rozdział ósmy
Następnego dnia, jak gdyby nigdy nic, zaniósł ją ze sobą do sklepu.
Stojąc na półce miała czas, by pomyśleć.
Zastanawiała się, czy zabierał ze sobą każdą z porwanych dusz, czy też upodobał sobie właśnie ją. W każdym razie raz na jakiś czas, kiedy akurat nie było żadnych klientów, podchodził do niej i mówił coś zupełnie błahego. Dzielił się spostrzeżeniami na temat swojej pracy, pogody, czy ludzi, którzy właśnie wyszli.
Klara nieco się uspokajała po początkowym szoku, jaki wyniknął ze zmiany postaci.
Przez ostatni czas starszy mężczyzna robił wszystko, by uzyskać jej zaufanie, by spojrzała na niego nieco przychylniej. Opowiadał jej coraz więcej, wciąż jednak unikając własnej dokładnej historii. Dzielił się niejasnymi wspomnieniami i Klara miała wrażenie, że choć są szczere, to starannie dobrane. Dlatego początkowo dokładnie analizowała jego słowa, później czasem ignorowała, by w końcu faktycznie zacząć słuchać.
Mówił jej, że spędził dzieciństwo na wsi.
Mówił, że potem wyjechał do wielkiego miasta, by tam mieć więcej szans na rozwój.
Mówił i mówił, ale tylko o sobie, nie wspominając ludzi, którzy musieli mu przecież towarzyszyć. Nie zająknął się ani słowa na temat tego, jak stał się tym, kim jest.
Dziewczyna uznała, że pragnie pokazać jej, iż podobnie jak ona wywodzi się ze świata ludzi, jest człowiekiem z krwi i kości, nawet jeśli posiada umiejętności, które mroziły krew w żyłach.
Pewnego wieczoru rozmowa z innymi duszami nabrała zupełnie inny charakter.
Zwykle nie przysłuchiwała się im zbyt uważnie, pogrążona we własnych myślach. Dawniej uważniejsza, teraz nieco mniejszą wagę przywiązywała do szczegółów. Nie była zadowolona z tej zmiany, która w niej zaszła, mimo to nie starała się nic z tym zrobić.
Bała się przywiązać do innych dusz, z którymi dzieliła los. Na wypadek gdyby i one w końcu ją opuściły. Dlatego każdego wieczoru obiecywała sobie, że tym razem postara się ich poznać, ostatecznie nigdy tego nie robiąc.
Jej uwagę zwróciły słowa lalki stojącej obok.
- A ty? Zagrałaś z nim? – spytała nieoczekiwanie.
- Słucham? – wyrwana z otępienia Klara nie wiedziała, o co chodzi.
- Wiesz, w jakąś grę. Podczas przyjęcia.
Dziewczyna zawahała się.
- Tak.
- Wygrałaś?
- Nie.
- Podobnie jak większość z nas. On czasem pozwala, by o coś zagrać. Nigdy o nic naprawdę istotnego, rozumiesz. Nie o własną duszę. Ale można... Można zyskać, jeśli ma się szczęście i spryt.
- Te przyjęcia...
- Nie wolno nam o nich mówić – pokręciła głową lalka. – Przykro mi.
- Dlaczego?
- Takie są zasady – szepnął pajacyk.
- Ja... - Klara nie wiedziała, co powiedzieć. Miała tak wiele pytań. Wiedziała jednak, że prawdopodobnie na żadne z nich nie uzyska tutaj odpowiedzi.
- Gdybym mogła, grałabym za każdym razem, byle odzyskać samą siebie – usłyszała piskliwy głosik nakręcanej myszki. – Grałabym przez całą wieczność.
- Jak niemal każdy z nas – dodał słoń.
Dziewczynie nie dawało spokoju, co zyskałaby, wygrywając w szachy. Czy dzięki temu poznałaby odpowiedzi? A może jej los stałby się nieco lepszy? Z drugiej strony przegrać ponownie byłoby dla niej ogromną porażką.
Nie miała jednak nic do stracenia. Dlatego gdy nadszedł czas kolejnego balu, kiedy tylko nadarzyła się okazja, odsunęła krzesło naprzeciwko zaskoczonego Kolekcjonera, oznajmiając:
- Chcę rewanżu.
- Dlaczego?
- Mogę zagrać? – spytała niecierpliwie. Być może tym razem uda jej się przeciągnąć grę znacznie bardziej, dzięki czemu mniej czasu pozostanie na całą przykrą resztę.
Kolekcjoner zmrużył oczy.
- Nie uważam, by był to dobry pomysł.
- Najgorszy – wtrącił jeden z gości, lecz przysunął się nieco, by móc wszystko dobrze zobaczyć.
Klara skupiła się tak, jak jeszcze nigdy, wyobrażając sobie, że to zwykła rozgrywka, nic ponadto. Ot, nieco zabawy podczas deszczowego dnia, jak to niegdyś bywało z ojcem. Starała się patrzeć jedynie na planszę, by nie widzieć twarzy przeciwnika. Wówczas, mając przed sobą jedynie jego pomarszczoną przez starość dłoń mogła sobie wyobrażać, że siedzi przed nią tata, choć może trochę starszy. Może po prostu minął czas i teraz oboje są zawieszeni gdzieś w próżni, gdzie wspólnie grają, chociaż nie ma ich już na świecie.
Wygrała.
***
Prędko zdała sobie sprawę ze swego błędu.
Zapewne należało spytać najpierw, o co toczy się gra.
Teraz jednak było już za późno.
Nagle wszystko wokół niej zawirowało. Słyszała z każdej strony przeróżne dźwięki, jedne tak nieprzyjemne, że zrobiłaby wszystko, byle ich nie słyszeć, podczas gdy inne piękniejsze od najwspanialszej z zasłyszanych melodii, tak słodkie, iż jednocześnie wyciskały łzy i napełniały duszę uniesieniem.
Pod koniec zakręciło jej się w głowie i poczuła, że odzyskuje władzę nad własnym ciałem, co było po stokroć wspanialsze niż cokolwiek, czego do tej pory doświadczyła. Mogła jedynie rozkoszować się tym, jak na powrót może poruszać wszystkimi członkami bez żadnych ograniczeń, jak znów jest w stanie wypowiedzieć wszystko, czego tylko pragnie – co wypróbowała, wykrzykując w powietrze przypadkowe słowa oraz, co najważniejsze, serce zabiło jej w piersi z całą swą mocą.
Pierwsze sekundy były zatem najczystszą rozkoszą, radością znaną jedynie bogom, czymś tak niesamowitym, że wycisnęło z niej płacz. Zmęczona padła na zimną podłogę, która nagle pojawiła się pod jej stopami i przyciągnęła ją do siebie. Leżąc tak, śmiała się na przemian i płakała, myśląc, jaki to cud być sobą.
Lecz niestety, nie trwało to wieczność. Gdy otworzyła oczy, ujrzała nad sobą sufit zdobiony witrażami przedstawiającymi sceny do tej pory jej nieznane, niepochodzące z całą pewnością z Biblii ani żadnej czytanej przez nią księgi. Byli tam królowie i królowe, sławiący piękno natury, rozrastającej się w całej swej chwale. Z ogromnym pietyzmem ukazano nań drzewa uginające się od owoców i sięgające nieba, kwiaty wspanialsze od jakichkolwiek przez nią poznanych, rwące rzeki, majestatyczne góry, wreszcie słońce, księżyc i gwiazdy. Pod nocnym niebem siedziały strojnie ubrane postaci, splecione ze sobą w miłosnym uścisku.
Podniosła się lekko, oparła na łokciach i powoli rozejrzała dookoła.
Znajdowała się w jakiejś komnacie, zarazem podobnej i niepodobnej sali, z której udało jej się wydostać. Lecz jak do tego doszło?, zastanawiała się gorączkowo, próbując przypomnieć sobie ostatnie wydarzenia. Wygrała z Kolekcjonerem, to ostatnie, co zapamiętała. Co było później? Czy od razu to przedziwne uczucie? Może wtedy umarła tak naprawdę i teraz jest w zaświatach? Raz jeszcze się rozejrzała.
Wówczas dostrzegła, że wraz z nią jest tu ktoś jeszcze. Krzyknęła, widząc tego mężczyznę, który zdawał się ją prześladować.
Jak nazwał go Kolekcjoner? Aniołem Śmierci, tak właśnie. Musiał nim być, zabrał ją najwyraźniej za kurtynę i teraz stała się niczym więcej jak duchem. Lecz czy będąc duchem, można czuć się bardziej ludzką, niż zwykle? Przełknęła ślinę, bojąc się odezwać Plecy przycisnęła do chłodnej ściany i czuła, jak jej serce pompuje krew w zabójczym tempie. Oddychała prędko, nierówno, jak zaszczute zwierzę.
Lecz on nie sięgnął po broń, nie podbiegł prędko do niej, nie złapał jej ani nie zrobił niczego równie gwałtownego. Zamiast tego przykucnął, spojrzał jej w oczy i rzekł spokojnie:
- Nie musisz się już bać, panienko.
Bała się. Tak bardzo się bała, bo przez ostatni czas próbowała być odważna, starała się jak mogła, by nie stracić nad sobą panowania, poza tym wszystko w niej było tak nieznośnie przytłumione. Dopiero teraz wszystkie emocje uderzyły ją tak mocno, że niemal wydusiły z niej oddech i sprawiły, że w głowie miała jeden wielki chaos.
Zdała sobie sprawę, jak bardzo otępiona była w mechanicznym ciele.
- Gdzie ja jestem? – udało jej spytać przez ściśnięte gardło.
- W bezpiecznym miejscu.
- Nie jestem przekonana. Tamten pokój... On też wydawał się bezpieczny.
Wiedział, co ma na myśli.
- Jeśli wstaniesz, panienko, będziesz mogła podejść do okna.
Ostrożnie podniosła się, przytrzymując ściany.
- Śmiało – zachęcił ją. Otworzył okno, wpuszczając do środka chłód, po czym sam odsunął się, za co była mu wdzięczna.
Odważyła się spojrzeć, wdychając jednocześnie do płuc świeże powietrze.
Ujrzała w dole miasto oświetlone tysiącem świateł. Domy o złotawych ścianach stały bez żadnego na pozór porządku, zaś między nimi ciągnęły się wąskie, brukowane uliczki. Były tam też budynki przypominające świątynie, mniejsze i większe, niektóre o strzelistych wieżycach, inne płaskie. Z licznych fontann strzelała w górę woda, zbudowano też wiele posągów. Tyle Klara mogła zobaczyć z wysokości, na jakiej się znajdowała. Gdyby teraz mogłaby tam zejść i na własną rękę zwiedzić to osobliwe miasto, nie wahałaby się ani chwili.
- Gdzie ja jestem? – powtórzyła pytanie.
- Nazywają to Miastem Pomiędzy – usłyszała. – Pomiędzy tym, co żywe, a tym, co już odeszło. Mieszkają tam ci, dla których przejście dalej nie było oczywiste. Którzy chcą jeszcze przez moment zatrzymać się gdzieś i dopiero później ruszyć w dalszą drogę.
- Ach – Klara zapatrzyła się na Miasto, próbując wszystko zrozumieć. – Zatem...
- Nie jest tutaj tak, jak u Kolekcjonera. Nie ma mrocznych przyjęć, nie ma strachu ani niczego podobnego. Czasem ludzie boją się duchów; zupełnie niepotrzebnie. Są one zaledwie cieniem tego, co po drugiej stronie.
- Jeżeli tu jestem... - wzięła głęboki oddech. – Czy to znaczy, że umarłam? Że zabrałeś mnie ze sobą?
Minęła chwila, nim odpowiedział.
- Znalazłaś się tutaj – zaczął powoli – ponieważ wygrałaś z Kolekcjonerem w szachy. Poprzednim razem przypomniałem mu o czymś i postarałem się, by dał ci szansę.
- Szansę?
- Na ucieczkę stamtąd – odparł. – Na tyle, na ile było to możliwe. Gdy wzejdzie słońce, wrócisz tam, jeśli się zastanawiasz.
W istocie, myślała o tym. Nie była pewna, czy wolałaby wrócić tam, gdzie było już dla niej znajomo, czy zostać tu, gdzie dla odmiany cisza, spokój i chłód nocy otuliły jej ciało.
- Nie wiedziałam o tym.
- Jest panienka zła?
- Nie wiem – pokręciła głową. – Nie wiem już nic.
Poczuła, że podszedł.
____________
notka od autorki:
Jak zwykle dziękuję Wam za wszystkie wyświetlenia, gwiazdki i komentarze - wiele dla mnie znaczą!
Ten rozdział jest dość przełomowy, od niego zacznie się nieco inna perspektywa. Sama jestem podekscytowana rozwojem wydarzeń :D Zarówno ta historia jak i bohaterowie są dla mnie bardzo ważni i cieszę się, że wreszcie mogę nimi z Wami podzielić!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro