Prolog
Mokre włosy lepiły mi się do twarzy, a krople deszczu wybijały piękną melodie. Zbyt piękną na tak pochmurny dzień. Sama byłam zdziwiona, że nie czułam smutku pomimo sytuacji w której się znajdowałam. Bujałam nogami siedząc na krawędzi dachu. Widziałam stąd całe miasto, którego miałam tak bardzo dosyć i doprowadziło mnie do całkowitej ruiny. Z góry ludzie wydawali się jeszcze mniejsi i bardziej nic nie znaczący niż wcześniej. Wyciągnęłam z kieszeni paczkę papierosów. Wygrzebałam również zdobioną zapalniczkę zippo. Schyliłam głowę i zapaliłam swojego ostatniego papierosa uważając żeby ulewa go nie zamoczyła. Postanowiłam, że skocze po tym jak go wypale. Głęboko zaciągnęłam się dymem papierosowym aż poczułam jak wypełnia moje płuca. Nikotyna sprawiła, że zakręciło mi się w głowie. Im dalej zbliżałam się do wypalenia papierosa tym większa obojętność i spokój mnie ogarniały. Samobójstwo, akt odwagi czy tchórzostwa? Nie miało to dla mnie większego znaczenia. Nigdy jednak nie sądziłam, że akurat ja będę zamierzała to zrobić.
Zostały już mi tylko trzy buchy.
Pierwszy- ściągnęłam czarne obcasy z stóp i ułożyłam je obok siebie.
Nienawidziłam w nich chodzić i nie zamierzałam umierać z nimi na nogach. Wystarczająco już się w nich nachodziłam.
Drugi- zmieniłam pozycje z siedzącej na stojącą. Rozłożyłam ręce szeroko po obu stronach i gotowa na najgorsze zamknęłam oczy. Starałam się dodać sobie nieco odwagi przed ostatecznym pożegnaniem ze światem.
Trzeci- już wystawiłam jedną stopę poza krawędź dachu i kiedy miałam dostawić drugą nogę tym samym kończąc wszystko usłyszałam za sobą czyjeś kroki i mimowolnie się odwróciłam.
Zobaczyłam idącą w moim kierunku młodą kobietę na oko dwudziestoparoletnią. Na czubku blond włosów miała założoną plastikową tiarę. Ubrana była w obcisłą i zdecydowanie zbyt cienką jak na pogodę różową sukienkę z cekinami. Na sam wierzch miała zarzucone białe futro, które było całe przemoczone przez co wyglądem przypominało stary mop. Z rzęs spływała jej maskara tworząc czarne półkola. Pociągała z zimna nosem.Prezentowała się okropnie jednak mimo tego coś w jej prezencji sprawiało, że wydawała się intrygująca i nieco pociągająca.
Myślałam, że nic nie może jeszcze bardziej zniszczyć tego dnia, a jednak. Człowiek nawet jak chce się zabić to nie może mieć chociaż odrobiny prywatności.
- Cholera! Nie sądziłam, że to miejsce będzie zajęte. Nie śpiesz się, skocze po Tobie.
Mówiąc to zbliżała się w moim kierunku aż usiadła dokładnie obok mnie na tym samym murku z którego właśnie zamierzałam skoczyć. Nic nie powiedziałam ponieważ to niewiarygodne spotkanie odebrało mi mowę. Nie wiedziałam czy powinnam nazwać to zbiegiem okoliczności czy jednak przeznaczeniem kiedy dwie samobójczynie w świąteczną noc, w wielkim mieście wybierają sobie ten sam budynek o dokładnie takiej samej godzinie. Życie nie mogło sobie ze mnie jeszcze bardziej zakpić. Od razu przypomniało mi się jedno powiedzenie: ,,zawsze spodziewaj się niespodziewanego" mimo to wezbrała we mnie złość. Otępiała wpatrywałam się w nieznajomą w milczeniu.
- O! Masz jeszcze?
Skierowała do mnie pytanie. Spojrzałam się na nią bezrozumnie. Kiedy to zauważyła tylko roześmiała się głośno i wskazała na niedopałek w mojej dłoni. Postukałam się po kieszeniach płaszcza aż znalazłam paczkę i ją poczęstowałam sama wyciągając też jednego dla siebie.
- Cały dzień marzyłam żeby zapalić ale przez to, że dzisiaj są święta to wszystkie sklepy były zamknięte i nigdzie nie mogłam dostać paczki. Trochę jak za czasów gimnazjum gdy ciężko było cokolwiek kupić bez dowodu.
wyjaśniła rozbawiona tym co powiedziała dalej obracając w palcach zawinięty tytoń. Zapaliłam jej papierosa po czym to samo uczyniłam z swoim. Poczułam nagle szarpnięcie, które odebrało na chwilę mi równowagę. Zachwiałam się na samej krawędzi prawie spadając. Okazało się, że kobieta pociągnęła mnie za ubranie, a ja nieomal zakończyłam niespodziewanie swoje życie. Może i zamierzałam zrobić dokładnie to samo jednak na swoich zasadach, a nie czyichś. Gdy się otrząsnęłam zwróciłam twarz w jej stronę i wściekła krzyknęłam.
- Pojebało Cie? Co ty odpierdalasz?
Wulgaryzmy same opuściły moje usta jednak nieznajoma jedyne co zrobiła to znowu się zaśmiała tyle, że jeszcze głośniej niż poprzednio. Z każdą chwilą stawało się coraz dziwniej i dziwniej.
- Siadaj zamiast krzyczeć i zapalmy razem jak ludzie. Czuje się nieswojo jak tak stoisz nade mną. Mówiłam już, że miałam na to ochotę cały dzień?
Poddałam się, z tą kobieta nie da się wygrać. Usadowiłam się obok niej.
- Tak, wspominałaś- odmruknęłam
- Właściwie to dosyć niewiarygodne spotkanie. Dlaczego chcesz skoczyć?
Bezpruderyjnie zapytała.
- Mam swoje powody- szybko ucięłam nie chcąc dalej tego kontynuować
Nie zamierzałam wyjawiać nowo poznanej osobie swoich problemów. Zresztą zrobienie tego nie pomogłoby w ich rozwiązaniu. Westchnęłam, nie tak miały wyglądać moje ostatnie chwile. Wolałabym spędzić je z kimkolwiek byleby nie z nią.
- Może to nie przypadek, że się dzisiaj spotkałyśmy. Gdzie moje maniery, zapomniałam się przedstawić. Jestem Miuriel.
Wyciągnęła w moja stronę rękę.
- Anastazja
Kogo obchodziłyby maniery w takiej sytuacji? Pewnie i tak zapomnę jej imię i nigdy więcej się nie spotkamy. Odwzajemniłam uścisk i się uśmiechnęłam dalej nie wierząc w to co się dzieje.
- Słuchaj Anastazja skoro i tak miałyśmy umrzeć to może damy sobie razem jeszcze jedną szanse...?
Momentalnie pokręciłam głową na to co usłyszałam i już gdy miałam odmówić blondynka naprędce kontynuowała.
-... zrobimy listę czegoś co zawsze chciałyśmy zrobić. Wiem, że brzmi to banalnie ale może dzięki temu znajdziemy jakiś sens w życiu? Przy okazji wydaje się to zabawne.
Miuriel z wyczekiwaniem wlepiała we mnie niebieskie oczy czekając na moją odpowiedź. W tamtym momencie stwierdziłam, że nie mam już nic do stracenia, a sam pomysł nie wydawał się najgorszy. Najwyżej po prostu przedłużę swój wyrok o parę kolejnych dni. Ubrałam znienawidzone obcasy i odgarnęłam przemoczone włosy do tyłu. Schodząc z murka czułam na sobie jej wzrok.
- Postawiłaś na swoim Miuriel, zgadzam się.
Byłam zdziwiona tym jak mój głos brzmiał pewnie i obco w tamtym momencie. Niemalże jakby nie należał do mnie, a do kogoś innego.
Blondynka szybko znalazła się obok mnie i ujęła moją twarz dłońmi i zanim zdążyłam się jej wyrwać pocałowała mnie w policzek zostawiając na nim ślady szminki. Myślałam, że to niemożliwe ale wydawała się ona jeszcze weselsza niż wcześniej. Jakim cudem taka osoba miała być przyszłą samobójczynią?
- Widzimy się tutaj jutro po południu. Tylko nie stchórz!
Miuriel od razu po powiedzeniu tego kiwając mi na pożegnanie szybko opuściła dach, a ja dalej stałam na nim otępiała nie wiedząc dokładnie co się właśnie stało.
Właśnie dałam się przekonać dziewczynie ubranej w białe futro z tiarą na głowie i rozmazanym makijażem żeby odwlec swoją śmierć. Czy może to brzmieć jeszcze bardziej jak jakiś sen lub omamy?
- Niech Ci będzie Miuriel, powierzam się w twoje ręce- rzuciłam w pustą przestrzeń i również skierowałam się do swojego mieszkania.
_______________________________________
1070 słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro