Notatka z dziennika #11
25.08.1940
Ahh, końcówka sierpnia i dalsza część upałów, po prostu wspaniale.
Mimo nieznośnej pogody, ja i Feliciano jak zwykle wstaliśmy wzorowo, w przeciwieństwie do reszty Włochów i większości Niemców. To świetnie, że tak go odmieniłem, że z nieodpowiedzialnego tchórza stał się... mniej nieodpowiedzialnym tchórzem... ale przynajmniej zrobił jakieś postępy! On chociaż się stara, nie to, co większość tego "wspaniałego" oddziału.
Muszę także zauważyć, że już od jakiegoś czasu naszą wspólną rutyną stał się fakt, że większość rzeczy robimy razem. Jemy wspólnie, ćwiczymy, spędzamy czas wolny, to wprost wspaniałe! Nigdy nie podejrzewałem, że ktoś tak zamknięty na ludzi jak ja mogłyby znaleźć bliskiego przyjaciela. Choć to głupie, dzięki temu frywolnemu Włochowi nie czuję się samotny, choć jestem tak daleko od rodziny i przyjaciół. Coś mi się wydaję, że to będzie przyjaźń nawet na wiele lat po wojnie (...).
Spotkaliśmy się na stołówce, gdzie usiedliśmy przy naszym stoliku. Rozmawialiśmy o zwyczajnych sprawach, gdy do pomieszczenia weszli Niemcy, którzy wczoraj proponowali nam wspólne wyjście na dziw-... kobiety lekkich obyczajów.
Wtoczyli się do stołówki zapewne na sporym kacu, ciągnąć za sobą swąt mieszanki potu, papierosów i taniego wina. Nie zdziwiło nas, że byli nadpobudliwi i weseli, to niepokojące co robi z żołnierzami tak przyziemna przyjemność jak przygodny seks.
"No mówię ci, ona na bank nie była ku***ą, widziałeś jaka była śliczna i zadbana? I ten jej uśmiech... Pewnie po prostu wpadłem jej w oko i nie wiedziała jak mogłaby zagadać, w końcu wiesz, kobiety nie mogą się nam oprzeć." - powiedział jeden z nich, dość niski brunet słabej budowy.
"Co prawda to prawda, nie każda może mieć żołnierza, ale wątpię, aby tak piękna kobieta zabiegała o względy takiego jak ty." - odpowiedział mu wysoki szatyn i roześmiał się donośnie, na co wtórowała mu reszta Niemców.
"Taki z ciebie dowcipniś, ale czy tobie zrobiła..?" - zapytał i wykonał ustami dość jednoznaczny gest.
"No pewnie! Nawet dała mi w dupe! Wziąłem ją we wszystkie dziury!" - odparł mężczyzna i z wyższością spojrzał po swoich kolegach. "Tak to się robi, uczcie się od mistrza!"
Ich zachowanie, osób teoretycznie szanowanych, godnych naśladowania, patriotów, było tak prymitywne i prostackie, że aż skłaniało do przemyśleń. Jak daleka była rzeczywistość od moich marzeń i nadzieji! Dawniej wyobrażając sobie żołnierza miałem w głowie obraz dystyngowanego mężczyzny, który umie zarówno zabić, jak i zabrać kobietę do teatru idąc z nią pod rękę. Patrząc na nich zastanawiałem się czemu w ogóle tutaj są - aby szkolić się do walki, czy aby łazić po burdelach? Czemu rujnują perfekcyjny obraz niemieckiego patrioty, na rzecz wykreowania z nas prymitywnych zboczeńców?
Nie jest tajemnicą, że w mojej opinii przekładanie potrzeb seksualnych ponad obowiązki to wręcz zwierzęce zachowanie, które człowiek powinien zdusić w zarodku. Poza tym korzystanie z usług prostytutek jest obrzydliwe i niezgodne z Boskim prawem, każdy porządny chrześcijanin wystrzega się tego typu pokus z całej siły. Myśląc o tym ile plugawych czynów mogli się dopuścić wstyd mi, że jestem Niemcem. Dobrze, że przynajmniej moja wola jest tak silna, że nawet nie odczuwam potrzeby współżycia. Na wszystko przyjdzie czas, po wojnie znajdę sobie żonę i dopiero wtedy, po ślubie, za boską aprobatą, przeżyje swój pamiętny pierwszy raz, marnowanie go na jakiś grzeszny stosunek z brudną dziwką byłoby skrajnie głupie i nieodpowiedzialne.
Do czasu usłyszenia rozmowy Niemców miałem w planach ustalenie z Feliciano szczegółowego planu treningu, jednak ich gadka zupełnie zbiła mnie z tropu. Temat kobiet i seksu przypomniał mi wczorajsze wyznanie Włocha, oraz osobę tajemniczej Donki. Chociaż dziewczyna miała być cyganką, coś mi w tym nie pasowało, bo przecież cyganie raczej nie godzą się na śluby z osobami spoza ich grona. Czy to znaczyło, że Feliciano mnie okłamał? Nie, niemożliwe, chociaż... A jeśli zmyślił ją, aby nie wyjść na takiego, który nie ma powodzenia u kobiet? Miałoby to sens, w końcu większość żołnierzy miała już stałe partnerki, jeśli nie żony to chociaż narzeczone. Tylko dlaczego Feliciano miałby mi skłamać, skoro ja również nikogo nie mam? Ahh, dziwny z niego chłopak.
Gdy tak powoli jadłem rozmyślając, usłyszałem głos mojego rozgarniętego przyjaciela.
"A ty, kiedy opowiesz mi o swojej żonie?" - zapytał nagle, czym trochę mnie zaskoczył. I choć pytanie nie było dziwne ani niewłaściwe, to w jakiś sposób onieśmieliło mnie.
"Kto? Ja?" - odparłem i spojrzałem na niego pytająco. Dla mnie oczywistym było, że skoro do tej pory nie pisnąłem słowa o żadnej kobiecie, to takowa po prostu nie istniała. Dziwne, że Feliciano mierzył mnie własną miarą. I choć dla mnie kwestia partnerki była oczywista, jemu najwyraźniej musiałem wszystko wytłumaczyć.
"Nie mam dziewczyny, a tym bardziej żony. Nigdy żadnej poważnie nie szukałam, z czego obecnie jestem bardzo zadowolony - kobieta byłaby tylko ciężarem na drodze do bezkompromisowego osiągnięcia celu. Żadnej nigdy nie pokochałem, pragnę zaczekać na tę właściwą, i to z nią związać się raz na zawsze." - powiedziałem obojętnie i zerknąłem na Włocha, który patrzył na mnie z lekkim uśmiechem. Nie mam pojęcia dlaczego się tak szczerzył.
Krótko po śniadaniu miała miejsce zbiórka, podczas której podpułkownik wyznaczył datę selekcji do realnej armii - miał to być dwudziesty drugi września. Zdawałem sobie sprawę, że czeka mnie jeszcze prawie miesiąc męczarni w tym chorym oddziale, jednak postanowiłem żyć nadzieją na dostanie się do armii już w pierwszej selekcji, byłem w końcu jednym z lepszych.
Martwiłem się jednak o Feliciano, który absolutnie nie był gotów do walki, a którego (jak podejrzewałem), wybiorą jako jednego z pierwszych, w końcu jako jeden z niewielu cokolwiek potrafił.
Wobec zbliżającego się zagrożenia rekrutacji do armii postanowiłem przyspieszyć moje szkolenie i zabrałem Włocha na trening.
Ćwiczyliśmy jakieś trzy godziny. Jak nie trudno się domyślić, Feliciano poszło wręcz beznadziejnie. Próbowałem mu pokazać podstawowe ciosy i uniki, starałem się aby przyjął tę wiedzę w praktyce, jednak efektów nie było żadnych, chyba, że zaliczają się do nich obtarcia i siniaki. Nie wiem co jest z nim nie tak, nawet dzieci wynoszą cokolwiek z pierwszej lekcji samoobrony, więc czemu on jest tak oporny? Ehh, najwyraźniej po prostu nie jest stworzony do walki. Jakiejkolwiek walki.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro