Rozdział 12
Nazajutrz podczas rozmowy ze Slenderem ustaliliśmy, że treningi będą wieczorem, przez to miałam czas na spotkania z dziewczynami. Dowiedziałam się, iż w piątek jest jakaś impreza o 21 i w sobotę zabiję swoją pierwszą ofiarę chyba, że będę chciała więcej. Całe 4/5 dni spłynęły mi na zakupach z dziewczynami i treningach z chłopakami. Kiedy ćwiczyłam z Tobym to Hope zabijała mnie wzrokiem, w końcu to jej najważniejszy Goferek. Nadszedł długo wyczekiwany piątek. Cały dzień spędziłam sama, nikt ni miał dla mnie czasu. Wieczorem wzięłam prysznic, zrobiłam to i owo, ale najgorszy był wybór ubrania, makijażu, fryzury, dodatków itd. No ale Sweet nie ma za bardzo takich problemów(ta jasne) i w końcu wybrałam szarą, zwiewną koszulę oraz ciemno fioletową, rozkloszowaną spódnicę. Do tego ubrałam zamszowe czółenka. Włosy zostawiłam rozpuszczone, a co do makijażu -postawiłam na naturalność. Zbliżała się godzina imprezy, więc poszłam przed wejście do piwnicy, gdzie miała się odbyć, aby poczekać na kogoś... Czekałam z piętnaście minut. "A w uj! Idę sama." -pomyślałam, po czym weszłam do środka. Gdy włączyłam światła, rozległ się krzyk:
- Wszystkiego Naj Sweet Death!
- O Jezu! Dziękuję! Totalnie zapomniałam o swoich urodzinach! Ale skąd wiedzieliście?! -wszyscy mnie przytulili, zostawiając pytanie bez odpowiedzi. Zaczęłam płakać ze wzruszenia, ale szybko się powstrzymałam (nie mg pokazać że jestem taka wrażliwa). Po przytulających się "teletubisiach" zaczęła się impreza. Slender robił za Dj'eja -nawet nieźle mu szło -wszyscy tańczyli i świetnie się bawili, oczywiście było też przepyszne żarcie. Poczułam suchość w gardle, więc poszłam do góry po alkohol, oczywiście teraz już legalnie. Przeszukałam wszystkie szafki i akurat, gdy już znalazłam butelkę z winem, przybiegła Jane:
- Death szybko bo oni się tam pozabijają!- Chwyciła mnie za rękę, zaczęła ciągnąć za sobą na dół.
- Ale o co chodzi!?
- Nie marudź tylko chodź!
Doszłyśmy na dół, a tam Painter i Jeff się o coś kłócili. Niestety usłyszałam tylko część krzyków:
-Ona jest moja słyszysz?!
- Bo kurwa co mi zrobisz?! Masz to w papierach?!
- Masz ją zostawić w spokoju!
- Blah blach, nic nie słyszę!
-Osz ty mały skurwisynie!
Stałam z boku, próbując dowiedzieć się o kogo chodzi, póki nie doszło do rękoczynów. Próbowałam ich rozdzielić, ale sama nie dałam rady, na nic były krzyki. Po chwili z pomocą przyszedl mi Ben i udało nam się.
- Co ty się wydarzyło do jasnej cholery?!
-Nic. -Wzruszyli ramionami.
- Jak to nic?! Prawie się pozabijaliście, nie można było was uspokoić, a wy mówicie, że nic?! -Wydarłam się na nich.
-Dobra Natka, oddychaj spokojnie. -Podeszła do mnie Jane. -Koniec widowiska! Wracamy do zabawy!
Poszłam na taras trochę ochłonąć po tej sytuacji. Księżyc był dzisiaj w pełni, więc nic nie przeszkadzało mu i gwiazdom oświetlać piękną noc. Byłam sama przez pewien czas, dopóki nie przyszedł Bloody:
-Cześć. -Przywitał się.
- Cześć -chciałam, żeby wyszło ostro, ale cuś mi to nie wyszło.
-Przepraszam za to na dole -szepnął cicho.
-Wybaczam -odpowiedziałam szczerze.
-Mam dla Ciebie niespodziankę.
-Jaką?! -ucieszyłam się.
- Zobaczysz- odpowiedział tajemniczo, po czym zawiązał mi oczy, chyba jakąś wstążką.
*************
Cieszcie się tym co dostaliście. W sekrecie powiem( a raczej napisze), że szykuję dla was niespodziankę!!! Bye! Do nexta!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro