31 października 1989
Miał być to początkowo dodatek halloweenowy o Blackach, ale w końcu zrobiłam na urodziny Syriusza. Wahałam się, czy go dodawać, ponieważ jest bardzo smutny. Jednak w sumie to bardziej skupia się na Blackach, więc no...
Wszystkiego najlepszego dla Syriusza❤
~
Naomi nienawidziła Halloween.
Co prawda była zbyt młoda, by dokładnie pamiętać wydarzenia z dnia 31 października 1981 roku, jednak doskonale wiedziała, co się wtedy stało.
Co roku jeździła na cmentarz w Dolinie Godryka razem z mamą i bratem Jasonem. Odwiedzali tam grób Lily i Jamesa Potterów.
Ten dzień zazwyczaj spędzała w szczególnej żałobie, gdyż oprócz wujostwa straciła też tego dnia ojca, którego wrobiono w morderstwo oraz kuzyna, który też był gdzieś daleko.
Jej bliscy tego dnia płakali jeszcze więcej niż zazwyczaj. Wieczorem Maya odstawiała dzieci do dziadków, bo potrzebowała odosobnienia.
Naomi zdawała sobie sprawę, że ona i Jason stanowią jej największą podporę, jednak czasami były chwile, gdy nie była w stanie się nimi zajmować. Gdy czuła się szczególnie bezsilna i bezradna.
Naomi to wszystko widziała. Dla niej ten dzień też był dniem żałoby.
Przez ostatnie lata nie poznawała zbytnio nowych osób, gdyż jej mama trzymała się określonego grona. Trudno zresztą było się jej dziwić, że miała dosyć ograniczone zaufanie.
Jeśli chodzi o dzieci, to Naomi znała te, które były dziećmi przyjaciół rodziny. Jednak nawet one nie znały całej prawdy.
Wszyscy z ówczesnego grona jednak wiedzieli, że Halloween jest dniem żałoby w jej rodzinie. W Hogwarcie jednak o tym mało kto wiedział.
Dlatego też Naomi budziła zdziwienie innych uczniów, którzy cieszyli się na ucztę podczas Halloween. Dlatego nie chciała z nimi świętować i po cichu miała im za złe radość tego dnia. Osiem lat wcześniej jej rodzina została rozdarta, a większość jej równieśników się cieszyła, bo nie miała o tym wszystkim pojęcia.
Mając dosyć entuzjastyczniego gadania współlokatorek o zbliżającej się uczcie, wyszła z dormitorium. Ku swojej uldze, w Pokoju Wspólnym natknęła się na Nimfadorę Tonks, swoją o pięć lat starszą kuzynkę od strony taty. Dziewczyna rozmawiała z jakąś koleżanką, ale pomachała Naomi.
- Dora, możemy pogadać? - spytała Naomi. Syriusz był ulubionym wujkiem Nimfadory, więc ta wiedziała, co czuje kuzynka. Zarówno ona, jak i jej rodzice - Andromeda i Ted - wierzyli jego niewinność. Andromeda i Syriusz byli kuzynostwem, wychowywali się razem, więc kobieta znała go zbyt dobrze, by w niego wątpić.
Jej kuzynka nie lubiła swojego pełnego imienia i zazwyczaj prosiła, by nazwać ją po nazwisku. Jednak akceptowała to, że Naomi, Jason, ich mama oraz wcześniej też Syriusz mówili na nią Dora.
- Jasne, że możemy. Ashley, pogadamy później? - zapytała Tonks.
- Pewnie, cześć - odparła Ashley, po czym wstała z kanapy. Naomi zajęła miejsce, na którym siedziała.
- Jak się czujesz? - zapytała Tonks, a Naomi ją przytuliła.
- Źle. Moje współlokatorki ciągle tylko gadają o uczcie, a mi chce się płakać - smutno powiedziała Naomi, a kuzynka ją przytuliła.
- Mi też jest smutno - rzekła Tonks. - Twój tata był naprawdę cudownym wujkiem. Ale jestem pewna, że chciałby, abyś spędzała ten czas z przyjaciółmi, a nie płacząc po kątach.
- Sama nie wiem - stwierdziła Naomi. - Ale przez tego Pettigrew nigdy się nie dowiem...
- Może w końcu się uda - powiedziała Nimfadora.
Naomi milczała, gdyż chciała po prostu przytulić kogoś, kto ją rozumie. Nie chciała słów pocieszenia - bo co one dadzą?
Może to złe, ale miała ochotę nakrzyczeć na wszystkich, że świetnie się bawią, podczas gdy ona cierpi. Wiedziała, że to nie jest ich wina, ale po prostu było jej przykro.
Dla większości świata czarodziejów dzisiejszy dzień był rocznicą uwolnienia się od Voldemorta.
To, że ucierpiała na tym jej rodzina, niewielu obchodziło.
Niestety taka była prawda - podsłuchała nawet kilka lat temu rozmowę mamy z wujkiem Remusem. Rozmawiali o tym, jak inni ludzie spędzają ten dzień, podczas gdy dla nich jest to rocznica tragedii.
W końcu poszły z Dorą do biblioteki - mało osób chciało siedzieć tam w Noc Duchów, a przynajmniej miały spokój od radosnych ludzi. Spędziły tam trochę czasu, po cichu rozmawiając i starając się robić lekcje. Kompletnie im to jednak nie wychodziło, gdyż ciężko było się skupić.
- Może chodźmy do kuchni? - zaproponowała Tonks, na co młodsza Puchonka trochę się ożywiła.
- W sumie chętnie. Wujek Remus mówi, że najlepiej wypić gorącą czekoladę - powiedziała Naomi, a kuzynka lekko się uśmiechnęła.
- W takim razie chodźmy.
W kuchni mogły swobodniej rozmawiać, nie martwiąc się, że ktoś ich stamtąd wyrzuci. Starały się skupić na innych sprawach, niż to, jaki jest dzień.
- A ty nie chcesz iść na ucztę? - zapytała Naomi w pewnym momencie. Sama miała co do tego mieszane uczucia, jednak nie chciała, by kuzynka z jej powodu coś przegapiła.
- Jeśli nie chcesz iść, to zostanę z tobą. Moi przyjaciele zrozumieją - zapewniła ją Dora, jednak Naomi pokręciła głową.
- Nie trzeba, naprawdę możesz pójść do przyjaciół - zapewniła ją blondynka.
- Na pewno?
- Na pewno.
- A ty nie chcesz iść? Naprawdę nie ma w tym nic złego, jeśli coś zjesz tam - powiedziała Tonks, po czym niechcący za bardzo przechyliła kubek i resztki napoju wylały jej się na bluzkę. - Do cholery... Muszę iść się przebrać.
- To się przebierz i idź do znajomych, naprawdę. Dziękuję, że spędziłaś ze mną dzień, ale dam sobie radę - zapewniła ją Naomi. - A czy przyjdę na ucztę to zobaczę...
Po zapewnieniach kuzynki Tonks dała jej spokój, a Naomi skierowała się do swojego dormitorium. Spędziła tam jakiś czas, starając się ignorować podekscytowane współlokatorki.
Na początku nie zamierzała w ogóle się ruszać z pokoju, jednak nagle coś ją tknęło.
Poszła pustymi już korytarzami zamku i usiadła na jednym z parapetów. Niebo było już ciemne i widać było gwiazdy. Ona po chwili wypatrzyła konstelację Wielkiego Psa.
Może nie była jakaś biegła z Astronomii, jednak ta konstelacja, a właściwie jedna z gwiazd, miała dla niej, Jasona i ich mamy szczególne znaczenie.
Pierwotna rodzina jej taty miała w zwyczaju nazywać dzieci po gwiazdach i gwiazdozbiorach. Jej tata został nazwany po najjaśniejszej gwieździe w konstelacji Wielkiego Psa, czyli Syriuszu.
Ona i Jason nazywali się inaczej, ponieważ Syriusz został wydziedziczony z Blacków i nie zamierzał kontynuować tradycji tego rodu. Jednak jego imię pozostało, a Naomi korzystała z tego i szukała tej gwiazdy, zastanawiając się, czy tata o myśli o niej i reszcie tych, którzy byli jego prawdziwą rodziną.
Niestety, wiele osób zapomniało o tym, że Syriusz był inny niż reszta Blacków. Tak właściwie bardziej czuł przynależność do rodziny Potterów, która go przygarnęła, gdy uciekł z domu.
Jak na ironię, to jego oskarżono o zabójstwo Potterów, chociaż tego nie zrobił. Wolałby umrzeć, niż zdradzić przyjaciół. Naomi ledwo go pamiętała, ale jej mama, ciocie i wujkowie dużo o nim opowiadali.
Dużo mówili jej także o Potterach. Dziewczynka czasami przypominała sobie rude włosy cioci Lily, czy śmiech wujka Jamesa. Pamiętała także o Harrym, z którym często się bawiła.
Gdzie on teraz jest? Dlaczego chociaż on nie mógł zostać z nimi?
Wiedziała, że za dwa lata Harry przyjdzie do Hogwartu. Miała nadzieję, że chociaż wtedy go pozna, chociaż powinni znać się przez te wszystkie lata.
Tak samo powinna mieć przez te wszystkie lata ojca. Dlaczego nie chciano zrobić mu procesu?
Naomi bardzo tęskniła za nim oraz Potterami.
Sama nie wiedziała też, czy gorzej ma ona czy Jason. Ona chociaż miała wspomnienia, a Jason urodził się, gdy było już po wszystkim.
Syriusz nawet nie wiedział, że ma syna. Czy kiedykolwiek się dowie?
Czy kiedykolwiek będzie im dane znów być rodziną?
Naomi wpatrywała się w gwiazdy i miała nadzieję, że jej tata myśli o niej.
Maya nie chciała jej uświadamiać, że w tamtym miejscu zapomina się o tym, co szczęśliwe i pozytywne. Mówiła tylko, że jest tam źle - nie chciała jednak straszyć dzieci. Wystarczało jej, że sama jest przerażona tym, co Syriusz musi przeżywać. Za coś, czego nie zrobił.
Dlatego też Naomi czasami mówiła, że ma nadzieję, iż tata o niej myśli. Maya zapewniała ją, że tak, chociaż wiedziała, że to nierealne.
Bo z córką Syriusz miał tylko dobre wspomnienia, więc najpewniej już dawno zostały wyssane. A jeśli ją widział, to jedynie jako widmo robiące mu wyrzuty, że ją zostawił.
- Panno Chase, dlaczego nie jest pani na uczcie? - spytała profesor McGonagall, przerywając jej rozmyślania. Nauczycielka najwyraźniej akurat tędy przechodziła. Naomi przeniosła na nią swoje spojrzenie, a w blasku księżyca można było ujrzeć kilka łez na policzkach.
- Naprawdę muszę tam iść? - zapytała Naomi z goryczą.
- Panmo Chase, co się stało? - zapytała profesor McGonagall. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że prawdopodobnie zna powód.
- Chciałabym po prostu w spokoju przetrwać żałobę - powiedziała Naomi. - Osiem lat temu mojego ojca uwięziono za niewinność, moje wujostwo zginęło, a kuzyn został wysłany do rodziny, która go najpewniej nienawidzi.
Gdyby to był ktoś dorosły, to Minerwa starałaby się powiedzieć jej, że były przecież dowody na winę Blacka, chociaż jej samej było w to trudno uwierzyć. Jednakże Naomi była po prostu małą dziewczynką, która potrzebowała teraz pocieszenia, bo jej rodzinę spotkała tragedia.
- Jestem pewna, że żadne z nich nie chciałoby, abyś się smuciła - powiedziała nauczycielka.
- Tego się nie dowiem - burknęła Naomi. - Wolałabym dzisiaj być przy mamie, Jasonie, wujku Remusie...
- Naomi, tu jesteś! I dobry wieczór pani profesor - odezwał się Michael Jones, który właśnie przyszedł w ten korytarz razem z Cedrikiem Diggorym, Sally Diggle, Andrewem Richardsem oraz Adrianem Puceyem. Cała piątka stanowiła paczkę jej znajomych, z którymi spędzała najwięcej czasu od początku roku szkolnego. Z Jonesem znała się już wcześniej, bo jego rodzice przyjaźnili się z jej mamą.
- Co wy tu robicie? - zapytała profesor McGonagall, mierząc ich wzrokiem.
- Szukaliśmy Naomi, martwiliśmy się o nią - powiedział Cedrik.
- Właśnie, cały dzień się nie widzieliśmy - powiedziała Sally, po czym usiadła obok niej na parapecie. - Może nie znamy się długo, ale jak coś, to pamiętaj, że możesz nam powiedzieć, co się dzieje.
- Po prostu... Ten dzień jest dla mnie ciężki - powiedziała Naomi.
Chociaż niezbyt chętnie, to w końcu zgodziła się pójść z nimi na ucztę, bo zrobiła się głodna. Przy stole usiadła tylko z Cedrikiem i Michaelem, gdyż Sally siedziała przy stole Ravenclawu, a Adrian i Andrew - Slytherinu.
Poza jedzeniem, główną atrakcją jak zwykle był pokaz urządzany przez duchy. Słyszała o tym, jak zresztą o wielu rzeczach w Hogwarcie. Dopiero co przyszła do szkoły, a już wiedziała o wszystkich tajnych przejściach z opowieści mamy czy wujka Remusa.
Jednak oprócz pokazu, wydarzyło się coś jeszcze. Nagle bowiem niektóre potrawy na stole Gryfonów zaczęły lecieć do góry, czy przesuwać się gdzieś w bok, uciekać. Wszyscy z zaciekawieniem popatrzyli w tamtą stronę, a po chwili odnaleźli się sprawcy tego zamieszania.
Fred i George Weasleyowie oraz Lee Jordan, czyli trójka Gryfonów z pierwszego roku trzymała w rękach różdżki i najwyraźniej rzucali Winigardium Leviosa na potrawy. Wydawali się być tym bardzo uradowani, czego nie zepsuło nawet wlepienie szlabanu i odjęcie punktów.
Naomi co prawda jeszcze nie rozmawiała z nimi zbyt dużo, jednak kojarzyła ich z niektórych lekcji. Widziała, że mają psotną naturę, podobnie jak Huncwoci, do których należał jej ojciec.
Cóż za ironia losu, że będzie z nimi na roku. Ona, córka Huncwota.
Historia Huncwotów była jednak smutna, zarówno ze względu na dzieciństwo części z nich, jak i dorosłość, przesiąknięta wojną. Ich przyjaźń, niegdyś tak piękna, zakończyła się tragicznie przez jednego z nich.
To niesamowite, że pomimo otaczającej ich wojny, trudów, jakie doznali, potrafili znaleźć pozytywne myśli, gdy cała paczka była razem. Ramię w ramię, niczym bracia.
A przez tego przeklętego szczura wszystko zostało zniszczone.
Nie miała pojęcia, że przyczyna tragedii jej rodziny znajduje się ledwie stół dalej, skubiąc jedzenie z talerza Percy'ego Weasleya.
W tym samym czasie, wiele mil dalej, dwójka ludzi stanęła nad jednym z grobów w dolinie Godryka.
Maya i Remus stanęli nad grobem Lily i Jamesa, zapalając znicz oraz kładąc wieniec.
Było to dla nich trudne, dlatego przychodzili tu tylko w ten jeden dzień.
Bliźniaczki, należące do ich paczki, były tu kilka godzin wcześniej. Teraz natomiast zostały z dzieciakami, podczas gdy Maya i Remus poszli nad grób.
Chociaż zaprzyjaźnili się już wcześniej, to przez te osiem lat przyjaźń Mayi i Remusa stała się jeszcze silniejsza. Wiedzieli jednak, że nie są w stanie zastąpić sobą tych, którzy odeszli.
Nie rozmawiali zbyt wiele - nie potrzebowali słów, by wiedzieć, że tęsknią. I że bardzo im brakuje Potterów i Syriusza.
Podczas wojny stracili naprawdę wiele. Widzieli jak giną ich znajomi i rodzina. Na koniec wojny zamiast spokoju i radości, spotkał ich wielki cios.
- Myślisz, że Harry wie, jak... no wiesz.. oni... - zapytał nagle Remus.
Oboje mieli czerwone policzki od płaczu, jednak nie powstrzymywali się. Nie było teraz w pobliżu dzieci, przy których starali się być silni.
Kobieta westchnęła ciężko.
- Nie wiem, ale wątpię. Nie wiem, czy moje groźby jakkolwiek podziałały na Dursleyów, czy może uznali, że się nie spełnią - gorzko powiedziała Maya.
- To ty powinnaś się zajmować Harrym, nie oni - stwierdził Remus.
- Wiem i chciałam tego. Ale nie chcę wracać do tego tematu, to nic nie da. Chodźmy stąd - cicho powiedziała kobieta, a on pokiwał głową.
Gdy wyszli z cmentarza, podeszli w stronę dawnego domu Potterów. Ciężko było im tam stać, jednak mimowolnie się tam skierowali.
Dom był częściowo zniszczony. Upiornie przypominał im o tragedii, która wydarzyła się osiem lat temu.
Mimo to, nie licząc kilku godzin po ich śmierci, byli tam też później, by wziąć dla Harry'ego kilka rzeczy. Chcieli dać mu jakąś pamiątkę, gdy już się spotkają.
Było to cholernie trudne, ale wiedzieli, że muszą dać radę.
- Chcesz go zobaczyć? - zapytała Maya. - Chociaż z daleka...
Remus przełknął ciężko ślinę. Czasami teleportowali się na Privet Drive i po kryjomu obserwowali Harry'ego. Nie byli w środku, jednak domyślali się, że ma ciężko. W końcu zdążyli już poznać Dursleyów na tyle, by wiedzieć, że są to najgorsi mugole na świecie.
- O tej godzinie? Najprawdopodobniej śpi, lub je kolację - przypomniał Remus, a Maya pokiwała głową.
- Pewnie tak...
Szkoda im było Harry'ego, który dorastał z dala od prawdziwej, kochającej rodziny. Niestety, chociaż Maya była kuzynką Jamesa, nie chciano jej dać młodego Pottera, bo była żoną Syriusza Blacka. Syriusz był oskarżony o coś, o co wiedziała, że nie zrobił.
Była z tego powodu wściekła. Wiedziała, że może nie była w najlepszym stanie psychicznym po dniu tragedii, ale zmotywowała się dla swoich dzieci. Harry też byłby jej motywacją, zresztą nadal tak było.
Walczyła, by wydostać Syriusza z Azkabanu. Walczyła, by móc zaopiekować się nim i Harrym, by jej rodzina chociaż w tym aspekcie znów była razem.
Bo niestety Jamesa i Lily nikt już nie zwróci.
- Spójrz, tam jest gwiazdozbiór Wielkiego Psa - powiedziała Maya, wskazując na rozgwieźdzone niebo. Przyjaciele popatrzyli w górę, wyszukując gwiazdę, po której imię miał Syriusz.
Bardzo im go brakowało.
Dopiero po chwili Maya i Remus teleportowali się w końcu do Słonecznikowego Domku. Dziwnie było jej tam przebywać bez Syriusza - w końcu to był ich dom marzeń.
Maya dużo jednak podróżowała, gdyż chciała odnaleźć coś, co pomogłoby uniewnnić Syriusza. Wtedy dzieci zostawały z jej rodziną i przyjaciółmi.
Jako jedna z nielicznych znała tajemnicę Huncwotów, jaką była animagia. Jako, że nie znaleziono ciała Petera Pettigrew, a sam palec, zaczęła zastanawiać się, czy on czasem nie upozorował własnej śmierci. Jeśli tak, to najprawdopodobniej uciekł gdzieś daleko i chciała go dopaść.
Teraz jednak był dla niej dzień wspomnień. Jason był w domu Lupinów, Naomi w szkole, a ona i Remus mieli zamiar pogrążyć się we wspomnieniach, czytając dawne listy i przeglądając zdjęcia ich paczki. Już dawno w gniewie Maya pousuwała zaklęciem z niektórych zdjęć szczura, który zniszczył jej rodzinę.
- A tu Harry śmiga na dziecięcej miotełce... Pamiętam, zrobiłam to zdjęcie w jego pierwsze urodziny, Syriusz akurat był na jakiejś misji... - powiedziała Maya, pokazując Remusowi jeden z listów z przypiętą fotografią.
- A to jest zdjęcie członków Zakonu - rzekł Lupin, wskazując na inną kartkę. Pogrążyli się we wspomnieniach, a góra mokrych chusteczek na podłodze się powiększała...
Gdzie indziej, w domu Lupinów, Jason siedział w salonie i popatrzył na gwiazdy.
Widział tam gwiazdozbiór Wielkiego Psa i jego najjaśniejszą gwiazdę, Syriusza.
Podsłuchał kiedyś rozmowę mamy z ciocią Andromedą, więc wiedział, że ojciec nawet o nim nie wie. Zastanawiał się więc - czy cieszyłby się, że ma syna?
Czy będzie dane im kiedykolwiek porozmawiać?
Wiele mil dalej, na wyspie Morza Północnego mieściło się więzienie o zaostrzonym rygorze. Syriusz Black kulił się w jednej z najbardziej strzeżonych cel i drżał z zimna.
Jestem niewinny... Jestem niewinny...
Starał się czepiać tej myśli, gdyż tylko tego dementorzy nie byli w stanie mu odebrać.
Czas w tym miejscu jakby nie istniał. Dni i noce zlewały się w jedno - zresztą czy miał do czego liczyć? W końcu Bartemiusz Crouch oznajmił mu, że zostanie tu na zawsze.
Nadzieja, że ktoś mu pomoże, została wyssana już dawno.
Jakiś czas temu w Azkabanie było kilku Aurorów na inspekcję. Z ich rozmowy dowiedział się, który mają rok.
Jego córka, Naomi, była już w Hogwarcie.
A on nie mógł przy niej być.
Zamiast wesołych wspomnień z jej pierwszych trzech lat życia, pojawiły się wyrzuty sumienia. Dlaczego nie mógł przy niej być?
Zawiódł ją.
Chciał być lepszym ojcem od Oriona i Walburgi, ale nie udało mu się. Zawiódł własną córkę. Bo nie mógł przy niej być przez te wszystkie lata.
Nie mógł zachęcić jej do odnalezienia Mapy Huncwotów.
Nie mógł czytać jej bajek na dobranoc i przytulić, gdy się bała.
Nie mógł zabrać jej na lody, nie mógł pobawić się z nią zabawkami.
Nie mógł opowiedzieć jej o swoich przygodach z Hogwartu.
Nie mógł razem z nią zrobić zakupów na Pokątnej.
Nie mógł odprowadzić jej na peron.
Targały nim wyrzuty, że nie mógł przy niej być.
Nawet nie wiedział, jak wygląda, bo w końcu gdy widział ją po raz ostatni, miała trzy lata.
Był beznadziejnym ojcem, bo nie mógł przy niej być.
Codziennie miał tylko wyrzuty, że nie był wystarczająco dobrym ojcem, mężem, przyjacielem, ojcem chrzestnym, synem, bratem...
Wspomnienia z koszmarnego dzieciństwa wracały do niego niemalże z podwójną siłą.
Przez maleńkie, zakratowane okienko widać było ledwo trochę ciemnego nieba. Syriusz jednak wyjrzał tam i rozpoznał swoją gwiazdę...
Przeklętą. Przeklętą, bo wiązała się z tradycją rodziny, której nienawidził.
Może gdyby nie należał do Blacków, nie osądzili by go tak łatwo. Kto wie, może wtedy dostałby proces?
Wszyscy mieli go za winnego. Cierpiał za coś, czego nie zrobił, podczas gdy prawdziwy zdrajca wygrzewał się u pewnej niczego nieświadomej rudowłosej rodzinki...
Tymczasem na Privet Drive 4 Harry Potter robił kolację, starając się nie przypalić bekonu. Miał ledwo dziewięć lat, ale Vernon i Petunia uznali już dawno, że skoro dosięga do blatu, to może gotować.
Chłopiec ten był przeraźliwie chudy, a ubrania po Dudleyu na nim wisiały. Nie miał też pojęcia, kim jest naprawdę, chociaż już dawno zaczęły dziać się wokół niego różne rzeczy.
W pewnym momencie wyjrzał przez okno i miał wrażenie, że jedna z gwiazd zaświeciła szczególnie mocno. Nie znał się jednak na astronomii, więc nie wiedział, co to za gwiazda.
Nie miał jednak czasu, by na nią patrzeć. Musiał uważać na bekon.
Gdy udało mu się go nie przypalić, podał do stołu. Starał się siedzieć cicho, jednak któreś z domowników zawsze znalazło sposób, by się do niego przyczepić - chociażby przez jego wiecznie rozczochraną fryzurę, której nie dało się ujarzmić.
Po kolacji został wysłany do komórki pod schodami, w której mieszkał. Podczas gdy Dudley miał dwie sypialnie, Harry musiał spać pod schodami. Był uważany za dziwaka.
Skulony okularnik nieraz marzył, by nagle zjawił się jakiś nieznany krewny i go stąd zabrał.
Niewiele wiedział o swojej przeszłości - mówiono mu, że rodzice zginęli w wypadku samochodowym. Zakazano mu zadawać pytania.
Ale on marzył, że może kiedyś to się zmieni. Mimo wszystko miał dziewięć lat i nikt nie był w stanie zmienić jego myśli.
Nie miał pojęcia, jak bardzo jego rodzina jest rozdarta. Że osoby, które naprawdę go kochają, znajdują się teraz w kilku różnych częściach świata.
Miało minąć jeszcze dobre kilka lat, nim będą razem i zyska nową rodzinę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro