Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rozdział trzydziesty czwarty

KLARA

Czekała chwilę, nim dołączył do niej Tristan. Przechadzała się po komnacie, zerkając z niepokojem na Pałac.

Co, jeśli Diana ją tu znajdzie?

Może nic takiego, starała się przekonać samą siebie.

Lecz dopiero gdy go ujrzała, strach nieco zelżał.

- Jesteś – odezwała się.

- Przepraszam, musiałem przeprowadzić kolejną duszę.

Kiwnęła głową. Oczywiście. Zdawała sobie sprawę z tego, kim jest. Jednak...

- Dziś miałam trochę nieprzyjemności – nie mogła się powstrzymać.

- Tak? Jakich?

- Tristanie – nie wytrzymała, rzucając się mu na szyję. On, początkowo zdumiony, chwycił ją i przytulił.

- Co się dzieje, moja kochana? – spytał łagodnie.

- On... On pokazał mi coś.

- Co takiego?

Usiedli, a Klara zalała się łzami.

- Nie chcę, Tristanie. Wiem, że to dziecinne. Ale ja nie potrafię.

- Powiedz mi, co się dzieje.

- Wiesz, co takiego – wzięła głęboki oddech. – Oni... Tak bardzo mnie przerażają...

Opowiedziała mu pokrótce o tańcu. Wreszcie dodała:

- Tristanie, musisz powiedzieć mi prawdę. Co dzieje się z tobą w ciągu dnia?

Mężczyzna westchnął.

- Kolekcjoner nie stał się tym, kim jest, przez przypadek. Pewna bardzo stara istota, z którą nierozważnie się połączył, całkowicie go zmieniła. Nie jest człowiekiem – nie do końca. Ten byt, który go omotał, jest wrogiem Miasta Pomiędzy od samego początku. Stara się jak może, by tu wrócić. Jedną z jego strategii jest strach. Oni wszyscy właśnie tym się karmią. Podobno jeśli on zbierze go wystarczająco dużo, wydostanie się na wolność. Nie wiem tego. Mam nadzieję, że Lustro go powstrzyma – został weń uwięziony na wieki. Sam jest jednak przekonany, iż nadejdzie dzień jego wielkiego powrotu.

- Tak czy inaczej – wstał, przechadzając się po komnacie – nie ma dnia, bym nie próbował w jakiś sposób go powstrzymać. Ja... Zrobiłem więcej rzeczy, z których nie jestem dumny. Zasługujesz na to, by wszystko wiedzieć, Klaro. Nawet jeśli prawda jest przykra.

- Zgadzam się – przerwała. – Chcę, byś mi powiedział.

- Tak, tak Klaro – powtórzył, stanąwszy i wpatrzył się w krajobraz za oknem. – Kiedy po raz pierwszy obudziłem się, jako niewolnik Kolekcjonera, nie spodziewałem się jeszcze, co stanie się później. Byłem, zdaje się, jednym z długów, jakie musiał spłacić. Ponieważ jestem tym, kim jestem, a on to wiedział, nie chciał mnie widzieć. Pomiot Śmierci, jak mnie określił. Dlatego nie było mu specjalnie żal, gdy trafiłem do pokoju z Lustrem. On już czekał. Ten, którego wieki temu uwięziono w środku.

Tristan przymknął oczy.

- Powiedziałaś kiedyś, że jestem silny, lecz to nieprawda. W istocie czuję się potwornie słaby, ilekroć zsyła na mnie sny.

- Sny?

- Widzę w nich, jak ci, na których mi zależy, odchodzą – wyznał.

- To nie jest twoja wina.

- Powinienem nauczyć się z nim walczyć – pokręcił głową, jakby jej nie usłyszał.

- To nie jest twoja wina, Tristanie! – krzyknęła, łapiąc go za rękę.

- Ja...

- Naprawdę – szepnęła. – Nie możesz obwiniać się o coś takiego. Sama byłam dziś przerażona. Czasem każdy z nas jest.

- Najbardziej napawa mnie lękiem, że on naprawdę się wydostanie.

- Nie sądzę – ścisnęła palce. – Co, jeśli to kolejne kłamstwo?

- Zapewne tak – przełknął ślinę. – Ale widok ciebie, jak umierasz... To dla mnie zbyt wiele.

- Och, Tristanie – wtuliła się w niego. – Jestem przecież tutaj.

- Nie powinnaś oglądać mnie w takim stanie – wymamrotał. – Dziś było wyjątkowo trudno.

- Jestem tutaj, a oni, jak sam powiedziałeś, nie mogą mi nic zrobić.

- Wiem o tym, a jednak się boję – wyznał. – Podobnie jak tego, że pewnego dnia on naprawdę tutaj wróci.

- Dlaczego tak uważasz? Czyż nie jest uwięziony?

Tristan westchnął.

- Nim opuściłem Pałac, zabrałem coś. Uznałem, że mi pomoże. Diana nie chciała nigdy dzielić się pewnymi sekretami, a ja chciałem poznać prawdę. Pewien bardzo ważny przedmiot.

- Notatki Mędrca.

- W istocie. Jak udało ci się zgadnąć?

- Gdy go spotkałam, powiedział mi o nich. Że należy je znaleźć.

- To stało się dawno – przełknął ślinę. – Żałuję, nie powinienem był ich zabierać. To stąd znałem legendę o ćmach. Jak również ostrzeżenie o tym, że należy mieć się na baczności, ponieważ pewnego dnia może się tak stać, że powrócą tu ci, których należy trzymać z daleka od Pomiędzy. I... jest coś jeszcze. Ostatnie strony wyrwano. Te, na których znajdowały się wskazówki, jak ich przegnano. Można jedynie przeczytać, że są z tym powiązane figury aniołów z Pałacu.

- Zaintrygowały mnie – przyznała Klara. – Kryją w sobie tajemnice.

- Też tak uważam. Nigdy nie przyjrzałem się im dostatecznie dobrze... A jednak jest w nich coś złowrogiego. Sprawiały nieraz, że odwracałem wzrok.

- Dziękuję, że powiedziałeś mi o tym wszystkim.

- Czy teraz patrzysz na mnie inaczej? Po tym gdy wiesz, kim mnie uczyniono?

- Nie. Oczywiście, że nie, Tristanie. Jakżebym mogła? Jest mi tylko przykro, że nie powiedziałeś wcześniej.

- Nie chciałem cię tym obarczać.

- Tristanie. Jesteśmy w tym razem. Mnie Kolekcjoner również więzi, choć inaczej.

- Gdybym mógł, wydostałbym cię stamtąd całkiem.

- I tak jestem wdzięczna, że mogę tu być.

- Właśnie! Już niedługo czas, by naszykować wodę.

- Och?

- Chciałaś zająć się kokonami. Sądzę, że damy radę to zrobić. Zajmę się przygotowaniami i gdy wróci cisz tu następnym razem, sporo będzie już zrobione.

Poczuła niewymowną wdzięczność i coś jeszcze. Pragnienie, które do tej pory usilnie tłumiła.

- Zagraj mi coś – powiedziała nieoczekiwanie, gdy chłodny wiatr owiał jej skórę. Chciała zapomnieć o tym, jak Potwór znów sprawił, że pomyślała z przykrością o tańcu. Doświadczać. Smakować życia, choć przecież ono już ją opuściło, czyż nie? Dlaczego zatem miała wrażenie, że dopiero teraz naprawdę ożyła?

Tristan zrozumiał ją. Nie zadając zbędnych pytań, usiadł. Po chwili z fortepianu poleciały pierwsze dźwięki.

***

Tańczyła z pasją, czerpiąc radość z każdego kolejnego ruchu. Pozwoliła sobie na zapomnienie, nie myśląc o niczym, po prostu wykonując kolejne ruchy. Roześmiała się nawet, opadając na podłogę.

- Jak ja to uwielbiam! – wykrzyknęła. – Tak właśnie jest i nikt mi tego nie zabierze.

W bezpiecznych murach Cytadeli wszystko było inne. Również jasne, dzięki światłu księżyca i gwiazd. Zerknęła z góry na Miasto Pomiędzy, chcąc nasycić się jego wyjątkową atmosferą.

- Mogłabym tu zamieszkać – odezwała się. – Gdyby to było możliwe.

- Naprawdę?

- Tak.

Stanął za nią, kładąc ręce na jej talii. Ona nie wzdrygnęła się, a zamiast tego odwróciła się i pocałowała go lekko.

- Kiedyś zaproponowałeś, byśmy się zatracili. Na moment zapomnieli o tym, kim jesteśmy w ciągu dnia. Myślę, że... - zagryzła wargę. – Jestem na to gotowa.

- Na co dokładnie? – poczuła delikatny pocałunek na szyi. Na moment zamarła, a wszelkie wątpliwości minęły.

- Z tobą, Tristanie? Na wszystko.

- Chciałabyś, bym cię dotykał? – zbliżył usta do jej ucha. – Byśmy zbliżyli się do siebie tak, jak nigdy wcześniej?

- Tak – zaczerwieniła się, słysząc to i czując jego oddech na rozgrzanym karku.

Przytulił ją do siebie od tyłu i pocałował w czubek głowy.

- Och – zdołała tylko powiedzieć.

- Pójdziemy do innej komnaty – zaproponował. – Z łóżkiem.

Pisnęła zaskoczona, gdy chwycił ją i podniósł, niosąc, ale uśmiechnęła się do niego na dowód, że się zgadza.

Pałac – niech runie, nadal wznosił się nad Cytadelą, ale nie mieli zamiaru się tym przejmować. Z tej części budynku i tak nie było go widać, a blask księżyca, niczym niepokojony, wpadał łagodnie do środka.

Tristan uklęknął przed Klarą.

- Czy jesteś pewna?

- Całkowicie. Ja...

Popatrzył na nią z uwagą.

- Kocham cię, Tristanie. Dawno powinnam była to powiedzieć.

To, co zobaczyła w jego oczach... Aniołowie niebiescy, ileż w nich było zachwytu, niedowierzania i miłości!

- Klaro, moje słońce – szepnął, całując ją, a ona przyciągnęła go do siebie.

Zdjęła wisior i, wciąż nie mówiąc, co znajduje się w środku, odłożyła go na szafkę obok. On w tym czasie rzucił w kąt płaszcz.

Rozbierali się nawzajem powoli, przerywając co chwila kolejnymi pocałunkami.

Gdy zsunął z niej ostatnią warstwę i leżała przed nim naga, zadrżała.

- Czy wciąż jesteś pewna? – spytał z powagą.

- Tak.

Popatrzył na nią całą, aż się zaczerwieniła. Być może nie powinni tego robić. Cóż powiedziałby jej ojciec? A co matka?

Z drugiej strony przecież sama nie była ślubnym dzieckiem.

Zresztą co jej po takich rozmyślaniach, skoro z nadejściem poranka równie dobrze świat mógł się skończyć?

- Jesteś piękna – wyszeptał. – Najwspanialsza.

Nie wiedziała, co na to odpowiedzieć ani gdzie podziać wzrok. Nigdy nie widziała męskiego ciała w całej okazałości. Poza tym wstydziła się nieco własnego ciała. Co prawda nie było na nim ran i blizn po ostatnich tygodniach spędzonych z macochą, a jednak... Poza tym była jeszcze jedna kwestia.

- Nigdy tego nie robiłam.

- Będę delikatny – obiecał.

– Czy ty...

- Jesteś pierwszą, z którą zamierzam się kochać. Czy w przeszłości robiłem coś, bo chciałem dowiedzieć się, jak to jest? Tak. Czy to ci przeszkadza?

- Nie.

Przynajmniej on wiedział, co robi, taką miała nadzieję. Bała się, a jednocześnie z całych sił tego pragnęła.

- Zapewne mimo to będzie boleć – zaznaczył.

- Jestem gotowa.

- Postaram się sprawić ci jak najwięcej przyjemności.

Długo ją całował. Najpierw wargi, później szyję i ramiona. W końcu zaczął całować piersi i poczuła, jak twardnieją jej sutki. Kiedy zaś musnął ustami skórę na brzuchu, zadrżała.

- Jest mi tak dobrze – szepnęła.

Błądzili dłońmi po swoich ciałach, badając je. Delikatnie i ostrożnie, jakby bali się, że to drugie może rozpaść się pod wpływem dotyku. Zachwycali nawzajem swoją prawdziwością. Potem nieco mocniej, rozpaczliwiej. Klara, zaczerwieniona, opadła na poduszki.

Rozluźniła się już nieco i stała pewniejsza.

- Jeśli cokolwiek będzie nie tak, powiedz mi o tym.

Rozchylił jej uda i dotknął dłonią między nogami, aż jęknęła. Pomasował lekko, a ona poruszyła się, chcąc jeszcze lepiej go poczuć.

- Zrób to, proszę. Nawet jeśli ma boleć.

Zacisnęła palce na jego ramionach.

Miał rację – poczuła pieczenie, gdy w nią wszedł.

- Przepraszam, następnym razem będzie lepiej – obiecał, całując ją.

Nie żałowała. Przy nim czuła się tak bezpiecznie! Pokochała go jeszcze mocniej za to, z jak wielkim szacunkiem traktował ją i jej ciało.

Podobało jej się też, że jest tak prawdziwy, materialny. Jak rozgrzana skóra Tristana dotyka jej własnej. Jak to wszystko jest niemal boleśnie realne.

- Jak się czujesz? – spytał na koniec, gdy opadli na poduszki i pocałował jej czoło.

- Wspaniale, Tristanie. Mimo wszystko. Nie sądziłam, że kiedykolwiek będzie nam to dane – wyszeptała.

- Zrobię wszystko, byśmy mogli byś ze sobą tak długo, jak tylko się da – pogładził jej twarz.

Dotknęła jego dłoni i ścisnęła ją lekko.

- Kocham cię, Tristanie – powiedziała znów. Dopóki nic się nie stało, a oni są razem, zamierzała to powtarzać.

Jego oczy zwilgotniały.

- Chyba nigdy nie przyzwyczaję się, że to mówisz – wyznał. – Nie sądziłem, że to się stanie.

- A jednak – uśmiechnęła się. – Myślę, że czeka nas jeszcze wiele pięknych momentów.

Tak właśnie chciała myśleć, gdy ciekawskie gwiazdy zaglądały do środka przez uchylone okno, a w jej sercu wciąż czaił się lęk. Bo czuła, że prędzej czy później przyjdzie im za to wszystko zapłacić.

Lecz teraz? Teraz wtuliła się mocniej w Tristana, chcąc być jak najbliżej i jak najlepiej zapamiętać ten moment.





______________

Dziękuję Wam za wszystkie gwiazdki i komentarze! <3

Dziś rozdział nieco szczęśliwszy dla bohaterów :D Zaraz pojawi się również następny, już w nieco innym tonie hehe

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro