Rozdział 13
Zabiliśmy dwóch strażników. Czyli został tylko jeden. Ale coś mi tu nie pasuje. Żaden nie krzyczał... Nikt się nie bronił... Nikt nie chciał odciągnąć nas od przyjaciela... Nikt nie uciekał. To było dziwne. Zapomnę o tym.
Weszliśmy do środka. Szare ściany, sufit i podłoga. Nic interesującego. Coś mnie tknęło w plecy. Raz, drugi, trzeci. Czwarte tknięcie było bolesne. Spojrzałam na winowajce. Kolejny strażnik.
- Hej, piesku - powiedział z nutą strachu. Słabo wyczuwalną, ale obecną. (WTF!?)
To było obrażające. Czemu każdy mówi, że jestem psem!? Zawarczałam, a on zrobił krok do tyłu. W podstawówce uczyli, że jak pies wydaje się groźny, to nie można wykonywać gwałtownych ruchów. Jak widać, nie uważał na lekcjach. Rzuciłam się na niego i ugryzłam go w płat czołowy. Krew trysnęła na wszystko dookoła. Poczułam przyjemny dreszcz, a moje futro przez naciągnięcie mięśni zrobiło się nastroszone. Jeszcze odgryzłam mu kawałek mięsa z ręki i zjadłam. Jeff przewrócił oczami. No co? Tylko sobie podjadam! Pokazałam język i poszliśmy dalej. Korytarz, korytarz, korytarz, skręt w lewo, korytarz, korytarz, korytarz, duże, żelazne drzwi. Ustałam na dwóch łapach i przyjrzałam się zamkowi. Zamek na kod liczbowy. To nie będzie trudne.
- Ej, pieski - odezwał się ktoś za nami. Odwróciłam się. To był chłopak. Czarne buty, ciemne jeansy, żółta kurtka, a na twarzy miał maskę podobną do tej maski Jane, brązowe włosy. Za nim był chłopak w tych samych ubraniach, ale różnił się pomarańczową bluzą i czarna maską z czerwonymi oczami i smutną miną. Jeff gdzieś uciekł. Jeśli go znajdę, to osobiście go wykastruje! Zostawiać mnie z dwoma dziwakami samą!? Wredna małpa z Azjatyckiej puszczy Białobrunatnej. (XD)
- A z resztą, nie potrzebujemy dwóch psów. Chodź - powiedział ten drugi i zagwizdał. Ja im zaraz dam psa!!!
O! Jeffrey wrócił! Tym razem jako człowiek.
- Siema, Masky, Hoodie - powiedział do chłopaków.
- No cześć - powiedzieli równocześnie.
- Po co wam ten pies? - zabije go.
- Przydałby się do pilnowania tego składu broni - powiedział ten w bluzie.
Mam plan...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro