Prolog
Chodziłam po starym szpitalu. Wszystko było w krwi. W niektórych miejscach było napisane moje imię.
"Sara, Sara" - słyszałam wołanie w mojej głowie. Na ścianie pojawił się kolejny napis. Cieknąca krew ułożyła dwa słowa.
"To ja" - dostałam dreszczy. Coś zaczęło biec w moją stronę. To był człowiek, a raczej jego kości. Już miał mnie w garści, kiedy... Zniknął. Chciałam uciec, schować się i mieć nadzieję, że już nic mnie nie złapie. Nagle usłyszałam szepty.
"Zapamiętaj mnie. To ja. Sara! To ja!"
Obudziłam się z krzykiem. Wzięłam parę głębokich wdechów.
- Spokojnie, Sara. To był tylko koszmar - uspakajałam siebie w myślach. Spojrzałam na zegarek. Byłam strasznie spóźniona. Czemu nie słyszałam budzika!? Szybko wstałam i ubrałam się w czerwone trampki, jasne Jeansy i szarą, zwiewną bluzkę. Byłam umówiona z moją przyjaciółką. Mieszka w tym mieście aż pięć lat. Obiecała mi, że oprowadzi mnie po okolicy. Zeszłam na dół, do kuchni. Zrobiłam sobie kanapkę. Wybiegłam z domu, a po drodze zjadłam kanapkę. Nie lubię się spóźniać.
Pomachałam czerwonowłosej dziewczynie. Miała czarne, krótkie spodenki i czerwoną bluzkę z napisem "It's me". Przypomniałam sobie o moim śnie. Postanowiłam go zignorować. Odmachała mi.
- Cześć Sara! - krzyknęła uradowana.
- Cześć Rosie! - odkrzyknęłam równie uradowana.
- Czemu się spóźniłaś? To do ciebie nie podobne - spytała się.
- Zaspałam. W ogóle nie usłyszałam budzika - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- No... Dobrze - powiedziała, jakby mi nie wierzyła - No to idziemy? - znowu powrócił jej uśmiech na twarz. Ona po prostu tak ma. Zachichotałam i poszłam zwiedzać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro