Rozdział 5
Brunet chciał mnie znowu zaatakować, ale coś go pchnęło na ścianę. Upadłam na ręcę. Byłam na czworaka. Spojrzałam w tamtą stronę. Trzymał go czarny ogon z fioletową końcówką. Nagle ogon się odsunął, a Jack upadł na podłogę. Jakby nieżywy. Czarnowłosy się uśmiechnął. Znaczy, ciągle się uśmiechał, ale jego rany się powiękrzyły. Zaczął się śmać.
- Przypomniałaś sobie? - spytał się. Zatopił swoje oczy w moich.
Niczego nie powiedziałam, niczego też nie pokazałam. Wstałam i poszłam do lustra. Nie wiedziałam po co. Po prostu musiałam. Zamiast siebie zobaczyłam czarnego psa. Stał na tylych łapach, miał czarny ogon z fioletową końcówką, zęby były strasznie ostre, zamiast psich pazurków miał ostre, kocie pazury, a kocie, krwistoczerwone oczy złowieszczo połyskiwały. Chciałam krzyknąć, ale pies otworzył paszczę i zawył. Mnie nie było słychać. Upadłam na kolana, pies też, tylko że na łapy. Do moich oczu napłynęły łzy, psowi też. Co tu się dzieje, do cholery!?
"Jesteś głupia!"- rozległo się w mojej głowie. To nie był głos (?) Slendera. On był damski, ale gdy głos krzyknął drugie słowo to brzmiał jak męski.
"Kim wy jesteście!?"- spytałam się sama siebie w myślach.
"To twoja miłość!!! Jesteś głupia!!!"- krzyknął głos.
"Kim jesteś?"
"Jestem Hedd Oboisu*, a ty jesteś głupia!"
- Halo!? - brunet machał ręką przed moimi oczami - Jesteś, czy umarłaś?
- Jeff? Kim jesteś w moim życiu? - spytałam. A co jeśli Hedd ma racje?
- Nie mówiłaś, ale kiedyś się pocałowaliśmy.
To zbiło mnie z tropu. Głupi wypadek, głupi samochód, głupi kierowca, głupia pamięć... Głupia ja.
"W końcu się przyznałaś!"- powiedziała uradowana Oboisu. Ale czekaj! On może kłamać! Może oszukiwać!
"Matko Chrystusowa, na Boga napalona..."- rzekła Hedd i usłyszałam głośnego Facepalma.
- Nie pamiętam ciebie - powiedziałam zgodnie z prawdą.
- To sprawię, że sobie przypomnisz - odpowiedział. To brzmiało trochę mrocznie - Idź spać.
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Po prostu poszłam na górę, wzięłam prysznic, ubrałam się w piżamę i poszłam do łóżka (skojażenia xd). Coś kazało mi zaufać temu mordercy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro