Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Dodatek

*10 lat temu*
*Z.P.W Sary*
Siedziałam sobie na drzewie, oczywiście jako czarny motylek. Patrzyłam na Jeffa i dzieci. Według mnie mogą już sobie radzić sami. Odwróciłam się na motylej pięcie i poleciałam w stronę miasta. Jaka szkoda, że teraz widzę wszystko w szarych kolorach. Tak smutno, beznadziejnie. Poleciałam do swojego domu. Tak, tam gdzie to wszystko się zaczęło. Wleciałam do środka. Instynktownie poleciałam jak najbliżej sufitu. Spojrzałam w dół. Facet z gazetą, która była zwinięta w rulon. Głupi imbecyl. Wydałam z siebie pisk, na który mężczyzna od razu zatkał uszy. Nadleciała reszta motyli i zabiła go, raniąc ostrymi skrzydłami. Pokierowałam chmarą na zapalniczke. Pomogłam reszcie ją unieść i przenieść na dwór.
Potem podpaliliśmy drewniany dom. Ale coś słabo się paliło. Wysłałam motyle po rozpałkę.

Takie piękne płomnienie! Mimo, że widzę tylko na czarno-biało, to mogłam czuć tą palącą czerwień. Motyle nie pozwalały domownikom wyjść z domu ani strażakom gasić pożar. To było piękne. Kazałam motylom wziąźć nasze narzędzia zbrodni i odlecieć. Dom już był spalony, więc nie muszę się martwić.

Poleciałam do nowego domu creepypast. Ale kiedy byłam na miejscu to moim oczom pokazał się zamolot zżucający ogromną bombę. Potem wszystko wybuchło. Niestety nie pamiętam więcej bo przygniótł mnie kamień i zemdlałam, ale wiem, że żadna creepypasta oprócz Jeffa nie żyje.

Tak minęły mi dwa lata. Palenie miast. Discord w końcu kiedyś zginął razem ze swoją armią. Po końcu tego wszystkiego zaczęła się era przetrwania. Ludzie walczyli o pozostałe leki, ubrania, itd, itp. A najlepsze jest to, że cała, dosłownie cała, jeszcze nie martwa ludzkość zebrała się w jedno miejsce. Czyli małe stadko czarnoskórych i białych. Ktoś ustał na resztkach budynku i rozpoczęła się rozmowa. Długo rozmawiali, ale zdecydowali o odbudowie społeczeństwa. Chcieli odnowić wszystko. Zdecydowali, że będą używać tylko jednego języka, że wyrobią nową religie. I właśnie z tym był problem. Wtedy z tłumu wyszedł białowłosy mężczyzna. Z ubrań można było zrozumieć, że był grabarzem. Wykrzyczał, że wie gdzie można znaleźć nowe bóstwo. Poprowadził tłum do opuszczonego hotelu. Tam mieszkał Jeff z Sebastianem i Rose. Czarnowłosy zauważył tłum i wydał wszystkim pokémonom jedno słowo:
Hybryda
Pokémony się połączyły w jedno tworząc nowy i jedno egzemplażowy gatunek. Schował go i animatroniki do Pokéballa. Potem trzy Balle do plecaka, którego zarzucił na plecy. Juliet, córka martwego prezydenta, pchnęła drzwi. Wszyscy spojrzeli na grabarza jak na idiote. Białowłosy wziął jedną osobę z tłumu i wyzwał Jeffa. On się zmienił w bestię z chęcią rzucenia się na białowłosego, ale on zasłonił się grubą kobietą wyciągniętą z tłumu. Wszyscy patrzyli jak wielki wilko-lis rozgryzał głowę niczego winnej kobiety. Jerry, stary rolnik, skierował bestii swoje widły, które zawsze miał przy sobie. Nagle końcówka ogona Jeffa zmieniła kolor, by po chwili płonąć. Z tego co słyszałam, to na czerwony. Jeff ugryzł Undertakera, skąd wiem? Bo się przedstawił. Potem grabarz nazwał dzieci i czarnowłosego bogami.

Minęło mi osiem lat na obserwowaniu wydażeń. Prawie wszystkie kobiety co rok wpadały w ciąże. Czego ludzie nie zrobią by ich gatunek przetrwał? Chyba wszystko. Siedziałam sobie na pniu drzewa i obserwowałam jak Jeff pisze list, by potem go położyć na stoliku obok łóżek maluchów. Potem powiedział coś Juliet, na co ona kiwnęła głową.

Następnego dnia Jeff wsiadł na konia, zrobił coś w świątyni i spotkał się z Undertakerem, z którym się zaprzyjaźnił. Czemu to wiem? Śledziłam go nie dawając znaku życia. Potem wybrali statek i odpłynęli. Podsumujmy:
1. Jeff myśli że nie żyję,
2. Dziećmi opiekuje się pewna Juliet,
3. Chcę pokazać Jeffowi że nadal żyję,
4. I pilnować go.
"Ej, chcesz powrócić do żywej postaci?"- odezwała się Hedd.
"Jasne że tak! Poza tym trochę za tobą tęskniłam"- powiedziałam i ruszyłam pędem za statkiem.
"Słuchaj, tutaj sprawa jest bardzo prosta. Ty nie umarłaś, tylko ja. Wystarczy, że Cię opuszcze i znowu będziesz normalnie żyć"- powiedziała jednym tchem.
"Ok, ale nie teraz, bo płynąc z moim talentem szybko ich nie dogonie"- powiedziałam.
"Oki, doki"- krzyknęła uradowana Oboisu.
Kiedy już dogoniłam statek, razem ze swoją chmarą motyli wylądowałam na nim.
"Młoda, gotowa?"- spytała.
"Jasne"
"No to żegnaj. Będę tędknić"- powiedziała, a ja znowu byłam człowiekiem. Co dalej, to wiecie.

Po roku wróciliśmy. Podzieliliśmy się pirackimi łupami, Undertaker podziękował za wspaniałą podróż i wrócił do swojego domu. Tak samo my. Sebastian i Rose rzucili się na nas. Zdziwiło mnie to, że potrafili już zmieniać formę. Na progu stała Juliet i wytarła łzę spływającą jej po policzku.
- Ej, ty - zaczęłam groźnie - Chodź tu i się przyłącz - dokończyłam spokojnie. Potem wszyscy się nawzajem przytulaliśmy.

Następnie król oddał nam jego tron. Jeff namówił mnie, aby Undertaker został naszym doradcą. Nawet go polubiłam. Pokémon został ugryziony niechcący przez Sebastiana, ale mu to wyszło na dobre. Potrafi bez skrzydeł unieść się w powietrze, dlatego codziennie lata wokół naszego zamku i pilnuje naszego bezpieczeństwa. Według wszystkich jesteśmy wspaniałymy władcami. Niestety muszą z nami wytrzymywać, bo kiedyś Slender powiedział mi, że jesteśmy nieśmiertelni. Będę szczera: Kocham moje życie!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro