryć panikę pod płaszczykiem swojego zwykłego zachowania.

- Co się stało? – zapytałem, wiedząc już, że COŚ na pewno się stało.

Wszyscy rozstąpili się a ja po raz kolejny poczułem ten cholerny skurcz wnętrzności. Tam sam, kiedy wszystkie wpadają nagle do lodowatej wody. I jednocześnie wiedziałem, że jest kilka osób na świecie, które zginą w najbliższym czasie.

Wszystkie rzeczy Hinaty: ubrania na zmianę, buty, kutka, torba szkolna... wszystko to wyglądało jakby zostało zanurzone w czerwonej farbie. Tworzyła wielką, krwawą kałużę na środku podłogi.

- Cholera – wymamrotałem. – Zabiję gnoja.

Dobrze wiecie kto to zrobił. I ja też wiem kto za to odpowiada. Wie o tym każdy w tym pomieszczeniu. Zniżyć się do czegoś takiego... Zacisnąłem pięści tak mocno, że rozbolały mnie dłonie. Zabiję go.

Daichi wpadł w środku naszej kłótni nad tym czy zabić Shibę teraz czy poczekać do rana.

- Zamknąć się! – krzyknął kapitan i wszystko ucichło. – Zwariowaliście? Zaraz przyjdzie tu jakiś nauczyciel i... - zobaczył czerwoną kałużę na środku naszej pokoju klubowego. – Co to jest do cholery?

Spojrzeliśmy po sobie i wtedy Suga zaczął mówić. To samo powtórzyliśmy rano nauczycielowi odpowiedzialnemu za pokoje klubowe, Take-sanowi a na końcu dyrektorowi. Cała drużyna mogła poświadczyć, że zamykaliśmy pokój na klucz a klucz zawsze nosi Daichi: na szyi pod koszulką. Pod koniec treningu dał go Sudze żeby wpuścił resztę do środka. Drzwi były zamknięte tak jak je Daichi zostawił. I mimo, że zastaliśmy je zamknięte, w środku rzeczy Hinaty już pływały w czerwonej mazi. Żadnych śladów włamania. Nikt nic nie widział. Żadnych dowodów. Dyrektor praktycznie machnął na to ręką i uznał za żart. Kiedy wezwano mamę Hinaty do szkoły, dostała tylko zwrot pieniędzy za zniszczone rzeczy.

Żeby poprzedniego dnia larwa mogła wrócić do domu bez zapalanie płuc, wziąłem od niego rower i pojechałem do siebie po jakieś rzeczy dla niego. Mieszkam najbliżej szkoły ze wszystkich, zaraz byłem z powrotem. Wszystko było za duże, ale liczyło się, że nie zmarznie. Następnego dnia, kiedy już wyszliśmy od dyrektora skrajnie wściekli i rozgoryczeni, Hinata oddał mi ubrania razem z pudełkiem domowego ciasta.

- Mama prosiła żeby ci to przekazać – powiedział. – I dzięki za wszystko, Kageyama! Chyba nie jesteś aż takim draniem.

Wszyscy, którzy to słyszeli, wybuchli śmiechem. Miło było słyszeć, że cokolwiek by się nie działo, Hinata zachowuje swój naturalny, dobry humor. I zdawać się mogło, że tylko ja, gdzieś w głębi duszy, łączę ten uśmiech z drżącymi dłońmi schowanymi w kieszeniach i pierwszymi śladami cieni pod oczami.  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro