List #5
31.08.1940
Drogi bracie!
Jutro będzie miała miejsce rocznica rozpoczęcia procesu dobrych zmian w Europie. Zmian, które wypędzą stąd wszystkich gorszych ludzi, oraz te żydowskie ścierwa. Zmian, za które życie oddaje wielu dzielnych Niemców, moich fantastycznych rodaków patriotów. Nie sposób wyrazić słowami jak dumny jestem z bycia Niemcem.
Bracie, ty również sprawiasz, że rozpiera mnie duma. Świadomość, że ryzykując zdrowie i życie działasz dla dobra ojczyzny, wprawia mnie w zachwyt. Codziennie modlę się o Bożą ochronę dla Twojej osoby (...).
Jutro rocznica, a ja nawet nie dostałem się do prawdziwej armii. Trochę wstyd, nieprawdaż? Cóż, na szczęście to się wkrótce zmieni, od czasu poinformowania nas o utworzeniu realnych oddziałów odliczam dni do końca służby tutaj.
W Cecinie niewiele się dzieje, w sumie jak zwykle. Żołnierze trochę wzięli się do roboty, bo coraz tłumniej przybywają na plac treningowy. Pewnie przyszło Ci teraz na myśl, że trenują bo chcą być wysłani na front? Albo że ćwiczą aby pokazać jak w każdym calu doskonałe są niemieckie i włoskie formacje? A może że godność nie pozwala im zawieść dowództwa które tak się stara aby wojna przebiegała po naszej myśli? Wolne żarty. Wzięli się za siebie, bo zagrożono nam, że najgorsi żołnierze zostaną wysłani do najbardziej obskurnych, gorących jak dno piekła fabryk broni, a podobno służba w nich jest gorsza nawet od walki w Afryce. Cóż, nie ważne jak, ważne że do celu.
Choć narazie nie wygląda to za dobrze, wszystko zdaje się iść ku dobremu. Dowództwo chyba mnie obserwuje - podpułkownik już kilka razy przypatrywał mi się, gdy trenowałem razem z Feliciano. Może obmyśla nadanie mi jakiejś szczególnej funkcji? Byłoby wspaniale, gdybym od razu awansował, choć nie mogę być pyszny i wymagać zbyt wiele, wystarczy mi przydzielenie do zwyczajnego oddziału
Z dobrych wieści, mój włoski przyjaciel w końcu zaczyna rozumieć walkę wręcz. Nauczyłem go dotychczas kilku ciosów i uników, myślę, że byłby się w stanie obronić przed pijanym Anglikiem. Podpułkownik patrzy na niego coraz to przychylniejszym okiem, podejrzewam, że zaczyna w nim widzieć materiał na prawdziwego żołnierza (choć tutaj niewiele potrzeba aby sobie na to zasłużyć).
W każdym razie, nasza codzienna rutyna w niczym się nie zmienia - każdego ranka wstajemy co świt i chodzimy ćwiczyć. Treningi dobrze wpływają na włocha, w końcu zaczął (minimalnie) nabierać masy mięśniowej i wyostrzyły mu się rysy. Muszę przyznać, że gdy skupi się na walce i przyjmie pozycję obronną jest nawet nie brzydki. Tłumnie przyprowadzane do obozu prostytutki proponują mu nawet darmowy seks, bo tak im się on podoba. Podobno wręcz urzeka je swoim urokiem i niewinnością, jednak Feliciano pozostaje przy swoim i nie daje się namówić na grzeszne igraszki.
Muszę przyznać, że punktuje u mnie swoją wiernością do Donki; albo kocha tak bardzo ją, albo życie zgodnie z boskimi przykazaniami.
Lubię go. Cenię go nie tylko za przywiązanie do wartości chrześcijańskich i patriotyzmu, czy za panowanie nad fizycznymi potrzebami na rzecz dotrzymania słowa danego ukochanej kobiecie. Lubię go, choć bywa dziecinny i frywolny, często nie umie zachować powagi gdy sytuacja tego wymaga, przytula mnie i uśmiecha się jak głupek. To wszystko nie zmienia faktu, że jest dobrą osobą, i miałby duże powodzenie jako człowiek gdyby nie wojna, która wymaga od nas zestawu zgoła innych cech.
Ostatnio podczas przerwy nucił jakąś piosenkę, z tego co mówił nazywa się ona "L'addio del volontario", i została ona napisana podczas wojny o niepodległość jego kraju. Pamiętasz, bracie, lata procesu jednocześnia się Włoch, prawda? Domniemam, że tak, i że jesteś świadom, że miało to miejsce w podobnym okresie, co jednoczenie się Niemiec. Myślę, że nasze kraje łączy coś wyjątkowego, chyba nie bez powodu do tak kluczowego zrywu doszło niemal jednocześnie?
Powiem Ci również, że oprócz ewidentnych zalet w jego podejściu do życia, Feliciano to niezwykle interesująca osoba. Tak, wiem bracie, że dziwnie brzmi to z moich ust, gdyż, jak sam wiesz najlepiej, ciężko odemnie usłyszeć tego typu pochwałę. W tym wątłym ciele kryje się wyjątkowa dusza, która raz na jakiś czas ujawnia przedemną rąbek tajemnicy. Podczas przesiadywania w cieniu drzew odkryłem jego kolejny (po malowaniu) talent, jak się możesz domyślać - śpiew. Ten Włoch coraz bardziej przypomina mi Da Vinciego, bo czuję, że to nie wszystko co potrafi, że jest jeszcze wiele rzeczy, których o nim nie wiem. Jego głos jest piękny, naprawdę czysty i wysoki jak na mężczyznę, dawno nie słyszałem tak wspaniałego tenoru. Do tej pory nie dowiedziałem się niemal niczego o jego przeszłości, ale dam sobie rękę uciąć, że uczęszczał na jakieś lekcje muzyki. Kto wie, może ma zamożną rodzinę i nie chwali się swoim pochodzeniem z obawy o ewentualne gorsze traktowanie? Albo jego rodzice mają na koncie jakieś nieczyste interesy? Włoska mafia, to byłoby ciekawe, chociaż jest zupełnie pozbawione sensu, oczywistym jest, że gdyby miał tyle pieniędzy nie kisiłby się w tym cholernym obozie razem z innymi niedomytymi obibokami.
Wiem, że ten list będzie krótki, ale cóż więcej mogę dopisać? Życie tutaj płynie powoli, nie to co u Ciebie, drogi Gilbercie. Tutaj nikt nie bierze wojny na poważnie, nie umartwia się ani nie modli.
Każdego poranka budzę się ze świadomością, że zewsząd otacza mnie banda nieodpowiedzialnych leni, tych, którzy podczas bitwy umrą jako pierwsi, którzy będą ginęli jeden po drugim, niczym kaczki na polowaniu. Dlatego także nie przywiązuję się - wszyscy, którzy coś dla mnie znaczą, trenują i dbają o siebie.
Feliciano może i zaczął późno ale nie ważne jak wiele popełnisz błędów, ważne, czy wyciągniesz z nich lekcje.
Bądź zdrów bracie! Myśl o mnie i trzymaj kciuki, aby wzięli mnie do walki już za pierwszym lokalnym poborem. Będę się za Ciebie modlił.
Ludwig
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro