Część 1
Obudziłam się i wyskoczyłam prędko z łóżka. Dziś wielki dzień. A mianowicie czas parady. Nie lubię tego dnia. Zawsze jest głośno, nudno. Tuż przy drzwiach pojawiła się pokojówka. Nisko się ukłoniła.
- Witaj, Bogini Saro - rzekła cichutko i zaczęła ścielić moje zbyt duże łóżko.
- Dobry, która godzina? - powiedziałam jakby była moją członkinią rodziny. Tamta spojrzała na ogromny zegar z kukułką, na który nie miałam najmniejszej ochoty patrzeć.
- Dochodzi dwudziesta.
Uśmiechnęłam się. Obudziłam się przed czasem! Co się rzadko zdarza...
- Oki, doki cztery smoki - mruknęłam bez przekonania i wyszłam z poko... nie, to raczej komnata. Od razu moje kroki przeszkodziły dwa wilki, Sebastian i Rose bili się na środku korytarza, niszcząc ni zrywając tapetę z ścian. Ja też chcę być taka energiczna! Leniwie ominęłam członków szarpaniny i pokierowałam się do... kuchni? Gubię się w tym domu... mimo że mieszkam w nim około stu lat. Otworzyłam byle jakie drzwi. O, akurat trafiłam do jadalni. Jeśli przejdę przez nią to przejdę do kuchni... chyba. Zrobiłam tak jak pomyślałam i udało się! Zaraz w kuchni była kolejna pokojówka. Nie wiem czemu każda chodzi jak zakonnica ninja. Zakoninja dała mi jabłko, kanapki i sok pomarańczowy. Westchnęłam i szybko zjadłam i wypiłam to co mi dała. Rozciągnęłam się i wyszłam z kuchni pierwszymi lepszymi drzwiami. Był to korytarz... eem... chyba jak pójdę w lewo to dostane się na zewnątrz, a jeśli w prawo to dostanę się do pokoju Jeffa...
- No czemu nie mogliby mi dać jakiejś mapy?! - jęknęłam jak męczennik przed biczowaniem. Pokierowałam się w prawo mając już wszystko gdzieś. Patrzyłam sobie na dywan i stopy. Lecz tą jakże ciekawą czynność, wyczujcie tą ironie, przerwał mi upadek spowodowany wpadnięciem na kogoś. Wściekła spojrzałam wilkiem na rękę wyciągniętą w moją stronę i z całej siły chwyciłam ją mając w nadziei, że ta osoba poczuje ból. Wstałam, otrzepałam się z niewidzialnego kurzu i spojrzałam w twarz mojej "ściany" na którą wpadłam.
- Sorki - powiedział dobrze znany mi głos. - W ogóle nie mogę się na niczym skupić.
- Ja też, Jeff - prychnęłam. - Po fakcie przypomnij mi kogo był ten pomysł...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro