rozdział dwunasty
Jak bardzo chełpił się swoją wygraną!
Jak pewny siebie był teraz, wyprostowany i o bystrym spojrzeniu.
Odzyskał to, co zwykle mu zabierano i dumnie obszedł stolik, kładąc dłoń na jej ramieniu.
- Dobrze się stało, moja mała tancerko – wyszeptał jej prosto do ucha. – Dziś zostaniesz ze mną.
Ale ona zgarbiła się i tylko czekała na dalszy rozwój wydarzeń.
W pewnym momencie jeden z gości zażądał, by Kolekcjoner wyjął inne dusze. Najwyraźniej znudziła im się już Klara i chcieli zabawić się też innymi.
Nie patrzyła, jak kolejne dusze powstawały z ziemi, z powrotem w swoim rozmiarze.
Zwróciła uwagę dopiero na jedną z kobiet, która wydawała się szczególnie zagubiona.
- Czy mogę jakoś pomóc? – spytała Klara, choć dobrze wiedziała, że niewiele jest w stanie zrobić dla nieznajomej.
- Nie – odparła tamta i rozbieganym spojrzeniem przemknęła przez salę. – Nie, ponieważ to nic nie da. Jesteśmy tutaj obie i zaraz po nas przyjdą.
- Nazywam się Klara – dziewczyna wyciągnęła w jej stronę dłoń. Może to głupie ale poczuła, że za wszelką cenę muszą zachować tożsamość. Imiona były ważne.
Po chwili wahania tamta dotknęła jej dłoni.
- Mam na imię Barbara.
- Zostańmy razem, choć przez moment – zaproponowała Klara. Zaraz ktoś się nimi zainteresuje. Ale nim to nastąpi mogły choć na chwilę udawać, że wcale nie. Że przyszły tu wspólnie i nikt ich nie dotknie, może nawet ich nie widzą.
- Dziękuję – rzekła Barbara z wdzięcznością, rozglądając się znów dookoła. – Inni... boją się. Tak jak ja.
- I ja.
Kobieta spojrzała na nią, a Klara potrząsnęła głową, jakby próbując pozbyć się nieprzyjemnych myśli.
- Właśnie dlatego chcę ci pomóc. Wiem, jak to jest.
- To ty, prawda? Ta, której udało się na moment uciec.
- Tak i nie. Trafiłam do dziwnego świata.
- Słyszałam coś na ten temat. To tam, skąd zwiesza się kurtyna, prawda? Przejście.
- Być może.
- Nie, nie wolno chyba zbyt wiele o tym mówić – Barbara zagryzła wargę. – Ale... Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się tam trafić. I za wiele, wiele lat spotkam swoją córkę. Powiedz mi, jak tam jest? Niewiele, tylko trochę.
- To Pomiędzy – odparła Klara. – Bo nie leży ani w krainie żywych, ani zmarłych.
Barbara wzięła głęboki oddech.
- Gdyby... Gdyby minęło tyle czasu... A ty ujrzałabyś tam moją córkę... Ma na imię Eliza... - jej głos zaczął się łamać. – Ale to raczej niemożliwe, prawda?
- Nie wydaje mi się, przykro mi.
- Tak bardzo chciałabym ją znów ujrzeć – po twarzy kobiety zaczęły spływać łzy. – Moja najdroższa, mój największy skarb!
Klara pomyślała o swojej matce, której nie zdążyła poznać. Czy kochałaby ją równie mocno, jak Barbara swoje dziecko? Potem przyszła jej na myśl macocha. Dziewczyna wzdrygnęła się na to wspomnienie. Początkowo cofnęła dłoń, którą chciała położyć na ramieniu nowo poznanej. Natychmiast zganiła się za to w myślach. Jeśli ona może pomóc drugiej kobiecie... Ta przecież potrzebowała pomocy, nie chciała jej zrobić krzywdy.
- Jeśli chcesz, opowiedz mi o niej. Tam, w Mieście Pomiędzy, jest coś, co nazywają Łąką Pamiętających. Gdybym mogła, zabrałabym cię tam.
Przyciszonym głosem, ledwo słyszalnym w sali wypełnionej muzyką, wyjaśniła, o co chodzi z tamtejszymi kwiatami.
- Ja raczej nie dam rady tam trafić, choć bardzo bym tego chciała. Ale jeśli możesz, zrób to dla mnie: niech Pamiętający niosą słowa o Elizie.
- Wydaje mi się, że można dzielić się jedynie własnymi wspomnieniami.
- Spróbuj, proszę, chociaż spróbuj.
- To dla niej tu jesteś, prawda?
Barbara przymknęła oczy.
- Tak. Była tak bardzo chora, bałam się o jej życie. Ja... modliłam się i błagałam. Szukałam lekarzy. Ale nikt nie był w stanie pomóc. I wtedy pojawił się on. Mówił, że jest dla niej nadzieja. Wiesz, wydaje mi się, że nie ma rzeczy, której nie zrobiłaby matka dla swojego dziecka. Kiedy trzymałam ją w ramionach, tak kruchą i pogrążoną w gorączce... Gdy choroba starała się opanować jej małe ciałko... Są ludzie, którzy wyklęliby mnie za moje decyzje. Lecz ani sekundy nie żałowałam, że oddałam swoje życie, swoją duszę, w zamian za nią. Wiem, że wyzdrowiała. Teraz opiekują się nią dziadkowie.
- Tęskni za tobą.
- Tak, zapewne tak, choć była maleńka, gdy to się stało i to mnie pociesza. Gdyby czas nieustannie się cofał, za każdym razem postąpiłabym tak samo. Dla niej zniosłabym wszystko.
Klara, nie znalazłszy odpowiednich słów, po prostu ją przytuliła.
I właśnie wtedy je rozdzielono.
Do niej podszedł sam Potwór.
Oczy miał tej nocy krwawe, głodne. Patrzył na nią jak na posiłek
- Zatańczysz ze mną – oznajmił, jak za pierwszym razem. Chwycił ją za rękę i pociągnął za sobą, aż niemal straciła równowagę.
Wbił jej pazury w skórę i syknął do ucha:
- Będziesz tańczyć tak długo, jak ci każę.
Nie potrafiła dopasować się do rytmu, zapewne dlatego, że on właśnie tego chciał. Ich taniec był gwałtowny, pełen potknięć i złości.
W końcu opanowała swoje ciało i starała się za nim podążać. Gdy to nastąpiło, nachylił się do niej:
- Twoje życie dobiegło końca, nie czeka cię już nic ponad to, co teraz masz. Będziesz tu przychodzić, póki świat się kręci.
Poczuła, jak jej serce znów przyspiesza z nerwów.
- Jesteś nic niewarta – szepnął jej prosto do ucha. – Jesteś trupem.
„Nie, nie, nie. To wszystko nieprawda."
- Nie nadawałaś się do tańca kiedyś, nie nadajesz się i teraz.
Skupiła się na kolejnych krokach.
- Wszyscy cię nienawidzili, gdy jeszcze żyłaś. Od zawsze byłaś dla nich tylko przeszkodą.
„On kłamie, kłamie, kłamie!"
- Teraz – nawinął na palec pukiel jej kasztanowych włosów – jesteś naszą zabawką. Teraz będziesz robić to, co każemy.
- Nie! – niemal krzyknęła błagalnie, przekrzykując muzykę, aż kilka osób odwróciło się w ich stronę.
- Nie? – prychnął. – Ależ tak. A jeśli będziesz niegrzeczna...
Wówczas ukazał jej prawdziwe oblicze, twarz przeżartą rozkładem.
Zamiast gałki ocznej ziała głęboka dziura, z której wypełzła skolopendra. Potwór mlasnął długim jęzorem, zgarniając ją do ust z poczerniałymi zębami.
Klara usłyszała nieprzyjemny odgłos.
Zrobiło jej się niedobrze.
Spuściła wzrok, jakby to miało cokolwiek pomóc. Wiedziała, co zrobi.
Chwycił ją za podbródek i siłą skierował na siebie.
Przymknęła oczy, więc zbliżył się do jej ucha, szepcząc:
- W twoim dawnym domu teraz świętują. Mają znów pieniądze, szykują wystawne przyjęcia. Nikt o tobie nie pamięta. Wyrzucono wszystkie twoje rzeczy.
Tak właśnie podejrzewała i nie sądziła, że te słowa zrobią na niej jakiekolwiek wrażenie, a jednak.
Wzdrygnęła się.
Teraz grał słowami, więc z powrotem nałożył na swoją twarz iluzję.
- Nie pozostał po tobie nawet ślad i już nie zostanie.
Zacisnęła oczy.
- Nikt nigdy cię nie pokocha, nie tak naprawdę. Człowiek, który cię tu sprowadził, och, dla niego jesteś tylko zabawką. Podobnie jak dla każdego z nas. Z kolei tamten pomiot śmierci? Cóż, nie zdążył zabrać cię za pierwszym razem, więc będzie próbował do skutku. Rozerwie resztki twojej duszy z wściekłości, że nie poszłaś za nim. A my? My jesteśmy tym, co przychodzi po zmierzchu, kiedy znika nadzieja. Jesteśmy przerażeniem, cierpieniem, jesteśmy myślami o końcu. Jesteśmy krzykiem w ciemności, błaganiem o litość, stoimy na końcu noża i każdej broni. Stoimy w środku wojny, w ciemnej uliczce. Siadujemy na kominkach w dobrych domach. Jesteśmy uporczywą myślą, chorobliwą cerą i obrazami, które nie dają spokoju. Czaimy się tam, gdzie się nie spodziewasz. Nie uwolnisz się od nas.
Miała dość, tak bardzo dość. Próbowała uciec, jednak nie potrafiła. Straciła kontrolę nad własnym ciałem.
Odzyskała ją dopiero po chwili i, nie wahając się, zrobiła wielkie oczy w kierunku okien. Tamten, zaskoczony, chcąc zobaczyć, co ją tak wystraszyło, odwrócił się. Korzystając z chwili nieuwagi wyrwała się mu i pobiegła w stronę Kolekcjonera. Zamierzała zażądać kolejnej szansy.
- Nie – oznajmił, kiedy się odezwała. – Nie ma mowy. Jedna noc to jedna szansa.
- A jeśli ktoś zagra za nią? – usłyszała za sobą czyjś głos.
- To ty – wycedził Kolekcjoner.
- To ja – Tristan pochylił się w parodii ukłonu.
- Nie.
- Nie możesz mi odmówić i doskonale o tym wiesz.
Starzec zgrzytnął zębami, ale nie mógł odmówić.
- Nie musisz... - szepnęła Klara, ale Tristan usiadł już naprzeciwko.
- Najpierw krew – Kolekcjoner znudzonym gestem skinął do swego przeciwnego.
„Krew? Ode mnie nie żądał krwi..."
- Naturalnie – Tristan wyciągnął w jego stronę rękę, a Kolekcjoner jednym ruchem przeciął skórę nożem. Szkarłatna posoka trysnęła na stolik, szachy i wpadła do szklanej misy.
- Panie – starzec podał ją jednemu z gości, a ten wypił zawartość jednym haustem.
Klara zacisnęła palce na oparciu jednego z krzeseł.
Gra znów się rozpoczęła.
Obserwowała to wszystko z rosnącym napięciem. Tak bardzo zdenerwowana, że nie była w stanie jasno myśleć i szacować szans. Nagle wyleciało jej z głowy wszystko, co wiedziała o szachach. Mogła jedynie liczyć w duszy na jakiś akt łaski ze strony losy.
Ostatni, najważniejszy ruch rozpoznała.
Tristan wygrał.
Wygrał, a zatem razem znaleźli się znów w tamtej komnacie.
- To Księżycowa Cytadela – powiedział jej poprzednio. – Dawniej pełniła swoją rolę, strzegąc Miasta Pomiędzy. Nadal czasem... coś się przedostaje.
Nie pytała o szczegóły.
- Wszystko w porządku? – spytał ją, kiedy siedzieli na chłodnej podłodze. Skinęła głową.
- Przegrałam – oznajmiła cicho.
- Czasem tak jest. Czasem przegrywamy i nie ma w tym naszej winy.
Te słowa, wypowiedziane tak spokojnie, nieco ją uspokoiły.
- Dziękuję – rzekła w końcu z wdzięcznością.
- Przykro mi, że nie mogłem pojawić się wcześniej.
Zagryzła wargę.
- Ja...
- Chciałabyś dowiedzieć się prawdy.
Owszem, tego chciała najbardziej.
- Chodź za mną – wstał i otworzył drzwi.
Za nimi ciągnął się szeroki i długi korytarz, z mnóstwem pomieszczeń po obu stronach.
Niektóre zamknięte, inne natomiast otwarte, w większości ziejące pustką.
On zaprowadził ją tam, gdzie pośrodku stał okazały fortepian. To jego dźwięki wtedy usłyszała.
Tristan usiadł na niskim stołeczku, ona z kolei, mając do dyspozycji szezlong, stanęła przy oknie, skąd płynęło świeże powietrze. Wiatr poruszał lekko zasłoną i jej włosami, gdy tak słuchała pierwszych nut.
Poznała, że to jego pasja, coś, co jakoś go trzyma. Tak jak dla niej taniec, dla niego to muzyka była drogą do zachowania siebie.
Poruszał zręcznie długimi, szczupłymi palcami.
W jednym krótkim momencie pomyślała, że chciałaby poczuć je na swojej skórze.
Szybko się z tego otrząsnęła.
Grał tak, a jej serce powoli się uspokajało.
W końcu zamknął klapę i powiedział:
- Cóż, prawdopodobnie będzie nieco łatwiej, jeśli pójdziemy na łąkę.
Ona również o tym pomyślała. Tutaj, w murach Księżycowej Cytadeli czuła się co prawda dobrze, lecz tam, gdzie mieszkali Pamiętający przed swym odlotem... Tam było jeszcze lepiej, pełniej i tak spokojnie, że była w stanie słuchać, skupiając się i nie myśląc o rzeczach, jakie przynosiły jej smutek.
______________
notka od autorki:
Następnym razem wiele się wyjaśni! Jestem podekscytowana na myśl, jak wiele wątków rozwiną kolejne rozdziały i na pisanie fragmentów, na które czekałam od dawna :D
Rozdziału trzynastego możecie spodziewać się w tym tygodniu, ale nie wiem jeszcze, kiedy dokładnie. Jutro są moje urodziny, z kolei następne dni też będą dla mnie zajęte, ale pisanie jest dla mnie niezwykle ważne, więc z pewnością wygospodaruję nieco czasu.
Jak zawsze bardzo dziękuję Wam za wyświetlenia (razem już niemal 1000!), gwiazdki i komentarze. Jest mi niezwykle miło, że podobnie jak ja, doceniliście historię Klary.
Wszystkiego dobrego dla Was!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro