rozdział trzydziesty
KOLEKCJONER (wspomnienia)
Chłopiec ciężko pracował.
Wiedział, że tylko w ten sposób osiągnie przeznaczoną mu wielkość.
Dlatego wciąż ulepszał stare projekty i przeznaczał na to tak wiele czasu, że brakowało go na cokolwiek innego. Po prawdzie miał w tym jeszcze inny cel – dzięki temu zagłuszał dźwięczące w głowie myśli.
Były nieprzyjemne, drażniły go i męczyły. Chociaż w ciągu dnia nauczył się z nimi radzić, nocami wracały pod postacią koszmarów.
„Pewnego dnia wrócisz", obiecywały straszne istoty, a on przypominał sobie ów moment, gdy przekroczył próg tamtego domu przy jeziorze i nic już nie było takie samo.
- Nie wrócę – szepnął, kończąc lalkę. – Nie, już nigdy więcej.
Tyle, że...
Nadal zjadała go ciekawość. Szukał odpowiedzi. Chciał wiedzieć, co naprawdę się wtedy zdarzyło i co to dla niego oznacza.
Ciekawość bywa niebezpieczna, toteż chłopiec nadto pozwalał sobie na rozmyślania, choć one niezupełnie go satysfakcjonowały.
- Kim jesteście? – spytał raz, gdy spał. Do tej pory pozostawał milczący podczas koszmarów, lecz tym razem udało się wydać z siebie dźwięk.
- Nikim ważnym, jeszcze nie – usłyszał, a zaraz później: - Kimś, kto kiedyś uczyni cię wielkim.
Po przebudzeniu postanowił, że musi się pospieszyć – zamierzał osiągnąć swój cel zupełnie sam.
Tak mijały dni, tygodnie i miesiące.
W końcu lata.
Chłopiec dorastał i zmieniał się, lecz wciąż tworzył lalki i wciąż nie sypiał zbyt dobrze.
Oddalił się od rodziców jeszcze bardziej, choć nie chciał. To samo się stało, gdzieś po drodze. Oni byli zajęci swoimi sprawami, on miał swoje projekty. Dlatego gdy już spędzali nieco czasu razem, panowała między nimi nieznośna cisza.
Aż do chwili, gdy zrozumiał, że musi uciekać.
- To właśnie to – szeptał do siebie. – Ten stary dom i jego tajemnice. Rodzice, którzy nie potrafią mnie zrozumieć. To przez nich mam koszmary.
Wymknął się z domu i cóż – prędko pożałował wyboru. Musiał szukać pracy poniżej swojego statusu społecznego, co uznał za poniżej swojej godności.
Zagryzł jednak zęby i po jakimś czasie jak zwykle wyszedł na prostą.
Zaczął też tęsknić, zwłaszcza za matką. Pisał listy, lecz ostatecznie każdy z nich lądował w kominku.
Patrzył ponuro, jak papier płonie i żałował straconych dni.
A koszmary zostały.
***
Nie zdążył pogodzić się z rodzicami – krótko przed tym, jak postanowił ich odwiedzić, dowiedział się, że nie żyją.
Nigdy wcześniej nie był tak wściekły.
Złościł się na nich, że nie poczekali, na samego siebie i śmierć, która zabrała ich tak szybko. Może i nie byli najmłodsi, ale co z tego? Przecież on miał prawo dbać o własną przyszłość. Gdyby został w domu, zapewne by jej nie osiągnął.
Znów rzucił się w wir pracy. Miał nieco oszczędności i zamknął się w swojej pracowni.
Pracował dniami i nocami, nie dopuszczając do siebie istot ze snu. Kiedy wreszcie się kładł, był tak zmęczony, że nic mu się nie śniło, a przynajmniej nie pamiętał.
Aż do pewnego momentu.
Tak, miał dobry pomysł. Prowadził już jakiś czas niewielki sklep, który przynosił pewien zysk.
Dlatego postanowił zrobić małą wystawę i nieco się zabawić. Kupił eleganckie ubranie, wystroił się i tak paradował, pokazując przybyłym swoje prace. O każdej miał jakąś anegdotę. A to o owadzie, co przeszkadzał mu w pracy i wreszcie użądlił, a to na temat niezwykłego materiału sukienki, sprowadzonego z dalekiego kraju.
Potrafił czarować słowem.
Ludzi przybywało więcej i więcej, polecano go.
Aż do środka weszła najbardziej czarująca istota, jaką widział w życiu.
Przepiękna, młoda kobieta, która najwyraźniej była zainteresowana tym, co tworzył.
- Pani – skłonił się przed nią – to dla mnie zaszczyt.
Oprowadził ją, ignorując przy tym innych.
Jeszcze tego wieczoru poznał jej imię.
- Emma – powiedziała cicho, a on zaniemówił.
- To niezwykłe – szepnął.
Spytała, co w tym niezwykłego. On odpowiedział, że to teraz nieważne. I że musi ją poznać.
Nie było łatwo, och, zdecydowanie nie.
Piękna Emma nie była tak skłonna do spędzania z nim czasu, jak nazwana tak niegdyś lalka. Wreszcie, po długich staraniach, mnóstwie spotkań, namowach i wszelkich sposobach, jakie stosował, zgodziła się zostać jego żoną.
Był to najpiękniejszy dzień w życiu człowieka, którego nazwano Kolekcjonerem.
Poczuł, że wreszcie wszystko jest na swoim miejscu. Przeszkadzało mu jedynie jakieś odległe wspomnienie o chłopcu, który poszedł kiedyś tam, gdzie nie powinien.
I przyniósł ze sobą sny.
Och, o nich pamiętał doskonale. Przecież nigdy go nie opuściły. Postarał się jednak o to, by ona nie wiedziała.
KLARA
- Tristanie – odezwała się do niego cicho, przerywając pocałunek. Nie chciała tego, było jej tak dobrze! Równocześnie bardzo pragnęła dowiedzieć się całej prawdy. – Jest jeszcze jedna rzecz, pewne niedopowiedzenie.
- Jakie?
- Co dzieje się z tobą w ciągu dnia?
Odwrócił wzrok.
- Ja...
- Proszę. Po prostu mi powiedz.
Lecz właśnie wtedy skończył im się czas.
KOLEKCJONER (wspomnienia)
- Moja pani – mówił do niej. – Jesteś najpiękniejszą kobietą, jaka chodziła po ziemi.
- Tylko najpiękniejszą? Moja uroda to nie wszystko.
- Oczywiście, że nie. Po prostu...
- Tworzysz lalki – skrzywiła się. – Myślisz, że nie wiem, jak mnie do nich porównujesz?
- Gdzieżbym śmiał! To tylko nieożywione przedmioty, nic więcej.
- Spędzasz ze mną zbyt mało czasu. Czasem sama chciałabym być jedną z nich – sięgnęła po jedną z lalek i chwilę się jej przyglądała, po czym rzuciła w kąt.
- Nie mów tak – pocałował ją – Wtedy nie mógłbym z tobą rozmawiać. A przecież uwielbiam to robić.
- Wiesz co? Będziesz musiał przemyśleć swoje priorytety.
- Tak? Dlaczego? – mruknął tuż przy jej ustach.
- Będziemy mieli dziecko.
Wstał.
- Niemożliwe.
- Możliwe, kochanie.
- Nie – zaczął chodzić po sypialni.
- Tak – powtórzyła. – Jestem w ciąży, kochanie. Nie cieszysz się?
- Jasne, że się cieszę! Po prostu mnie zaskoczyłaś.
- Myślałam, że będziesz szczęśliwy.
Wziął głęboki oddech.
- Kiedy cię poznałem, moje sny przestały być aż tak okrutne – powiedział bardziej do siebie niż do niej. – Mimo to mam wrażenie, że nie udało mi się uciec.
- O czym ty mówisz? – podniosła się lekko.
- Nic takiego.
- Powiedz. Mi.
Westchnął ciężko.
- Może pewnego dnia.
- Czy to ma coś wspólnego z tymi okropnymi księgami, jakie trzymasz schowane w kufrze?
Odwrócił się na te słowa gwałtownie.
- Skąd o nich wiesz?
- Jestem twoją żoną. Wiem wiele rzeczy.
- Nie zaglądaj tam więcej. To nie są sprawy dla kobiet.
Emma aż syknęła, ale nic na to nie powiedziała.
- Myślisz, że dla mnie to przyjemne? – zaczął gestykulować. – Nie! Robię to, bo muszę. Żeby zapewnić bezpieczeństwo... tobie. A teraz również naszemu dziecku.
Spojrzał wymownie na jej brzuch. Być może faktycznie ostatnio Emma wyglądała nieco inaczej. Poczuł wstyd, że tego nie dostrzegł.
- Poza tym ktoś mi kiedyś powiedział, że będę kimś wielkim. Staram się nim być. Dla ciebie!
- Kochanie, wiesz doskonale, że nie potrzebuję...
- Teraz tak myślisz – stwierdził gorzko. – Nadejdzie czas, gdy zrozumiesz.
Bo przecież nie zrezygnował ze swojego celu, nie tak do końca.
Choć miał wrażenie, że miłość do żony była jego słabością.
Nie lubił być słaby.
***
Ich syn przyszedł na świat wiosną, gdy zakwitły tulipany.
Stał się dla swej matki słońcem, oczkiem w głowie.
- Dziecko wiosny – powtarzała Emma. – Zrodzony, by wszystko znów zakwitło.
Mówiąc to miała na myśli ich szczęście, które ostatnio jakoś uciekło. Mąż odsunął się od niej i miała nadzieję, że go odzyska.
Po części tak się stało.
- Nie sądziłem, że będę tak kogoś kochać – szeptał do siebie.
Musiał walczyć, nie pozwolić koszmarom tego zniszczyć.
Nawet jeśli widział w nich, jak jego bliscy odchodzą.
A on nic nie może zrobić.
GDZIEŚ W DOMU KOLEKCJONERA
W mrocznym i posępnym pokoju, gdzie nie ma okien, stoi Pierwsze Lustro.
Mało kto wie o jego istnieniu. Nieliczni sądzą, że zostało rozbite i nic po nim nie zostało.
Cóż za naiwność.
Pierwsze Lustro ma tę szczególną cechę, że powstało dawno, dawno temu w innym świecie. Mawiają, iż mieszka w nim bardzo stary potwór.
Może tak, może nie.
Prawdą jest, że w pokoju pali się kilka świec.
Prawdą jest również, że naprzeciwko stoi odlany z ołowiu żołnierz.
On również ma szczególną cechę – skrzydła, z czego jedno jest całe, drugie zaś nadłamane.
Żołnierz stoi tam w konkretnym celu.
Wie, że istota mieszkająca w Lustrze żywi się strachem. Istota wie z kolei, że tamten ma go w sobie dużo.
Pewnego dnia będzie wystarczająco silny, by wyjść na wolność.
Na razie ciemne maski dymu sięgają do żołnierzyka, którego nocami właściwie tam nie ma.
Dobrodziej – tak kazał siebie nazywać potwór – ma wprawę w zsyłaniu koszmarów, przecież tyle lat wprawiał się na swoim wspólniku.
Tristan widzi, jak Edmund umiera w jego ramionach, a potem zmienia się w Klarę. Ona również odchodzi, patrzy na niego wielkimi oczami i błaga, by ją ratował, a on nic nie może zrobić.
Krzyczy bezgłośnie.
___________________
Zaskoczeni obrotem spraw?
Myślę, że ten rozdział jest jednym z bardziej przełomowych - przynosi trochę odpowiedzi, ale też pytań.
Dajcie znać, co myślicie!
Przyznam, że również był dość trudny do napisania, zwłaszcza do napisania. I, cóż - teraz już raczej nie zwalniamy tempa
Jak zwykle dziękuję Wam za gwiazdki i komentarze <3 Do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro