rozdział dziesiąty
Wówczas, gdy tylko wypowiedział te słowa, płatki kwiatu rozchyliły się, ukazując środek. A tam schował się jakby cały Wszechświat, zachwycający głębią barw i czymś specjalnym, czego Klara nie dałaby rady opisać. Było to zaledwie wrażenie, lecz tak intensywne i uroczyste, że aż westchnęła przejęta.
To nie wszystko, bowiem po chwili coś się tam poruszyło i gdy dziewczyna nachyliła się lekko, spomiędzy płatków wyleciał maleńki, srebrno-niebieski motylek i przez moment zatrzymał się tuż przed jej twarzą.
- Nazywają te motyle Pamiętającymi, gdyż budzą je wspomnienia - odezwał się Tristan. - Dusze przychodzą tutaj od czasu do czasu, by móc wciąż pamiętać.
Klara spojrzała na niego zdumiona.
- Nigdy nie słyszałam o czymś podobnym.
- To tajemnica. Ale wśród żywych te owady mają podobne znaczenie; symbolizują wolność, odrodzenie czy wejście na inny poziom istnienia. Dusze zyskują skrzydła, aby móc odlecieć z Miasta Pomiędzy ku nieznanemu.
- Widziałeś już coś takiego?
Przytaknął.
- Wiele razy.
Wtedy Klara przypomniała sobie o jego wcześniejszych słowach.
- Urodziłeś się jako człowiek - stwierdziła.
- Owszem. Było to jakiś czas temu i od tamtej pory wiele się zmieniło.
- Znałeś Kolekcjonera?
Tym razem to ona zaskoczyła jego.
- Można tak powiedzieć - ale nie dodał nic więcej.
- Mogłabym spróbować? - wskazała na jeden z kwiatów.
- Oczywiście. Należy podzielić się jakimś ważnym dla ciebie wspomnieniem.
Zastanowiła się, nim zdecydowała na coś konkretnego. Nie zamierzała dzielić się niczym szczególnie intymnym, gdyż nie czuła się swobodnie w towarzystwie Tristana. Z drugiej strony sama chciała sprawić, by ujrzał ją jeden z Pamiętających, podobnie jak chciała ponownie przeżyć cały ten niezwykły proces. W końcu, mając w głowie obraz odlatującego motyla, powiedziała:
- Zatem... Kiedy za pierwszym wykonałam poprawnie cały układ, poczułam się, jakbym uniosła się ponad chmury i tam pozostała.
Stało się to samo, co poprzednio, tyle że teraz poświęciła całości więcej jeszcze uwagi i przypatrywała się, próbując dostrzec każdy najmniejszy szczegół.
- Co się z nimi dzieje, gdy odlatują?
Tristan zadumał się na moment.
- To zależy. Czasem gdzieś odlatują, niesione wiatrem, być może trafiając do jeszcze innych światów. Innym razem przyzwyczajają się do tego, kto je uwolnił i zostają z nim na dłużej. Znałem niegdyś starsze dusze, które bardzo chciały pamiętać, lecz przechodziło im to z trudem nawet tutaj. Dlatego przychodziły na łąkę, szeptały najcenniejsze wspomnienia i wówczas motyle obsiadały je, pomagając zachować pamięć.
- Są piękne.
Kiwnął głową.
- Zdecydowanie.
- Przychodzisz tutaj często, prawda? - odgadła.
- Jesteś spostrzegawcza.
- Zatem miałam rację.
Na jego twarzy zadrgał słaby uśmiech.
- Tak. Tak, zdarza się, że przychodzę co noc. Jest wiele rzeczy, które muszę pamiętać.
Na słowa spoważniał.
- Musisz, sir?
- To długa historia - uciął i wstał, otrzepując lekko spodnie. - Jeśli nadal masz ochotę, wciąż zostało trochę czasu, by zwiedzić miasto. Mieszka tam Małgorzata, którą, zdaje się, już poznałaś.
Pamiętała Małgorzatą i skłamałaby mówiąc, że o niej nie myślała. Kobieta zrobiła na niej pewne wrażenie i sprawiła, że Klara zastanawiała się nad jej losem. Kto mógł być tym, dla którego zrezygnowała na pewien czas z pójścia dalej?
- Małgorzata jest szczególna - podchwycił, jakby usłyszawszy jej myśli. - Większość dusz zostaje, bo boi się tego, co za zasłoną. Jednak ona zrobiła to z innego powodu. To jednak należy do jej własnej historii, dlatego jeśli będzie gotowa, opowie ci ją.
Klara skinęła głową i podążyła za Tristanem. Nim się spostrzegła, minęli łąkę i znaleźli się na brukowanej ulicy Miasta Pomiędzy. Mimo późnej, nocnej godziny nadal było tu głośno, a dusze siedzące na zewnątrz spoglądały z ciekawością na przybyszów. Tristan pozdrawiał mieszkańców, a oni zdawali się wówczas uspokajać, rozpoznawszy go.
- Rzadko tu bywasz? - szepnęła dziewczyna.
- Niezbyt często - przyznał. - Mam... inne rzeczy na głowie.
Z ziemi Miasto Pomiędzy wyglądało inaczej. Co prawda wszystkie nie zniknęło oczywiście nic z tego, co widziała z góry, jednak teraz mogła dojrzeć również szczegóły, zmieniające nieco ogólny obraz.
W kałużach pod stopami nocne niebo odbijało się tak mocno, iż Klara miała wrażenie chodzenia po nieboskłonie. Mijane budynki migotały, zbudowane jakby z nieznanej żywym substancji, nie traciły jednak nic ze swojej prawdziwości i nadal były w pełni materialne.
Dotknęła murów jednego z nich by przekonać się o tym na własnej skórze.
Tu i tam rosły też kwiaty, choć innego gatunku, niż te chowające w sobie motyle. Płatki tych tutaj przybierały barwy soczyste, jak świeże, pełne soków owoce czy dzieła szalonego artysty z farbami rozlanymi po sztaludze.
Wreszcie dotarli do niewielkiego domku otoczonego niewielkim ogródkiem z mnóstwem rosnących roślin.
W chwili, gdy Tristan otworzył furtkę, zza rogu wynurzyła się Małgorzata z koszem pełnym owoców i biegnącym tuż obok psem.
- Wczesna jeszcze godzina - rzekła kobieta, patrząc w górę. - Stary Mędrzec nie usiadł jeszcze w kręgu ze swoimi dziećmi.
Widząc zdumioną minę Klary dodała pospiesznie:
- Tu gwiazdy są inne, inaczej się też poruszają, panienko. Nie są tak... przewidywalne, choć pewne ruchy zdarzają się co noc. Jednym z nich jest wędrówka Starego Mędrca, który wraz z zachodem wychodzi na pastwisko ze swymi owcami, później, gdy zapada zmrok, spotyka Wilka, by wreszcie przysiąść nad stawem i tam opowiedzieć Chłopcu swoje dzieje. Na koniec przysiada ze swoimi dziećmi i wnukami przy Wiecznym Ogniu, to ta najjaśniejsza z gwiazd, a tam rozmawiają, piją i wspominają. Są tacy co powiadają, że Stary Mędrzec istniał niegdyś naprawdę i on także zamieszkiwał początkowo Miasto Pomiędzy, by w pewnym momencie ruszyć w drogę i zajść do nieznanych nikomu krain.
- Zostało jeszcze zatem kilka godzin - rzekł Tristan. - Trzy, może cztery, nim wstanie słońce.
„Nim wrócę do Kolekcjonera."
Nachyliła się, by dotknąć sierści psa. On także był całkiem prawdziwy i ucieszył się z tych pieszczot, machając ogonem.
- Muszę iść - oznajmił wówczas mężczyzna, a Klara spojrzała na niego pytająco.
- Wzywają mnie obowiązki. Małgorzato, jeśli to nie problem...
- Pokażę panience wszystko - zwróciła się do Klary kobieta. - Wszystko, co tu rośnie, jeśli oczywiście zechce zobaczyć.
- Oczywiście.
Tak też się stało. Przez czas, jaki pozostał do świtu, obie krążyły po ogrodzie, schylając się gdzieniegdzie, by lepiej móc zobaczyć każdą z niezwykłości.
W pewnej chwili Małgorzata wyjęła z koszyka jeden z owoców i zaproponowała go dziewczynie.
- Mogę jeść?
- Naturalnie, panienko. Powinnaś. Tutaj twoje ciało jest znacznie bardziej materialne i śmiertelne niż moje, a nawet ja czasem próbuję czegoś z tego, co uda się wyhodować.
Klara niepewnie przyjęła prezent i uniosła go ust. Pierwszy kęs był niepewny, gdyż nie wiedziała, czego się spodziewać, ponadto od dawna nie jadła. Rzeczywiście, czuła głód, choć nie tak silny, jak dawniej.
- Smaczne - orzekła.
- Panienka jest strasznie nijaka - skrzywiła się Małgorzata. - Znałam dzieci, które spróbowawszy czegoś podobnego, skakałyby do góry z radości.
- Ale ja...
- Nie o to mi chodzi. Po prostu... Czy jest coś, co panienkę fascynuje? Ale tak naprawdę?
- Oczywiście! - krzyknęła Klara, niemal tupiąc nogą.
- Ha! Chciałabym wiedzieć, co to takiego.
- Taniec. Taniec zawsze był moją wolnością, moją miłością i...
- Niech panienka zatańczy.
Nie wiedząc, co odpowiedzieć, Klara rozejrzała się dookoła niepewnie, aż w końcu wykonała kilka niepewnych ruchów. Widząc minę Małgorzaty, zrobiła to jeszcze raz, dokładniej. Ale nie wyszło tak, jak chciała. Za każdym razem, gdy próbowała wrócić do tego, co dawało jej tak wielką satysfakcję, napotykała pewien opór.
Zorientowała się prędko, że to za sprawą tego, iż w ostatnim czasie za każdym razem zostawała do tańca przymuszana. Pamiętała dotyk demonicznych dłoni na swoim ciele i to, w jaki sposób zachowywał się jej umysł podczas tamtych przyjęć, gdy była do głębi przelękniona.
- Coś mi się widzi, że musi sobie panienka wszystko przypomnieć - pokiwała głową Małgorzata. - Znałam kiedyś kogoś, kto ponad wszystko kochał jazdę konną, lecz po przykrym upadku coś się zmieniło.
- Ach? - Klara odwróciła się zaciekawiona.
- Czasem ponad wszystko trzeba walczyć o siebie - westchnęła Małgorzata.
- Ten ktoś, o kim mówiłaś. Czy wrócił do swojej pasji?
- W końcu tak. Ale droga była długa.
Na chwilę zamilkły.
- Od czego się u panienki zaczęło z tym tańcem?
Klara mówiła, a jej oczy rozbłyskiwały coraz bardziej, gdy myślała o początkach. O balecie, jaki widziała wraz z ojcem tamtego dnia.
- Balet opowiada zatem pewną historię - podsumowała kobieta.
- Oczywiście, właśnie o to chodzi.
- Zatem proszę mi opowiedzieć, panienko - poprosiła Małgorzata. - O tym wszystkim, co nie daje panience spokoju albo o tym, co ją raduje. Cokolwiek, byle wyzwoliło jakieś uczucia.
Zatem Klara opowiedziała. Historię smutku, tęsknoty, pasji i bólu. Po jej policzkach płynęły łzy i oddychała szybko. Chociaż tym razem towarzyszyła jej złość, coraz lepiej rozumiała samą siebie i swoje emocje.
Po jakimś czasie ogólny nastrój zmienił się i stała się delikatniejsza, potrafiła znów wykonać skomplikowane figury i to na tyle subtelnie, jak była w stanie. Wiedziała, że gdyby zaczęła ćwiczyć dużo wcześniej, osiągnęłaby więcej. Podobnie jak zdawała sobie sprawę, jak bardzo Małgorzata jej pomogła. Gdyby nie odtańczony właśnie układ zapewne zwlekałaby dłużej i tańczyła jedynie wtedy, gdy nie chciała. Wówczas kojarzyłoby się jej to jedynie z niewolą. Zapewne pewnego dnia nie pamiętałaby, jaką jej to kiedyś sprawiało przyjemność.
Kobieta przyglądała się jej z uwagą, by na koniec krótko zaklaskać i powiedzieć: - Widzi panienka, teraz to zupełnie co innego!
Klara podeszła do niej z zaróżowionymi policzkami.
- Proszę nie zapominać, dlaczego panienka to robi.
Dziewczyna kiwnęła głową.
- Oni nie mogą tego zniszczyć - kontynuowała Małgorzata. - No, skoro panienka podzieliła się ze mną własną historią, powinnam się jakoś odwdzięczyć.
______________________
notka od autorki:
Jak zwykle dziękuję Wam za wszystkie wyświetlenia, gwiazdki i komentarze! Życzę Wam również miłego dnia / wieczoru / nocy oraz udanego lata!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro