Część 7
Kiedy wykopałam dziurę na tyle dużą bym przez nią przeszła, pojawiłam się w kolejnym korytarzu, lecz ten miał dwa metry po bokach i trzy metry w górę. Pochodnie oświetlały mi drogę, więc pokierowałam się tam. Mlaskanie zrobiło się głośne, więc zaczęłam biec, w między czasie zamieniając się w bestie. Skręciłam w lewo, a moim oczom ukazała się postać. Z sylwetki oceniłam go na faceta co ma mniej więcej dwadzieścia lat. Nosił czarne spodnie, bluzę w tym samym kolorze z kapturem na głowie. Na twarzy miał niebieską maskę z czarnymi paskami które znajdowały się pod oczami. To właśnie on tak mlaskał. Zawarczałam na niego, na co pokierował maskę w moją stronę... chciałabym powiedzieć oczy, lecz nie dostrzegłam ich. W oczodołach były dziury, które zdawały się mnie wciągać. Dla pewności obnażyłam kły.
- Więc zwierzęta nie wyginęły? - spytał bardziej siebie niż mnie. Wyciągnął w moją stronę rękę. Po chwili wachania przybliżyłam się do niego na co pogłaskał mnie po głowie - Masz sierść, do tego miłą w dotyku... chcesz zostać moim zwierzakiem?
Na odpowiedź cicho szczeknęłam, co potraktował jako zgodę. Zaczął iść w głąb korytarza pokazując gestem ręki bym szła za nim. Obserwowałam okolice wyszukując czegoś niebezpiecznego, lecz było czysto- jak na razie. Odsunął przydługie korzenie i zaprosił mnie do środka, a tam było pięknie. Wszystko oświetlała wielka pochodnia otoczona zielonym szkłem, więc wszystko było widać w spokojnych odcieniach. Tuż obok był strumyk z wodą, a na środku mieszkania wykonane z zaschniętego błota. W naszą stronę zaczęły biec dwie dziewczynki we wieku cześciu lat. Jedna była blondynką o niebieskich oczach, a druga brunetką z zielonymi. Łączyło je to, że miały sukienki w tym samym kolorze i obie były ubazgrane krwią.
- Jack przyszedł! - krzyknęła ta pierwsza.
- I nie jestem sam - powiedział patrząc w przestrzeń i przytulając dziewczynki. To wyglądało jakby był niewidomy.
- Sara!? - krzyknął głos który kierował się z jednego domku.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro