Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rozdział dwudziesty dziewiąty

KLARA

Z fascynacją patrzyła, jak starzec pochyla się nad jednym z kokonów i sprawdza, czy aby się nie pomylił, bo to przecież niemożliwe, by choć jeden przetrwał.

A jednak! Wyprostował się i pokręcił głową z niedowierzaniem.

- Doprawdy niecodzienna sprawa – szepnął. – Nie przypuszczałem, że to może się udać. To zmienia postać rzeczy.

- Jeden kokon to chyba zbyt mało, prawda?

Tym bardziej, że ten był wyjątkowo mały – zmieściłby się jej na palcu. Pozostałe, choć mniejsze od zwykłych, przerastały go.

- Lecz mimo to daje nadzieję, panienko. Być może jego rozmiar sprawił, że przetrwał. A może nie. Trudno powiedzieć. Prawdę mówiąc doskonale, że się tu spotykamy; nie jestem w stanie zrobić nic sam – te słowa wypowiedział z irytacją właściwą komuś, kto dawniej sam załatwiłby wszystko, tymczasem teraz musiał polegać na pomocy innych.

- Nie jestem pewna, czy aby...

- To zawsze dobry początek, panienko. Spieszmy się, gdyż nie zostało wiele czasu.

- Owszem, jest ktoś, komu bardzo chciałabym ulżyć – rzekła, myśląc o tamtej kobiecie cierpiącej z tęsknoty za swoim dzieckiem. Jej pragnęła pomóc w pierwszej kolejności – być może w przyszłości dzięki temu spotka swoją córkę tutaj, w Mieście Pomiędzy.

- W takim razie zapewne zrobisz z tej ćmy dobry użytek. Potrzebujesz jedynie czegoś, w czym mogłabyś ją ukryć. Kokon nie wytrzyma długo... Nie, gdy weźmiesz go ze sobą. Z drugiej strony trzeba czegoś, co nie będzie się rzucało w oczy. Cóż, to trudna sprawa.

- Może tutaj? – Klara uniosła wisior, który miała na szyi. Był on w kształcie serca i towarzyszył jej, odkąd została baletnicą. Jeszcze za życia marzyła o takiej ozdobie. – Nie jestem pewna, czy się zmieści.

- Cóż, to małe kokony, czyż nie? Musimy spróbować.

Klara otwarła wisior.

- W ostateczności – zadumał się starzec – być może moglibyśmy wymyślić coś innego. Lub mogłabyś tu jeszcze wrócić, ale obawiam się, że to zbyt wielkie ryzyko.

- Boję się ją zniszczyć – wyznała.

- Bądź ostrożna, lecz nie obawiaj się zanadto.

Najostrożniej jak potrafiła włożyła maleńki kokon do środka i zamknęła.

- Czas już na mnie – rzekł starzec, którego ledwo można było dojrzeć. – Zostawiłem gdzieś swoje notatki, dobrze byłoby je znaleźć. Tymczasem... och, prędko! Zapamiętaj sobie, że napój motyli to miód i woda zebrana, gdy Księżyc maleje, a bramy się otwierają.

W tym samym momencie zniknął, pozostawiając dziewczynę samą.

***

Musiała wracać prędko, jeśli nie chciała zostać złapana. Już i tak naraziła się Dianie i jej towarzyszom, nie chciała dodatkowo zaognić konfliktu.

Zbiegła po moście i już miała skierować się w stronę schodów, gdy usłyszała strzępy rozmów. Musiała się dowiedzieć, co tam się dzieje. Co prawda miała wracać, ale to było silniejsze od niej.

- To nasze zadanie, Diano, pomagać im! – usłyszała wzburzony ton Tristana.

- Nie takim, którzy wybrali konszachty ze złem.

- Diano... Dobrze wiesz, że to nie tak. Większość z nich nawet nie wiedziała, co podpisuje. A nawet jeżeli, mieli swoje powody, by to zrobić.

- Nie testuj mojej cierpliwości. Wystarczy, że ty tu jesteś. Nie pozwolę, by po raz kolejny Miasto Pomiędzy, mój dom, o który miałam dbać, zostało zniszczone!

Krzyk poniósł się po korytarzach, a Klara aż się wzdrygnęła.

- Nie mogę już wiele zrobić – syknęła Diana. – Wiedz jednak, że dopóki tu będziemy, będę miała na was oko.

- Proszę bardzo – odparł Tristan pozornie znudzonym tonem. – Zapewniam cię, że nic złego się nie stanie. Być może ktoś kiedyś popełnił błąd, zgadzam się. Jednak nie można patrzeć na każdą duszę, która przybywa tu... w mniej zwyczajny sposób, jak na wroga.

- Zobaczymy. Na razie się nas nie pozbędziesz, a możesz być przekonany, że dokładnie popytam w Mieście, jak tutaj jest, odkąd zszedłeś na dół. Rozważę też, czy nie zostawić w Cytadeli kogoś jeszcze, gdy Pałac zacznie znów się wznosić.

Klara zrozumiała, że musi natychmiast się ukryć, jeśli chce pozostać niezauważona. Dlatego wycofała się szybko i z przestrachem czekała, aż ucichną kroki gości. Gdy odeszli, wślizgnęła się prędko do komnaty.

- Tristanie – odezwała się cicho, widząc go opartego o parapet.

- Miałaś iść do Małgorzaty.

Powinna mu powiedzieć o rozmowie, jaką odbyła i otrzymanym darze. Tyle, że nie potrafiła. Ilekroć próbowała znaleźć odpowiednie słowa, te jej się wymykały. Nie dlatego, że został na nią rzucony urok. Gdyby bardzo jej zależało, byłaby to w stanie zrobić bez wahania. Powstrzymywały ją jednak obawy, że przez to wszystko ich problemy się pogłębią. Postanowiła na razie poczekać, przynajmniej z kwestią wciąż żywego kokonu. Kiedy Pałac znów znajdzie się wysoko wśród gwiazd, wtedy mu powie.

- Byłabyś u niej bezpieczna.

- Wiem. Ja... Nie mogłam. Martwiłam się o ciebie.

Proszę, wypowiedziała to na głos. Stało się. Teraz już za późno, by odwołać swoje słowa.

Uniósł głowę i popatrzył na nią.

- Niepotrzebnie. To nie pierwszy raz, gdy Diana chce postawić na swoim. Nie przejmuj się nią; nie może zrobić zbyt wiele, a na pewno nie zrobi ci krzywdy. Nie wolno jej, nawet gdyby chciała. Swoje obowiązki, mimo wszystko, traktuje poważnie – westchnął. – Choć zwykle widzi je nieco inaczej, niż ja. Przede wszystkim ja nie pozwolę jej zrobić nic głupiego. Chciałem jedynie złagodzić jej gniew i byś ty przeczekała go gdzie indziej.

- Ale jestem tutaj.

- Tak, jesteś – skinął głową. – Czy to odpowiedni moment na rozmowę?

Zawahała się. Musieli porozmawiać, to nie ulegało wątpliwości. W głębi duszy wciąż była na niego zła, mimo to...

- Tak.

- Przepraszam, że nie powiedziałem wszystkiego od razu – zaczął powoli. – Teraz wiem, że to był błąd.

- W takim razie powiedz mi teraz. Bez ukrywania czegokolwiek, Tristanie.

- Kiedyś otrzymałem od Śmierci pewien niezwykły podarunek.

- Ćmę – nie wytrzymała.

- Rzeczywiście – zmrużył oczy. – Skąd o tym wiesz?

- Ktoś mi pokazał.

- Kto taki?

- Nie uwierzysz – pokręciła głową. – Ktoś, kogo dawno nie powinno tu być.

- Ten, który wyznacza rytm nocy – szepnął, jakby sam do siebie, zerkając przez okno. – Czasem, mieszkając jeszcze w Pałacu, czułem jego obecność. Klaro, co właściwie stało się, nim tutaj weszłaś?

Opowiedziała mu o niemal wszystkim, pomijając kwestię żywego kokonu. Zbyt wcześnie, by dzielić się z nim tym problemem. Na razie po prostu przechowa ćmę. Poczeka na odpowiedni moment.

Tak sobie powtarzała, gdy urwała nagle i popatrzyła na niego w oczekiwaniu na reakcję.

- Miód i woda... - powtórzył w zamyśleniu. – Teraz rozumiem.

- Cóż takiego?

- Jest pewna legenda, która kiedyś była dla mnie zagadką. Mówi ona o wyprawie dwóch dziewcząt, o księżycu i tym, jak zdołały uciec niebezpieczeństwu. Są w niej pewne stare symbole i niedopowiedzenia. Tak, teraz już wiem, że musiało chodzić o tajemnicę wstępu do Miasta.

- Zatem gdyby nie ćma...

- Nie byłoby cię tutaj – dokończył. – Owszem.

- Żałujesz, że ją wykorzystałeś? Diana wydaje się bardzo zła z tego powodu.

- Śmierć miał powody, by mi ją dać – uciął. – I nie żałowałem ani przez moment.

- Teraz twoja kolej. Proszę, opowiedz mi, jak to było dokładnie.

Tristan wziął głęboki oddech i zaczął opowiadać.

Mówił i mówił, a z każdym kolejnym słowem Klarze było coraz dziwniej. Zdawała sobie sprawę z własnej śmierci i tego, co nastąpiło później, a jednak widzieć to jego oczami... To coś zupełnie innego. Poza tym nie lubiła do tego wracać i nade wszystko wciąż ciążyła jej zawarta z Kolekcjonerem umowa.

- Czy dalej jesteś na mnie zła? – spytał na koniec.

- Nie wiem – wyznała. – Być może trochę tak, bo wiele ryzykowałeś. Trudno mi sobie wyobrazić zniszczenie Miasta Pomiędzy. Jest tak wspaniałe! Na myśl, że raz trzeba je było już odbudować, jest mi niezmiernie przykro. Z drugiej strony nie wyobrażam sobie, by sprawy mogły potoczyć się inaczej. Te bale, one odbierały mi wszelką nadzieję. I właśnie dlatego chciałabym im pomóc.

- Wiesz, jak bardzo wiele zaryzykowalibyśmy, gdyby udało nam się odtworzyć to, czego dokonał Mędrzec?

Przymknęła na moment oczy.

- Tak.

- Uważam jednak, że duszom należy się odpoczynek. Odkąd zacząłem je przeprowadzać, zrozumiałem to jeszcze pełniej. I chciałbym je uwolnić.

- Czy to oznacza, że mi pomożesz?

- To trudna sytuacja – odparł poważnie. – Zapewne byłoby lepiej poczekać, aż Pałac się oddali. Natomiast możemy zająć się zebraniem wody. Księżyc zbliża się do pełni, niedługo zacznie go ubywać. W tym czasie możemy spokojnie się zastanowić.

- Dziękuję – ścisnęła jego dłoń, początkowo nieświadomie. Gdy zorientowała się, że go dotyka, nie puściła jednak ręki.

On w odpowiedzi na ten gest pogładził jej skórę kciukiem i uśmiechnął się do niej lekko.

To było dla niej zbyt wiele. Tak bardzo bała się, że tej nocy stanie się coś złego i go straci... Wciąż zresztą wisiało nad nimi – nawet dość dosłownie – widmo zguby. Była przekonana, że Diana zrobi co w jej mocy, by uprzykrzyć im życie.

- Tristanie – odezwała się, a jej głos zadrżał. – Gdyby nie ty, nie byłoby mnie tutaj.

- Moim zadaniem jest przeprowadzenie dusz – odparł, jakby to było coś zwyczajnego.

Na moment zamilkł, aż wreszcie dodał:

– Lecz jeśli zastanawiasz się, czy jesteś dla mnie jak inni, to nie, oczywiście, że nie.

Była to noc odwagi, noc, gdy gwiazdy świeciły wyjątkowo mocno pomimo bliskości Pałacu starającego się je przyćmić.

Noc, gdy niewypowiedziane słowa chciały za wszelką cenę się uwolnić.

- Początkowo cię nienawidziłam – wyznała. – Zjawiałeś się nieoczekiwanie, byłeś dla mnie uosobieniem śmierci. Kolekcjoner ostrzegł mnie przed tobą, choć jemu akurat wierzyć nie powinnam. Potrzebowałam jednak kogoś, kogo mogłabym się uczepić jak kotwicy. On tam był i nawet jeśli zdawałam sobie sprawę, że to jego wina, to po prostu... Ach, jakże trudno o tym mówić! Potem zaczęłam widzieć nieco więcej. Chciałeś, bym cię poznała, prawda? Bym mogła sama ocenić, jaki jesteś.

- Owszem – szepnął. – Byłaś też bardzo przestraszona.

- Byłam – potwierdziła. – I zmanipulowana. Nadal czuję do niego coś w rodzaju współczucia i cóż, gdybym mogła mu jakoś pomóc, zapewne bym to zrobiła. On też się bał, wtedy, podczas balu. Widziałam to.

Tristan słuchał jej w skupieniu.

- I chcę byś wiedział, że dałeś mi nadzieję. Chcę byś wiedział, że sam byłeś dla mnie jak jedna z ciem Mędrca. Znajdowałam się w ciemności. Tak długo, że nie sądziłam, bym mogła jeszcze ujrzeć światło. Już na pewno nie wtedy, gdy zdałam sobie w pełni sprawę z tego, że zostałam uwięziona. Chciałam się poddać, tam, gdy oni mnie otoczyli. Gdy teraz do tego wracam, nigdy nie czułam większego przerażenia. Oni karmili się moim strachem. Chciałam im na to pozwolić, przez krótką chwilę. Ale zjawiłeś się ty. Myślę, że prowadzisz mnie do światła, Tristanie. I nawet jeśli na koniec ma mnie czekać spalenie, to jestem na to gotowa. Ponieważ nigdy nie czułam się lepiej. Ponieważ teraz wiem, że wolę takie ryzyko, niż cokolwiek innego. A dzięki tobie to światło zajaśniało też we mnie.

Wówczas poczuła, że wilgotnieją jej oczy i przymknęła je.

- Proszę, nie płacz – poczuła jego palce na swojej twarzy, jak delikatnie ocierał jej łzy. Gdy to zrobił, ucałował ją w czoło. Sam miał drżący głos. – Nawet nie wiesz, ile te słowa dla mnie znaczą. Mogę ci tylko powiedzieć, że ja czuję to samo. Odkąd tu jesteś, gwiazdy świecą dla mnie jeszcze jaśniej. Zaczynam sądzić, że moja przyszłość może być jeszcze jasna, że nie pogrążyłem się jeszcze w mroku. Kocham cię, Klaro – powiedziawszy to, pocałował ją rozpaczliwie, ze świadomością, że nadchodzący świt znów wyrwie im wszystko z rąk.




______________________

Przede wszystkim jak zwykle dziękuję za Wasze gwiazdki i komentarze! <3

Sporo z Was czekało na nieco szczęścia dla bohaterów - tutaj jest tego odrobina, mam nadzieję, że podoba Wam się druga połowa rozdziału :D

Przy okazji przyznam, że kwestia tego, gdzie też Klara może schować tę ćmę, była dla mnie prawdopodobnie najbardziej problematyczna z całej książki. Zapewne w przyszłości coś tu się jeszcze zmieni - zobaczymy.

Jak zwykle mam też nadzieję, że Wam się podobało! Ci, którzy czekają na akcję i coś mocnego - już niedługo :D Już bardzo, bardzo niedługo - choć jest jeszcze jedna kwestia, która wymaga wyjaśnienia.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro