Rozdział 29
Niosłem Rose i Sebastiana na rękach. Było już późno, a ja też byłem trochę zmęczony. Ale już niedaleko. Tylko parę kroków i już będzie widać elementy budynku. Usłyszałem kroki. Rozejrzałem się, ale nikogo nie było. Zacząłem znowu iść. Znowu kroki. Zatrzymalem się, ale kroki nie ucichły, jak przedtem. Potem przyśpieszyły. W takiej beznadziejnej sytuacji jeszcze ktoś chce albo mnie porwać, albo porwać dzieci, albo chce dostać ode mnie wpierdol... Eh, gadam jak dres. Znowu usłyszałem uderzenie skrzydeł i czyiś krzyk. Jestem ciekawy czemu przez dwa dni słyszę ten dźwięk, co jakiś czas, ale codziennie.
W końcu dotarłem do mojego obiektu zainteresowania. Był to opuszczony hotel. Nie dość, że na pustkowiu, to jeszcze jest tam prąd i woda. Zadowolony wszedłem do środka. Na zawołanie powitał mnie Smile i pokémony. Kiedy nie było Sary w pobliżu, to ja się nimi opiekowałem i dbałem o ich rozwój. Nawet reszta Eevee weszła na wyższy poziom. Tylko z jednym mam problem, ale to chyba tylko na jakiś czas. Foxy i Mangle przeniosła dzieci do pokoi. No tak, zapomniałem że naprawiłem te animatroniki i odzyskały dawną świetność. Usiadłem na fotelu i rozmyślałem. Co dalej? Co oznacza te uderzenie skrzydłem? Czemu ten Discord wywołał wojnę? Muszę się kogoś zapytać. Kogoś mądrego. Hm...
- Eureka! - krzyknąłem i pstryknąłem palcami - Trenderman!!! - wykrzyczałem. Po chwili przede mną pojawił się brat Slendera.
- Co chciałeś? - spytał.
- Informacji.
Zaczął czytać mi w myślach, co świadczyło o tym łaskotanie po tylnej części czaszki.
- Jeśli mam być szczery to ja nie wiem... Może ktoś ciebie pilnuje? Taki anioł stróż? - tworzył teorie spiskowe.
- A skąd ja mam to wiedzieć? - powiedziałem z sarkazmem.
- Nie wiem.
- Eh, nie wiesz co to sarkazm?
- Nie.
Strzeliłem facepalma.
- A weź już idź...
W końcu postanowił się teleportować do innego miejsca. Westchnąłem i rozciągnęłem się. Usłyszałem uderzenie skrzydeł i nawet nie pamiętam kiedy zasnąłem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro