Rozdział 16
Nadal mam wrażenie, że o czymś zapomniałam.
Właśnie sobie przypomniałam.
- Ey, Jeff - mruknęłam.
- Tak? - spytał się.
- Po one primo, gdzie moja siostra? Po two primo, gdzie moje Pokémony? Po three primo, czemu masz ten wieczny uśmiech? Hm...?!
- Yyy... Od początku. Twoją siostrą opiekuje się Splendor, więc nie masz się czym martwić. Twoje Pokémony leżą w plecaku w naszym starym pokoju. Przez te piętnaście lat wariowałem i znowu go sobie wyciąłem.
- Osz ty szatanie! - krzyknęłam i rzuciłam się na Jeffa. Chwyciłam strupa i go zerwałam. To samo z drugim. O dziwo nie miał żadnych blizn. Spodziewałam się, że jeśli go zerwę to będą dwie wielkie blizny w krztałcie uśmiechu, a tu co!? Jajco!
"Ile razy mam powtarzać, że jesteś głupia?"- spytała Hedd.
"Tyle ile trzeba!"- odgryzłam się.
"Eh, już ci tłumacze. Osoby mogące zmieniać postać, czyli ty i Jeff, szybciej się regenerują, dłużej żyją, a po ranach, przez które zwykli ludzie mieliby już blizny, wam akurat po nich nie zostawią śladu. Kapujesz?"- powiedziała na jednym tchu.
"Aha... Kapuje"- powiedziałam.
- Ej, Sara - przed oczami przemknęła mi biała ręka. Zrobiłam krok do tyłu. Całe szczęście, że to tylko Jeff.
- Yyy... Co mnie ominęło? - mruknęłam.
- Pytałem się ciebie czy możemy już iść po te bronie.
- Aaa... No, możemy - powiedziałam i nerwowo się uśmiechnęłam. Jeff przewrócił oczami i poszedł w stronę schowka. Czemu ten pokój nazywam schowkiem? Bo mogę.
Kiedy byliśmy na miejscu, Jeff wyglądał jak dziecko w sklepie z zabawkami. Biegał i wszystko oglądał. Ja spokojnie przechodziłam między rzędami najróżniejszych broni wyszukując zwrokiem tego blondyna. Co jak co, ale zaciekawił mnie. Był odrobinę wyższy od Jeffa. Nagle zobaczyłam coś idealnego dla nas. Tak, jesteśmy szaleni. Aby walczyć z ludzkością, inni wzieliby jakieś czołgi i bazooki z dodatkowymi głowicami, ale my nie jesteśmy normalni. Zawołałam Jeffa. Ale jedno mnie ciekawi. Po co wojsku piły mechaniczne?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro