rozdział trzydziesty szósty
KOLEKCJONER (WSPOMNIENIA)
Wszedł z lękiem do pomieszczenia, którego zawsze się bał. Na tyle, by zaglądać tam najrzadziej, jak się dało. Strasznie tam było, aż dreszcz przechodził po plecach i zmieniał się głos. Myśli uciekały i człowiek miał wrażenie, że zaraz stanie się coś bardzo, bardzo złego. Ostatecznego.
- Panie – rzekł Kolekcjoner, wyraźnie zdenerwowany. – Jest pewna sprawa, która nie daje mi spokoju.
- Tak?
- Jedna z moich dusz, dziewczyna imieniem Klara... Zyskała możliwość wstępu dalej. Jeszcze się nie przeniosła – zaznaczył prędko. – Lecz obawiam się, że to jedynie kwestia czasu.
- Głupcze, wiem o wszystkim.
- Wiesz, panie? – mężczyzna podrapał się po głowie.
- Widzę ją w głowie żołnierza.
Kolekcjoner przełknął ślinę. Wiedział, że Tristan niejeden raz sprawi mu kłopoty. Lecz nie spodziewał się, że cokolwiek sprawi, by zaklęta przez niego dusza znalazła się po drugiej stronie. Przecież to miało wyglądać inaczej, czyż nie?
- Zatem – zaczął wyłamywać palce – coś należy zrobić.
- Oczywiście, że należy, głupcze!
Głos był tym razem tak głośny, iż zatrzęsła się ziemia pod stopami.
- Dlaczego nie przyszedłeś z tym wcześniej? – tym razem nabrał nieco innej barwy. Było w tym ostrzeżenie.
Mężczyzna bardzo pilnował się, by nie myśleć tu za dużo. I tak miał wrażenie, że jego myśli są cały czas widoczne dla ukrytej w lustrze istoty. Bywały chwile, gdy bał się jakiejkolwiek myśli. Rzecz jasna właśnie wtedy pojawiały się te najbardziej zdradzieckie, które starał się ukryć.
Nim tu przyszedł, wiele się zastanawiał. Czy na pewno powinien. Miał bowiem świadomość, iż nie będzie odwrotu, a potworna istota zyska kolejną przewagę. Lata spędzone na próbach poradzenia sobie z podjętą dawniej decyzją nie przynosiły zbyt wielu rozwiązań. Nadal nie miał pojęcia, co właściwie powinien zrobić.
- Nie wiem – odparł w końcu. Wówczas spróbował: - Wstydziłem się.
- Czego, człowiecze?
- Własnej głupoty i braku rozwagi. Ty, panie, nigdy nie popełniłbyś podobnego błędu.
- W istocie.
- Ja tymczasem – wziął głęboki oddech – Pozwoliłem, by jeden z nich umożliwił jej wstęp dalej.
- Dlaczego?
- Zaskoczył mnie, panie.
- Ach, tak?
- Co mam zrobić, panie?
- Pomyślmy – leniwym głosem zaczęła istota. – Masz jej pozwolić przejść.
Kolekcjoner momentalnie zbladł.
- Co takiego?! – wykrzyknął i spojrzał na figurę żołnierza za sobą. On również wywoływał w nim paranoję. Nocami co prawda dusza przebywała gdzie indziej, a jednak...
- Dobrze słyszałeś – rozbawiony ton. – Rzecz jasna, nie za darmo. Może stara jak świat wymiana? Niech zagra. Na przykład w szachy, tak to dopiero uroczy pomysł. Zagra i jeśli wygra, przeniesie się. Pozwolisz jej na to.
- Nie... To nie tak miało być – wyszeptał zdumiony.
- Trzeba było pomyśleć wcześniej.
- Panie, czy masz w tym jakiś interes? – odważył się spytać.
- Naturalnie, człowiecze. Jak zawsze...
POMIESZCZENIE Z LUSTREM
Podobno istota zaklęta w Lustrze jest przedwieczna. Pamięta zupełnie inne czasy, o których zapomnieli wszyscy inni. Czy to prawda, trudno stwierdzić.
Wiadomo jednak, że potrafi czekać. Nic nie jest ważniejsze od osiągnięcia celu i nie cofnie się przed niczym, by to zrobić. Starannie układa każdy ze swoich planów i wypatruje dogodnego momentu.
Ma swoich popleczników, gotowych wypełnić każde jego zadanie. Oni, podobnie jak on, czekają na czas powrotu. Tam, gdzie już byli, lecz ich wypędzono. Niczego bowiem nie pragną bardziej, jak władzy nad światem Pomiędzy, skąd drogi prowadzą wszędzie indziej.
Ten, co mieszka w Lustrze, on też już tam był. Wpuszczono go, jakiś nędzny człowiek skuszony obietnicą potęgi to zrobił. Później został zamknięty za taflą tego paskudnego Lustra i uwięziony za sprawą innego z ludzi.
Do tego nienawidził się przyznawać. Wiedział jednak – i to przynosiło satysfakcję – że tamten zapłacił bardzo wysoką cenę, a sam świat Pomiędzy został naruszony.
Jakże łatwo będzie tam powrócić.
Jeden z jego rodzaju wypełnił swoje zadanie, o, zrobił to doskonale.
Znalazł podczas balu jedną z dusz. Należała do dziewczyny, która za życia pragnęła miłości. Ponadto nie znosiła tej, która uciekała z mrocznych przyjęć.
Istota przywołała to raz jeszcze.
- Panienko – ten, którego Klara zwała Potworem, potrafił znakomicie udawać. Kiedy chciał, przywdziewał maskę urokliwego mężczyzny, jednego z tych, co potrafili za sprawą kilku słów i gestów oczarować niejedną. Co prawda pod tą maską kryły się zło i zgnilizna, lecz któż by się przejmował? Najważniejsze, że spełniała swoje zadanie.
Dziewczyna o imieniu Anna odwróciła się. Zapewne przerażona, chciała uchwycić się czegokolwiek.
- Panienko, czy mogę prosić o jeden taniec?
Zawahała się.
- Tak – odparła wreszcie.
Tańczyli. W sposób, który nie przypominał jej poprzednich. Prawdę mówiąc spodobało się jej; chciała więcej. Dlatego gdy utwór dobiegł końca, a inny z gości podszedł do nich, ona nie wiedziała, co powinna zrobić.
- Jeszcze raz? – uśmiechnął się jej partner, a ona skinęła głową.
- Jest panienka piękna.
- Och, dziękuję. Ja...
- Jestem inny, niż reszta – szepnął do niej. – Widzę w panience coś równie niezwykłego. Wierzę, że się dogadamy.
- Ach?
- Panienka Klara...
- Proszę nie wymawiać jej imienia! Wiem, ona jest jeszcze bardziej wyjątkowa. Wszyscy to wiemy. Choć sądzę, że nikt jej tu nie lubi.
- Racja, to oczywiste. Na pierwszy rzut oka widać to, o czym panienka mówi.
Spojrzała na niego z niedowierzaniem.
- Ja tymczasem mam pewną propozycję – kontynuował.
- Propozycję? Proszę mi wybaczyć, lecz skończyłam z brakiem pomyślunku, sir. Wystarczy mi jedna podpisana umowa.
- To coś zupełnie innego – sunął ręką po jej ramieniu. Gdyby tylko wiedziała, kim jest naprawdę! Lecz ona skupiła się na iluzji pięknej twarzy i gładko wypowiedzianych słowach, a także dotyku, który sprawił jej przyjemność. – Pewna prośba.
- Ach, tak?
- Widzi panienka... Za jakiś czas, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem...
Wyszeptał jej wszystko do ucha, a na koniec włożył w dłoń odłamek szkła.
- Proszę tylko pamiętać! Znaleźć należy Lustro, najlepiej takie, co wyróżnia się spośród innych. Zapewne znajduje się w pięknym Pałacu, co przybył z chmur. A jeśli się nie uda, cóż, wówczas może wystarczy zwykłe?
Namalował przed nią wizję wspaniałego świata, którym razem będą rządzić. Powiedział, że czas zemścić się na tej, która tyle razy była tam przed nią i wszystkimi innymi, jakże egoistycznie.
- Gdyby mogła, przeniosłaby was tam wszystkim. Razem z tym swoim żołnierzykiem.
Anna zgodziła się.
KLARA
Wówczas, gdy została sama, usłyszała czyjeś szybkie kroki. Obróciła się z lękiem przeczuwając, kogo ujrzy – nie pomyliła się.
- Musimy porozmawiać – oznajmiła Diana tonem nieznoszącym sprzeciwu. – To ważne.
Nie natknęła się na Annę? Klara w duszy odetchnęła z ulgą. Gdyby kobieta wiedziała o nowoprzybyłej, z pewnością byłaby rozgniewana. Tymczasem nie sprawiała wrażenia bardziej złej, niż zwykle.
- Oczywiście – Klara skinęła głową.
- Za mną – rzuciła tamta. – Na łąkę.
Cóż mogła chcieć? I to tam, gdzie przebywali Pamiętający? Dziewczyna zastanawiała się nad tym gorączkowo, starając się utrzymać szybkie tempo. Prędko zeszły po schodach i już po chwili dotarły na miejsce.
Czy rozsądne było zostawić Annę w Cytadeli? Zapewne nie. A jednak tak właśnie się stało i pozostawała nadzieja, że nic złego się nie stanie.
- Posłuchaj – zaczęła Diana. – Nie mamy wiele czasu. Mam jednak sprawę, która również nie może dłużej czekać.
- Tak?
- Nie lubię rozmawiać o takich rzeczach – westchnęła kobieta. – O przeszłości. Pomyślałam, że to może wiele zmienić i dlatego tutaj jestem. Musisz zrozumieć zagrożenie. Posłuchaj mnie, to bardzo ważne: nikt nie dał ci szkła, prawda? Chodzi o maleńki odłamek zaledwie, nic, co zdawałoby się groźne.
- Nie.
Diana wzięła głęboki oddech.
- Dobrze. Postaram się ci uwierzyć. Nie czuję, byś kłamała.
- Co masz na myśli? Jaki odłamek? – zainteresowała się nagle Klara.
- Cóż, to długa historia. Pewnego dnia być może ją opowiem.
- Zrób to teraz, pani. Spójrz, jesteśmy w idealnym miejscu.
W istocie, łąka zachęcała do zwierzeń. Nietknięte jeszcze kwiaty zachwycały swą niezwykłą urodą, zaś kryjące się weń sekrety aż wołały, by je odkryć.
Ponadto gwiazdy tak jasno świeciły, a Pałac przerażał jakoś mniej, niż zazwyczaj.
Diana zawahała się. Zastygła z dłonią nad jednym z lekko uniesioną głową i rozchylonymi ustami, nie wiedząc, co też powinna zrobić. Tyle w niej nagle było niepewności.
- Jest pewna legenda – zaczęła cicho. – Legenda o tym, jak powstało Lustro. To, w którym uwięziono straszliwą istotę. Jest to również opowieść o dwóch braciach. Mimo to niemal każda jej wersja jest pełna pomyłek i niedomówień.
- Byłaś tam?
- Nie od razu. Później. Tak, pamiętam wiele rzeczy z tamtego okresu. Nigdy ich nie zapomnę. Nie wolno mi jednak o tym mówić.
Odwróciła się, drżąc i Klara pomyślała, że to pierwszy raz, gdy widzi u niej jakieś emocje.
- Są rzeczy, o których ja również nigdy nie mówiłam – szepnęła, nim zdążyła ugryźć się w język.
- Tajemnica za tajemnicę – rzekła Diana z namysłem. – Tak, na to mogłabym przystać.
- Stary Zegarmistrz – rzuciła Klara od niechcenia. – Wiedziałam, kim jest, gdy tylko pojawił się w progu. Wiedziałam, że przyniesie śmierć, bo sam nią jest. Nie powiedziałam o tym ojcu.
- Dlaczego?
- Bałam się – wyznała dziewczyna. – Lecz nie tylko. To nie był pierwszy raz, gdy go widziałam. Kręcił się co jakiś czas blisko domu. Czułam, że prędzej czy później coś się wydarzy. W głębi duszy miałam jednak nadzieję, że może przyjdzie po kogoś innego.
Przełknęła ślinę.
- Nienawidziłam swojej macochy, choć sama nigdy nie zrobiłabym jej krzywdy, nie mogłabym. Chciałam też spytać Śmierć o matkę.
- To nie wszystko, prawda?
- Nie. Ujrzałam go raz jeszcze, gdy sama zbliżałam się do kresu. Wtedy, gdy... Tuż przed tym, jak – wzięła głęboki oddech – umarłam. Po drodze napotkałam jego warsztat. Zamierzałam wówczas wejść do środka i powiedzieć, by zabrał mnie ze sobą, do mamy. Lecz coś mnie stamtąd odciągało. Lubię myśleć, że to właśnie ona, choć przecież niewiele by się zmieniło.
Diana z zamyśleniem spojrzała na kwiaty.
- Być może zmieniłoby się wszystko – mruknęła. – Być może tak właśnie miało być.
- Zrobiłam wiele rzeczy, których żałuję – dodała jeszcze Klara. – Zakochałam się w chłopcu, którego przeznaczono Eleonorze, córce macochy. Początkowo wydawało mi się, że on odwzajemnia to uczucie. Możliwe, że tak było. Ale później... Cóż, został jej narzeczonym, wedle życzenia rodziców obojga. Byłam bardzo, bardzo zła. Na tyle, by zniszczyć piękną suknię Eleonory. Później bałam się do tego przyznać. Zadbałam więc, by wina spadła na jedną z służących. Pech chciał, że trafiło na tę, która była mi wyjątkowo życzliwa. Straciła pracę i nie mam pojęcia, co się z nią stało. Myślałam o niej, kiedy szłam do Kolekcjonera.
Wszystkie te słowa wylewały się z niej, jako że łąka Pamiętających zachęcała do zwierzeń, nawet jeśli powiernicą stała się ta, której Klara nie znosiła.
- Dobrze zatem – powiedziała na koniec Diana, przyglądając się jej uważnie. – Twoje sekrety nie są specjalnie cenne, a jednak pomogły mi podjąć decyzję. Być może w planach Śmierci rzeczywiście było, byś tu trafiła.
Klara słuchała z uwagą, starając się nie pokazać po sobie najmniejszej emocji.
- Dlatego właśnie niech moja opowieść będzie dla ciebie przestrogą.
Kobieta schyliła się i dotknęła płatków.
_______________
Dziękuję Wam za wszystkie gwiazdki i komentarze!
Dziś wpadnie jeszcze jeden rozdział :D
Wszystkiego dobrego dla Was! <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro