Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rozdział czterdziesty trzeci

Nagle kilka nieoczekiwanych rzeczy zdarzyło się niemal jednocześnie. Oto ktoś jeszcze dołączył do nich, jakaś kobieta o czarnych jak węgiel włosach i bystrym spojrzeniu, a jej pojawienie się zmieniło wszystko. Zawołała coś, a później spojrzała w ich kierunku.

Kolekcjoner, widząc ją, nagle jakby zupełnie stracił rozum. Wyrwał się Małgorzacie i rzucił w kierunku tamtej, nie bacząc na nic. Nie przejmował się ani Tym, Który Zabiera, ani szalejącym pożarem.

- Emma – powtarzał, brnąc w jej kierunku. Miał wrażenie, że powietrze stało się gęste jak syrop, a jego ruchy znacznie spowolniły.

- Nie! – krzyknęła Małgorzata, bowiem sama widziała coś zupełnie innego – to jedynie iluzja, nie prawdziwa dusza, a Dobrodziej naigrywał się ze swojego dawnego wspólnika.

Stary głupiec łapał powietrze myśląc, że to jego żona, zaś ten, który był za wszystko odpowiedzialny, śmiał się, wciąż nie dając spokoju Dianie. Na wpół przytomna kobieta ledwo żyła, niemalże pokonana przez własne przerażenie. Zaraz będzie po wszystkim, a Miasto upadnie.

Małgorzata nie mogła na to pozwolić, zatem i ona zrobiła coś, co nie było najlepszym rozwiązaniem. Bez dłuższego namysłu wbiegła na drogę. Nie miała pojęcia, co robić. W ręce miała tylko prowizoryczną broń, która na nic się na zda. Strach, jaki poczuła, w pierwszej chwili niemal ją obezwładnił.

Niewiele widziała przez wszechobecny dym. Osłoniła dłonią twarz. Wydawało się jej, że potworny wiatr próbuje strącić ją z drogi. Wierny pies był tuż przy niej, a czując to, pomyślała również o Helenie.

Dobrodziej ją zignorował. Kimże była ta nic niewarta dusza? Nikim istotnym. Przecież to niemożliwe, by zmieniła bieg wydarzeń. Zaraz zniknie, rozpłynie się lub oszaleje.

Nie, prawdziwym zagrożeniem był każdy, tylko nie ona.

Lecz Małgorzata coś dostrzegła. Coś, co niepokojąco lśniło na ziemi nagle pokrytej piaskiem nie z tego świata. Schyliła się, podnosząc odłamek szkła. Wypadł wcześniej z kieszeni Kolekcjonera i kobiecie przyszło do głowy, że to ważne. Ważniejsze niż cokolwiek innego, a ona musi zrobić wszystko, by ów przedmiot zdobyć. Chwyciła go ostrożnie i podniosła.

W tym samym momencie ktoś chwycił ją za rękę.

- Chodź – szepnął jakiś kobiecy głos, którego wcześniej nie słyszała i odciągnął ją na bok.

Nieznajoma spojrzała na nią z powagą.

- To się dzieje, prawda? To, o czym mówiła pani Diana.

- Hmm? – Małgorzata przyjrzała się szkiełku.

- Ostrzegała mnie. Mówiła mi, że ci, którzy przychodzą nieproszeni, sprowadzają ze sobą zło.

- Nie wiem o czym mówisz, ale jeśli jesteś kolejną, która oskarża o wszystko panienkę Klarę...

- Spójrz tylko – szept pełen strachu i złości rozległ się przy jej uchu. – Spójrz, do czego doprowadzono. Pani Diana zaraz zginie, a ja nie mam odwagi jej ratować, choć jest moją przyjaciółką. A ten człowiek? Kim on jest? Czy to jego wina? Mam wrażenie, że go znam... Choć nie potrafię sobie przypomnieć szczegółów, niestety.

Małgorzata zerknęła w tamtym kierunku, ale zanim zdążyła odpowiedzieć, coś innego przyciągnęło jej uwagę. To Pałac właśnie rozpadał się na kawałki.

Przechylił się najpierw w jedną, potem w drugą stronę, a z góry spadł ogromny Posąg i roztrzaskał się na drobne kawałki.

Tymczasem tam właśnie, w domu Przeprowadzających, źle się działo.

Klara i Tristan prędko znaleźli alkahest, lecz na tym skończyło się ich powodzenie.

Butelka odnaleziona, cóż więc trudnego? Wystarczyło wszak teraz... No właśnie. Bowiem odzyskanie alkahestu sprawiło, że Posąg zachwiał się, po czym runął w dół, a Klara w ostatniej chwili zdążyła złapać dłoń Tristana, nim sama podzieliła ten los.

- Co teraz? – pytała gorączkowo. Chodziło zarówno o to, co mieli zrobić, jak i duszę Pierwszego. Czy została uwolniona? A może w chwili upadku zniknęła i po tym, którego zwano Mędrcem, nie pozostało już nic? Tyle pytań pozostawało bez odpowiedzi, a nie było czasu, by się nad tym zastanawiać.

- Prędko – rzucił mężczyzna i znalazł się tuż przy Drugim trzymającym Lustro.

Lecz jeden Posąg pociągnął za sobą kolejne, ponieważ równowaga została zburzona. Hałas był nieopisany. Zupełnie, jakby waliło się ich tysiące na raz. Ziemia zaczęła się trząść.

- Uciekajmy – dziewczyna pociągnęła ukochanego w kierunku Cytadeli. Ułamek sekundy i nie zdążyliby, tak szybko postępował upadek wielkiego Pałacu z chmur.

Nie patrząc za siebie pobiegli w dół schodów.

- Zaczekaj – Tristan nagle się zatrzymał. – Jest... pewna rzecz.

- Co takiego?

- jeśli uda się uchronić Pomiędzy... - nie mówiąc nic więcej pobiegł tam, gdzie dawno i niedawno jednocześnie Klara poznała jego sekrety. Szarpnął klamkę i drzwi stanęły otworem, a Pamiętający przywitali ich swoim tańcem.

Tristan zawahał się w progu.

- Już czas – odezwał się dziwnym głosem. – Czas na to, by uporać się z przeszłością. Klara chwyciła go za rękę.

- Na parapecie stoi woda. Musi wystarczyć. Zdawało mi się, że zrobimy to inaczej – przełknął ślinę. – Na spokojnie. Pójdziemy na łąkę.

„Tyle, że łąkę zniszczyli jako pierwszą"

Klarę zabolało serce na tę myśl. Wróg wiedział, gdzie uderzyć. Tyle zniszczonych kwiatów, tyle niewykorzystanych szans i być może uwięzionych motyli.

Wspomnień.

Pozostawiało mieć nadzieję, że świat w Chmurach przyszykował dla nich lepszy los. Że znajdzie się rozwiązanie, jak poprzednio, a łąka znów się odrodzi.

Widziała zniszczenie już wcześniej, gdy tu trafiła, a potem przez okna. Pamiętała widok ognia.

Zagryzła zęby.

- Jesteś pewny? – spytała łagodnym tonem.

- Tak. Należało to zrobić już dawno. Tylko, że... jest ciężko, Klaro.

Ciężar wspomnień nie dawał mu oddechu. Być może gdy w końcu pozwoli motylom odlecieć, choć będzie to bolało, jego dusza zazna spokoju?

- Dlaczego teraz? – spytała przeczuwając, że kryje się za tym coś jeszcze.

- Gdybym... - wziął głęboki oddech. – Gdybym tu nie wrócił, to być może nasza ostatnia szansa.

- Nie – wyszeptała Klara. – Nawet tak nie mów.

- Są potrzebne pszczoły – kontynuował Tristan. – Diana jest ich strażniczką. Oby poszła po rozum do głowy i pomogła.

„Jeśli i ona przeżyje".

- Poza tym są tutaj Pamiętający niosący dobre wspomnienia. Być może okaże się, że ich uwolnienie przyniesie nam korzyści.

To mogło się udać.

Tristan stanął na środku pokoju. Jeden z motyli przysiadł mu na ramieniu.

- Nie żałuję już tego – rzekł spokojnie, najwyraźniej rozpoznawszy wspomnienie. Wiedział, że z innymi nie pójdzie tak łatwo. Jeden motyl to mało, niemal nic. Lecz gdy wyfrunął za okno, w dole coś się zadziało.

Motyla dostrzegła Małgorzata. Zmrużyła oczy, niepewna tego, co widzi. A jednak był tam.

- Heleno – szepnęła, nie wiedzieć czemu. A później nagle pobiegła w stronę swojego domu, który jako jeden z nielicznych jeszcze jakoś się trzymał, nieco na uboczu.

Za nią podążyła tamta nieznajoma. Wcześniej, po chwili wahania, przedstawiła się cicho jako Emma, lecz pokręciła przy tym głową, jakby nie do końca pewna własnego imienia.

- Jak dobrze, że zdarza mi się łamać zasady – powiedziała Małgorzata, stając przed ukrytą przed innymi grządką. – Robiłam to jeszcze za życia, robię i teraz.

Przykucnęła przed kwiatami.

Tak, to mogło się udać.

- Gdzie są inni? – spytała Emmę.

- Ja... nie jestem pewna.

- O, z całą pewnością wiesz – ścisnęła jej dłoń. – Musisz tylko sobie przypomnieć.

- Przypomnieć? Ja mało co pamiętam. Ale... rzeczywiście, coś widziałam. I mój syn, on tam został.

- Sprowadzisz ich? Nie wszystkich. Tych, co będą chcieli. Proszę.

Emma popatrzyła na nią niepewnie.

- Nie jestem przekonana. Coś może się stać. Coś bardzo złego.

- Nie wiem, kto cię tak straszył. Kto mówił ci, że nie dasz rady. Uwierz mi, że dasz. Emmo, to bardzo ważne. Proszę. Zrób to.

Kobieta rzuciła jej ostatnie spojrzenie, po czym odbiegła.

Małgorzata w tym czasie delikatnie dotknęła płatków i zaczęła opowiadać kwiatom swoje życie. Tak, jak robiła to już wiele razy. Tym razem skupiła się jednak na najlepszych, najpiękniejszych momentach, jakie przyszły jej do głowy.

Prawdopodobnie po wszystkim jej sekret wyjdzie na jaw. Nie powinna była sadzić kwiatów niemalże świętych dla świata Pomiędzy na własnej grządce. Ale jeśli miało to przynieść pożytek, dobrze wybrała. Z tą myślą poczuła się pewniejsza.

Czasem właściwe wybory oznaczały ryzyko.

***

Tristan zadrżał w obliczu tych wszystkich wspomnień, niedających mu spokoju już od bardzo, bardzo dawna. Ilekroć tu wchodził, przeszłość wkradała się do jego głowy i serca, oplatała jego duszę i ściskała żalem. Nie był w stanie wybaczyć sobie tego, co uważał za swoje winy. Tego, że zmarł jego brat, a najpierw tyle cierpiał, po tym jak zamieszkał u Kolekcjonera. Musiał się bać. Tak potwornie bać, otoczony przez wszystkie okropieństwa, jakie niosło ze sobą życie u boku tego szaleńca.

Tristan zacisnął powieki.

Brat umarł w jego ramionach.

On sam pomagał Kolekcjonerowi, nawet nieświadomie, w więzieniu kolejnych dusz.

Poza tym... Był przecież Pomiotem Śmierci, czyż nie? Szedł po dusze, dla których ziemska wędrówka dobiegła końca, lecz mimo to stał się zwiastunem ostateczności. Czuł na sobie ciężar spojrzeń tych wszystkich dusz. Większość rozpaczliwie chciała zostać, a on nie mógł im tego dać.

Zawiódł po raz kolejny.

Zawiódł, bo nie potrafił ochronić Miasta Pomiędzy, a takie przecież było jego zadanie. Gdyby Pałac dalej znajdował się w Chmurach, nie dałby rady zrobić nic. Wszystko już dawno by się skończyło.

Zorientował się, że mówi na głos, albo może to motyle powiedziały Klarze o wszystkim, tak czy siak usłyszał jej cichy głos pośród chaosu własnych myśli:

- To nieprawda. W takim wypadku Lustro nie zostałoby przebudzone, wiesz o tym.

- Znalazłby sposób – rzekł Tristan z żalem. – Znalazłby, a...

- Nie – stwierdziła kategorycznie Klara. – Nie myśl o tym. Chodźmy. To był zły pomysł.

- Wiesz – rzekł zamiast tego Tristan. – Może wcale nie.

Sięgnął po jednego z motyli, a ten obdarzył Klarę wizją.

Ujrzała znów samą siebie.

- Byłem później kilka razy na łące. Uznałem, że muszę się z nimi podzielić opowieściami o tobie. Są tutaj motyle niosące dobre wspomnienia. O dobru, miłości i innych rzeczach, którymi mnie obdarowałaś.

Dziewczyna uśmiechnęła się lekko i wspięła na palce, by pocałować go krótko pośród latających wokół motyli.

Nie mieli czasu na nic więcej, mimo to ów pocałunek znaczył naprawdę wiele. Gdy oderwali się od siebie, Tristan powiódł wzrokiem po komnacie.

- Zostawmy otwarte okno – powiedział, chwytając z parapetu butelkę z wodą.

Klara wiedziała, że to duży krok naprzód, choć do tej pory zdołali uwolnić tylko jednego Pamiętającego.

- Chodźmy.

***

Nadeszli. Niepewnie, przestraszeni i pełni wątpliwości. Nie wiedzieli, dlaczego ich tutaj wezwano, lecz chcieli pomóc. Miasto Pomiędzy potrzebowało jedności. Potrzebowało więcej chętnych do walki, nawet jeśli oni sami nie mieli pojęcia, jaki charakter ona przyjmie.

- Tutaj – Małgorzata uniosła głowę znad kwiatów i pomachała. Kilka motyli latało radośnie w pobliżu, czekając, jakby czuły, że mają jeszcze jedno zadanie do wykonania.

- Co robimy? – spytała jakaś dziewczynka.

- Musimy ocalić nasz tymczasowy dom. Dla nas i tych, co przyjdą później – wytłumaczyła prędko kobieta. – Kochani, wszyscy przeżyliśmy w życiu coś dobrego, jestem tego pewna. Większość z was regularnie chodziła na łąkę. Dziś proszę o to, byśmy się tym podzielili. Byśmy pamiętali, jak wielka siła drzemie w nas i pięknych rzeczach, jakie nas spotkały. Ludziach, których poznaliśmy.

***

Kolekcjoner nadal nie rozumiał, co też się dzieje. Przecież widział Emmę tak wyraźnie! Tymczasem ona wymykała mu się z rąk.

- Nie – jęknął, znów zagarniając dłońmi powietrze. Padł na kolana wpatrując się w ponury krajobraz. Przez moment nie mógł nic dojrzeć, po czym przed nim znów pojawiła się zmarła żona.

- Emmo – spróbował znów, lecz i tym razem bezskutecznie. – Emmo, Emmo, Emmo.

Tyle lat tkwiąc w iluzji Dobrodzieja wciąż nie potrafił jej rozpoznać.

Może zresztą wszystko było jedynie wymysłem jego znękanego umysłu?

Co, jeśli jego życie skończyło się wiele, wiele lat temu, gdy był jeszcze małym chłopcem?

Te myśli przyszły mu do głowy, gdy wreszcie pojął prawdę. Splunął i wstał, przecierając twarz.

- Nie ma jej tutaj – rzekł głośno. – Zostałem oszukany po raz kolejny.

Ale... Czy to możliwe? W słowach Klary wyczuł rzeczywiste zaskoczenie, wtedy, gdy rozpoznała kobietę na obrazie. Musiała ją tu widzieć. W takim razie istniała możliwość, że i jej pokazano coś, czego nie ma. Równie dobrze mogła spotkać też kogoś zupełnie innego...

Stary mężczyzna miotał się w otaczającym go chaosie.

Powoli widział coraz mniej i w pewnym momencie zdawało mu się, iż jest sam pośrodku niczego, jedynie on i wirująca wokół ziemia.

***

Ten moment prawdziwa Emma wybrała na swoje ujawnienie. Nie mogąc pozbyć się wrażenia, że zna tego dziwaka widzianego z oddali, wróciła w tamto miejsce.

Musiała też przecież pomóc pani Dianie, w końcu kobieta tyle dla niej zrobiła!

Tym razem zbliżyła się z drugiej strony i była tak blisko mężczyzny, że chwyciła go za rękę.

- Proszę pana?

On, ujrzawszy ją, zrobił wielkie oczy i cofnął się o kilka kroków.

- Nie – jęknął. – Nie zniosę już więcej. Niech to się skończy.

- Nie wiem, o czym pan mówi, ale...

- Emmo – Kolekcjoner spojrzał na nią z niedowierzaniem. – Czy to naprawdę ty?

Spojrzał na swoje ramię i zaciśnięte na nim jej palce. Czy iluzja byłaby w stanie to zrobić? Jego ciało przeszedł dreszcz.

- Nie wiem, kim pan jest – odpowiedziała Emma, na co on syknął, dostrzegając to w jej oczach. – Wydaje mi się, że pana znam, a jednak nie potrafię sobie przypomnieć.

Kolekcjoner krzyknął, ściągając na nich uwagę Dobrodzieja.

***

Diana była już u skraju. Ledwo oddychała. Nie miała nic, czego potrafiłaby się uczepić, a przynajmniej nie potrafiła tego odnaleźć. Mogła jedynie czekać, czy to na swój koniec, czy niespodziewane wybawienie.

- To twój koniec – szeptał Ten, Który Zabiera, napawając się chwilą. – Zaraz przestaniesz istnieć, jak cały ten świat. Później nie pozostanie nikt, kto mógłby o tobie opowiedzieć.

Wtem, gdy była już pewna śmierci, coś przykuło uwagę wroga.

Puścił ją gwałtownie i upadła na ziemię, krwawiąc z kilku ran.

Kaszlnęła i straciła równowagę zupełnie, lądując na boku. Kręciło jej się w głowie tak bardzo, a mimo to cieszyła się, że udręka wspomnień i wizji dobiegła końca. Nawet jeśli tylko na chwilę i zaraz wszystko zacznie się od nowa.

Zacisnęła dłoń na mieczu, lecz była zbyt zmęczona, by unieść rękę, nie mówiąc o ciężkiej broni.

Odwróciła się z trudem na plecy, na co świat znów zawirował. Jakby z oddali dobiegały ją przeróżne dźwięki i głosy nakładające się do siebie i trudne do zrozumienia.

„Oddychaj. Po prostu oddychaj, nie tak łatwo cię pokonać."

Nabrała z ogromnym trudem powietrza i wypuściła powoli przez usta.

„Dasz radę. Musisz."

Otworzyła oczy, patrząc niewidzącym wzrokiem w górę. Przez ułamek sekundy towarzyszyło jej złudzenie, jakby dziadkowie pochylali się nad nią. To ledwo majak, wywołany ostatnimi wydarzeniami, ale dał Dianie nieco siły.

Gdyby tu byli, nie pozwoliliby jej się poddać.

Kiedyś – być może – jeszcze ich zobaczy. Nie liczyła na zbyt wiele, skoro miała zamieszkać na wieki w Posągu. Mimo to...

Nie. To niemożliwe.

Spojrzała jeszcze raz. Czy to kolejny z fałszywych obrazów, jakie podsuwał własny umysł?

Pałac przecież jeszcze do niedawna wisiał nad Cytadelą w całej swej chwale, tymczasem teraz chwiał się i był jakiś inny, jakby powstała na nim rysa.

Naraz coś spadło na ziemię. Jeden z Posągów.

- Nie – szepnęła Diana, kaszląc. Krew popłynęła z ust, otarła je dłonią.

Podniosła się, bardzo powoli i niepewnie, podtrzymując tak niestałej ziemi pod sobą.



_____________________

Aaaa! To już prawie koniec! Został jeden rozdział i epilog - samej trudno mi w to uwierzyć.

Dziękuję Wam za wszystkie komentarze i gwiazdki, jak również za 7 tysięcy wyświetleń, jesteście niesamowici <3 <3 <3

Wszystkiego dobrego dla Was!


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro