Teraz jesteśmy razem
- W pokoju obok łazienki jest łóżko i ten narożnik się rozkłada. Dacie sobie radę, co nie?
Wspólnie przytaknęliśmy głowami.
- To ten, ja idę do swojego pokoju. Dobranoc.
- Idę z tobą.
I tym sposobem rodzeństwo Kubackich poszło spać do pokoju Filipa, a nam zostało łóżko w gościnnym i narożnik w salonie.
- Ym, to ja idę do łóżka - powiedziałam i ruszyłam w stronę pokoju.
- Idę z tobą.
Wojtek ruszył zdecydowanym krokiem za mną, a ja gwałtownie się zatrzymałam.
- Nie?
- Tak.
- Bo niby czemu?
- Nie będę z nim spał - wskazał na Stocha siedzącego na kanapie.
- No to on będzie spał ze mną.
- Co?
- Co?
Powiedzieli to niemal równocześnie i zaczęli wpatrywać się we mnie zdziwionym wzrokiem.
- Powiedziałam, że Michał będzie spał ze mną. A ty będziesz kipiał na tym narożniku.
Spojrzenie Wojtka zmieniło się w oburzenie, a Michała było nadal zdziwione.
- No chodź.
Wyciągnęłam rękę w jego kierunku, ale on nadal siedział i się we mnie gapił.
- Ale jesteś pewna, że tego chcesz.
- Matko pytasz, jakbyśmy nie wiadomo co mieli robić. No chodź, bo się rozmyślę.
Michał uśmiechnął się pięknie, wstał i chwycił moją dłoń. Pociągnęłam go delikatnie za sobą w stronę pokoju. Gdy byliśmy już w drzwiach, zatrzymał nas głos Wojtka.
- Ej Stoch!
- No co?
- Łapska przy sobie.
- Bardzo śmieszne - wywróciłam oczami.
Chłopaki tylko zaśmiali się cicho. Wciągnęłam Michała do pokoju i zamknęłam za nami drzwi.
- Lewa czy prawa?
- Ale co?
Spojrzał na mnie, jak na idiotkę. Znowu wywróciłam oczami.
- No strona łóżka, która?
- Aaaa, obojętne mi to.
- Ok - przerwałam na chwilę i zlustrowałam mebel wzrokiem. - To ja wolę prawą.
Nie zastanawiając się nad niczym, rozłożyłam się po prawej stronie łóżka. Jak dobrze, że przez tą rozpacz, nie miałam na sobie żadnego makijażu, bo tak bardzo nie chciałoby mi się go zmywać. Stoch nadal stał w miejscu i wcale nie wyglądał, jakby miał zamiar się ruszyć.
- No chodź - znowu wyciągnęłam rękę. - Czego się tak boisz? Przecież niedawno prawie się przespaliśmy.
- Nie wspominaj o tym, proszę. Bo znowu mam wyrzuty sumienia.
Westchnęłam ciężko i usiadłam po turecku. Wyciągnęłam rękę w stronę Stocha, a on, po chwili wahania, chwycił ją i usiadł obok mnie.
- Przecież nic się takiego nie stało.
- Nic się nie stało? Przecież rzuciłem się na ciebie i prawie...
Specjalnie nie dokończył. Popatrzyłam mu w oczy i uśmiechnęłam się delikatnie.
- Rozmawialiśmy już o tym, przecież wcale cię nie odpychałam.
- Ale...
- Nie ma żadnego ale. To co się stało, to nie twoja wina i wbij to sobie do głowy. Poza tym teraz jesteśmy razem.
- No tak.
- I teraz już możemy.
- Ale, że co?
- Ty już dobrze wiesz co.
Zaśmiałam się i położyłam z powrotem na łóżku. Odwróciłam się do niego plecami i czekałam na reakcję. Siedział dalej na miejscu i zapewne tępo się we mnie gapił.
- Kładziesz się, czy nie?
Odwróciłam się w jego stronę. Tak, jak myślałam, patrzył na mnie, jak na ufo. Na moje słowa potrząsnął głową i położył się. Znowu odwróciłam się do niego plecami i pociągnęłam jego rękę, kładąc ją sobie w pasie. Po chwili, jakby z pewną nieśmiałością, mocniej objął mnie ręką. Wtuliłam się w jego klatkę piersiową i odpłynęłam w objęcia Morfeusza. W tych ramionach byłam bezpieczna.
^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^
2/4
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro