Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rozdział trzydziesty trzeci


KLARA

Czekała z utęsknieniem na kolejną możliwość powrotu do Miasta Pomiędzy.

Noce spędzane w domu Kolekcjonera napawały ją lękiem i tęsknotą, zbyt głębokimi, by móc je zignorować. Bała się, że w końcu zdarzy się coś nieoczekiwanego, co zabierze jej nawet tę radość. Była niezwykle ostrożna ze wspominaniem – co, jeśli to wszystko okaże się jedynie snem?

Zdarzały się chwile, gdy zaczynała sądzić, że to okrutna iluzja, a ona tak naprawdę jest tutaj cały czas.

Może nocami tańczy podczas upiornych bali, a jej umysł jest tak zmęczony, iż tworzy własne scenariusze?

Nie, pomyślała. To niemożliwe.

Przypomniała sobie usta Tristana na swoich i jego dotyk. Nie mogłaby tego wymyślić, nawet w wielkiej desperacji. Tak właśnie sobie powtarzała, przywołując te momenty.

Starała się nie wspominać?

Och, za późno.

Może i będzie cierpieć, lecz najpierw przynajmniej nacieszy się chociaż tym.

***

Kolekcjoner, człowiek pełen tajemnic, którego wciąż nie rozumiała.

Nadal zabierał ją ze sobą, jak swoją ulubienicę, choć mówił coraz mniej. Czuł zapewne, że coś się zmieniło w jej postrzeganiu. Mimo wszystko miała się na baczności, biorąc pod uwagę inną opcję.

Mógł przecież coś knuć.

Nie sądziła, by tak łatwo się poddał – byłoby to zbyt piękne, gdyby po prostu zostawił ją w spokoju.

Raz na jakiś czas mamrotał też pod nosem coś, co potęgowało jej wątpliwości.

- Doprawdy, kiedy to nadejdzie.... - wyszeptał, zatrzymawszy się w trakcie pracy. – Kiedy, kiedy...?

Nadszedł wieczór – zapalono lampy uliczne, a nieco chłodniejsze powietrze przedostawało się przez okna, dając ulgę po całodziennym upale.

- Sir? – zdobyła się na odwagę. On uniósł głowę i spojrzał na nią. Myślała, że ją zignoruje – mógłby to przecież zrobić, udając, że nie słyszy.

- Tak?

- Następny bal – wydusiła z siebie. – Czy się zbliża?

Jakże wielka towarzyszyła jej desperacja! Przecież nie powinna o to pytać, złościć go. Przez moment na jego twarz istotnie wkradł się gniew, który jednak prędko zniknął, zastąpiony ciekawością.

- Niedługo – rzekł, podchodząc bliżej. – Dlaczego pytasz?

- Wiesz, dlaczego.

- Czyżbyś wreszcie zdecydowała się zostać?

- Nie – odparła z mocą. – Nigdy.

Pokręcił głową.

- Liczę na to, że w końcu się opamiętasz. Gdyby nie ja, już byś nie żyła.

- Może wcale nie – kuła żelazo póki gorące. – Może to ty sprawiłeś, że tak się sprawy podziały.

- Ja?! – teraz był wyraźnie wściekły. – Nie!

- Nie jestem przekonana – wyszeptała na tyle cicho, by nie usłyszał.

Cóż za głupota – podpisywać umowę, której wcale się nie rozumie. Po co? Dla jakiegoś marzenia?

Lecz przecież to marzenie było dla niej wszystkim, czyż nie?

Westchnęła ciężko.

O ile prostsze byłoby życie, gdyby...

Gdyby, gdyby, gdyby.

Na tak wiele sposobów mogłaby to zdanie dokończyć.

Gdyby nie podpisała, a ojciec nie umarł. Może nawet matka wciąż żyła.

***

Dwa dni ciągnęły się w nieskończoność.

Wszystko byłoby jak zawsze. Podeszłaby do Kolekcjonera i oznajmiła, że zamierza zagrać. Świece słabo oświetlałyby salę i sprawiały, że musi przymrużyć oczy, by lepiej widzieć. Goście nie wydawaliby się tak upiorni, bo przecież zaraz stamtąd zniknie i znajdzie się zupełnie gdzie indziej, gdzie nie ma po co się bać.

Tylko nie zdążyła odpowiednio szybko zagrać i przyszło jej tańczyć z Potworem – oto, czego bała się najbardziej.

Czekał już na nią, z tym szyderczym uśmieszkiem.

- Zatańczysz ze mną – powiedział, jak zwykle. – Uwierz, że wolisz to zrobić.

- Nie – próbowała jakoś go wyminąć, lecz chwycił ją mocno i wykręcił rękę, aż syknęła z bólu.

- Nie tak prędko – oznajmił. – Zrobisz to, co powiedziałem.

Omiotła spojrzeniem salę, mając nadzieję, że zaraz wypatrzy gospodarza, lub chociaż jakąś znajomą twarz. Nic z tego; miała wrażenie, że jest tylko ona i te straszliwe istoty. Jej serce zaczęło szybciej bić, a ona skuliła się ze strachu.

- Warto byłoby nieco zmienić, prawda? – nachylił się do jej ucha, aż się wzdrygnęła. Muzyka nagle się zmieniła, nabrała bardziej jeszcze złowrogiego tonu. Nieprzyjemne dźwięki atakowały jej myśli, nie pozwalając się na niczym skupić.

Lecz wciąż gdzieś tam był Tristan. Namalowała w głowie jego obraz – jak się uśmiechał, dodając jej otuchy. Przypomniała sobie dotyk jego dłoni tamtego wieczoru, gdy nie wiedziała jeszcze, że może stąd uciec.

- On nie przyjdzie ci na pomoc.

Wzdrygnęła się. Czytał jej w myślach? Może po prostu to było zbyt oczywiste...

- Słucham? – udała, że nie wie, o co mu chodzi.

- Nie przyjdzie – powtórzył. – Co innego go zajmuje.

Czyżby tak w istocie było?

- Może niedługo w ogóle go nie zobaczysz – dodał Potwór po namyśle. – Nasz pan, on rośnie w siłę. Dzięki twojemu Tristanowi.

Zacisnęła paznokcie na jego ramieniu, aż na moment opadła z niego iluzja. Ona jednak myślała jedynie o czym innym.

- Co masz na myśli? – przejęła ją groza.

- Nic takiego, nic takiego – zaśmiał się cicho. – Dowiesz się w swoim czasie. Nie powiedział ci jeszcze, prawda?

Nie wiedziała, co odpowiedzieć, zatem milczała, podczas gdy on znów się nachylił, szepcząc prosto do jej ucha:

- Spytaj. Spytaj go. Tak czy inaczej niedługo wszystko się dla was skończy, w ten czy inny sposób. Możecie się oszukiwać, ale to nie zmieni rzeczywistości.

- Zostaw mnie! – krzyknęła, wyrywając się.

- Nie tak szybko – znów ją złapał. I właśnie wtedy, gdy już powoli miała się poddać, ktoś nadszedł i stanął tuż obok.

- Dość już, mój panie – odezwała się Anna słodkim głosem. – Teraz moja kolej.

Nie, to niemożliwe. Ze wszystkich tutaj... Ona? Ta, która nią gardziła? I to w taki sposób.

- Mam pewną sprawę do panny Klary – rzekła dziewczyna.

- Doprawdy? – Potwór zmierzył ją wzrokiem.

- Tak – tamta nie ustępowała.

- Niech będzie – zgodził się łaskawie. – Minuta. Później zabawię się z wami obiema.

Widząc mrok wyzierający z jego spojrzenia, Klara wzdrygnęła się.

- Prędko – Anna złapała ją za rękę. – Uciekaj.

- Pamiętaj o moich słowach! – krzyknął za nią, gdy przepychała się przez tłum, ocierając po drodze łzy. Za nią szła niespodziewana wybawicielka i gdy tylko udało im się znaleźć spokojniejsze miejsce, złapała ją za ręce.

- Dziękuję.

- Nie ma sprawy – dziewczyna wzruszyła ramionami. – Mówiłam, że nie chcę żyć w złości przez wieczność. Jeśli takie drobne gesty sprawią, że kiedyś dam radę się uwolnić, a moja dusza zazna spokoju, to muszę próbować.

Jej słowa brzmiały szczerze, ale Klara nadal nie była do końca przekonana.

- Cóż - powiedziała w końcu – zgadzam się. Czy widziałaś Kolekcjonera?

„Lub Barbarę" – chciała dodać, ale nie zrobiła tego.

- Siedzi tam, gdzie zwykle.

- O, naprawdę? Przecież wcześniej...

- Od początku tam był.

Z całą pewnością nie, ale nic już nie powiedziała. Zamiast tego z wciąż bijącym sercem odsunęła zamaszyście krzesło i oznajmiła, że chce zagrać.

TRISTAN

Ledwo przeniósł się do Miasta Pomiędzy i rozprostował zesztywniałe ciało, zegar dał znać, że ktoś umarł.

- Naprawdę? – spojrzał ku gwiazdom, jakby miał w nich znaleźć odpowiedź. Później wyszeptał do siebie: - Ona sobie poradzi. Wie, co i jak.

DIANA

Tej nocy miała zadanie do wykonania. Musiała się przekonać, jak miewa się jej przyjaciółka.

- Pilnujcie ich – nakazała innym, a sama odeszła ulicami Miasta Pomiędzy.

Przeprowadzający spojrzeli po sobie. Niewielu ich zostało – większość miała swoje do zrobienia. Co chwila któryś znikał, by przeprowadzić duszę.

- Ona jest szalona – powiedział jeden, wyjątkowo wysoki.

- Odkąd pamiętam – odparł jego niższy, brodaty kolega.

- Czy naprawdę uważamy, że coś grozi Miastu Pomiędzy – jakaś kobieta uniosła brwi. – Od dawien dawna nic się tu szczególnego nie działo.

- Może rzucimy okiem.

- Tak, niespecjalnie dokładnie.

- No, to kto chciałby się nieco zabawić w Pomiędzy? Spójrzcie, tam, na placu, tej nocy tańczą.



______________


Dziękuję Wam za gwiazdki i komentarze <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro