Rozdział... Któryś tam
Wstałam i ogarnęłam się. Poszłam po Jeffa. A raczej wydarłam się na cały głos.
- Co się stało? - spytał.
- Gdzie mieszka Splendor?
- W pokoju 12.
- Ok, a teraz idź gdzieś, nie wiem gdzie - powiedziałam i poszłam do drzwi z tamtym napisem. Zapukałam, a Splendor otworzył mi z tym swoim uśmiechem.
- Cześć Sara! Co tam u ciebie? - spytał wesołym tonem.
- Możesz mi coś pożyczyć?
- Jasne, ale co?
- Twój strój. Może być najmiejszy rozmiar.
- Oki, doki, loki. Zaraz wracam - i zniknął za drzwiami. Po chwili się pojawił z swoim strojem i melonikiem z różowym i żółtym piórkiem. Podał mi je.
- Dziękuję, Splenduś. Odzwdzięczę ci się.
- Nie trzeba! Miłej zabawy! - powiedział, pomachał mi i zamknął drzwi. Jeff mnie za to znienawidzi, ale trudno. Liczy się zabawa.
- Jeffy! - zawołałam jak mała dziewczynka. Posłusznie przyszedł.
- Tak? - widziałam jego złość w oczach, kiedy nazwałam go "Jeffy", ale przystał na umowę. Haha!
- Ubierz to - dałam mu ubranie. On poszedł do swojego pokoju. Pewnie mnie klnie na Boga. Mam to gdzieś.
Wyszedł. Rękawy miał mocno podwinięte i deptał po nogawkach. Wybuchłam śmiechem. Spojrzał na mnie spod wilka.
- Bardzo śmieszne. Poza tym, ile czasu mam ci "służyć"? - pokazał w powietrzu cudzysłów.
- Hm... - udałam zamyślenie - Trzy miesiące.
- Co!? Ni ma mowy! - specjalnie w "nie" ominął "e". Góral się znalazł...
- No to ci nie wybacze. Bayo~! - powiedziałam i zbliżałam się w stronę wyjścia.
- Ehh... no dobra - burknął.
*3 Miesiące Później*
Przez ten czas działy się dziwne rzeczy. Ja tak "z dupy" zrobiłam się gruba, a Jeff patrzy na wszystkich z mordem w oczach, co z jego strojem wygląda komicznie, ale mimo tego wszyscy się "boją". Robi tak najczęściej gdy patrzą na mnie. Slender mnie unika, Offender się na mnie gapi jak debil. A ja? Nie wiem o co chodzi. Szliśmy właśnie korytarzem. Nie wytrzmałam.
- Powiesz mi weszcie o co chodzi! - spytałam i pokazałam otoczenie.
- Yy... napewno chcesz?
- TAK.
- No to powiem ci... jesteś w ciąży.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro