Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Gra wampirzycy (Rozdział 1)

Byłem lustrem, w którym przeglądała się co dnia, byłem powiernikiem, choć przecież zaledwie niewolnym. Była piękna jak słońce i zła jak północna wichura. A oto jej historia, pisana krwią i płomieniem na nieskalanej powierzchni srebrnego zwierciadła.

* * *

Księżna z zadowoleniem uśmiechnęła się do lustra, ukazując przy tym dwa ostre jak sztylety, odziedziczone po matce wampirze kły. Była piękna i tego dnia szczególnie ją to cieszyło. Starannie rozczesywała czarne, migoczące włosy, upodabniając je do aksamitnych skrzydeł nocy. Skończyła wreszcie upinając je ulubionym srebrnym diademem o prostych, geometrycznych kształtach. Ostatnie promienie zachodzącego słońca wpadały tłumnie przez duże, ostrołukowe okno oświetlając komnatę przytulnym, pomarańczowo czerwonym blaskiem.

Rozłożona na łóżku suknia w kolorze burgunda wyglądała w nich stanowczo zbyt wyzywająco. Po namyśle Księżna zdecydowała się na skromniejszą, choć nie pozbawioną wdzięku szarą, z białymi koronkami przy szyi i rękawach. Tak, zdecydowanie tak było dobrze. Jeszcze tylko przygasić nieziemskie błyski w czarnych jak otchłań oczach, ukryć kły pod koralem warg, i żadna śmiertelniczka nie będzie mogła się z nią równać.

– Lustro moje srebrzyste, powiedz mi, gdzie jest teraz ten, który pragnie mej śmierci? Godzina czarów już blisko. – Figlarny i poważny zarazem głos księżnej wyrwał mnie z letargu.

– Jest w Azazil, o Pani. Samotnie pije wino w gospodzie Pod Czerwonym Krukiem.

– A więc tym bardziej przyda mu się towarzystwo – roześmiała się dźwięcznie, najwyraźniej zadowolona z mojej odpowiedzi.

Jak zawsze pełna gracji, rzuciła jeszcze ostatnie spojrzenie na swe odbicie, by upewnić się, że wygląda tak pięknie jak to tylko możliwe. Płynnie, niemal niezauważalnie przemieniła się w szarego orła o błękitnych jak niebo oczach. Z mocą uderzyła skrzydłami, w których łopocie bezszelestnie spłynęło na ziemię kilka srebrzystych piór. Uleciała przez szeroko rozwarte okno, pozostawiając mnie z moimi domysłami.

Co zamierzała ma okrutna pani? Czy gotowała Łowcy śmierć, czy tylko chciała zabawić się jego kosztem? Raczej to drugie, zawsze kochała gry o najwyższą stawkę, o własne życie, życie nieśmiertelnej. Nieraz zastanawiałem się, co ją popychało do podejmowania ciągle na nowo niepotrzebnego ryzyka, bo trudno było mi się pogodzić z myślą, iż była to tylko nuda. Wiem jak pozbawione radości może być niekończące się życie, lecz wiem także że z tego powodu nie naraża się go stale pod byle pretekstem.

Musiało być coś więcej, co bezustannie spalało to kamienne z pozoru serce. Zawsze podejrzewałem, że był to płomień zadawnionej nienawiści, poczucie doznanej, a przecież niezawinionej krzywdy. Straciła matkę nim zdążyła ją poznać, a ojciec nigdy nie miał dowiedzieć się o jej istnieniu. Był zresztą zaledwie słabym śmiertelnikiem, niegodnym straszliwej miłości jaką został obdarzony. Kiedy pojął czym jest ta, którą zdawało mu się, że kocha i która miłowała go ponad własne życie, przeraził się i nie chciał jej więcej widzieć.

Strach i odraza jakie wampirzyca zobaczyła w oczach ukochanego przeważyły szalę – życie straciło dla niej wartość. W tym czasie była już jednak brzemienna i nie chciała skazywać dziecięcia na śmierć. Doczekała więc jego narodzin, choć powitała je łzami gorzkiej rozpaczy miast szczęścia. Kiedy upadły one na twarzyczkę dziewczynki, w jej oczach pojawiły się takie błyski, iż nie ulegało wątpliwości, że odziedziczyła naturę swej matki.

Wampirzyca pojąwszy, iż jej ukochany nie zaakceptuje takiego potomka, pocałowała małą i zaniosła do swej jedynej prawdziwej przyjaciółki, Czarownicy z Gór. Obiecała ona wychować ją na nieśmiertelną wojowniczkę, nie znającą strachu ni litości, by nikt nie mógł jej nigdy zranić.

Zatroszczywszy się o los swej córeczki, wampirzyca po raz ostatni przyszła do swego miłego. Na krótko przed świtem zjawiła się w jego łożnicy, a choć poruszała się bezszelestnie została zauważona. Strach w jego oczach sprawił, że po jej wybladłej twarzy popłynęły wolniutko łzy. Położyła tylko palec na ustach i w długim ciepłym spojrzeniu zawarła całą swą nieszczęsną miłość.

W tym momencie dosięgły jej pierwsze promienie wschodzącego słońca. Pod wpływem nagłego bólu osunęła się na kolana. W ostatnim tchnieniu wampirzycy nie było jednak strachu, jedynie niezmierny żal.

–Żegnaj miły! Zwracam ci wolność i spokój. – Powietrze wibrowało jeszczedźwiękiem jej słów, gdy wiatr rozmiótł niewielką kupkę popiołu, w miejscu wktórym przed chwilą klęczała piękna kobieta.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro