Epilog
Małgorzata wraz z innymi duszami obserwowała wschód słońca nad światem Pomiędzy.
Nie zobaczą go już, pomyślała z ogromnym bólem serca i ponownie zalała się płaczem. Nie sądziła nigdy, że coś równie straszliwego może spotkać ją i tych, których kochała.
- Gdyby tak mógł ujrzeć pan to słońce, Tristanie – szepnęła i schyliła się, pomagając wstać jakiejś duszy.
***
Odbudowa Miasta Pomiędzy trwała bardzo, bardzo długo, a jego mieszkańcy mieli już nigdy nie zapomnieć o tej straszliwej tragedii.
Jeśli chodzi o dusze zaklęte przez Kolekcjonera, Małgorzata pracowała razem z Emmą nad stworzeniem ciem. Obawiały się obie, że im się nie uda – ostatecznie nie były Przeprowadzającymi, a tylko innymi, wolnymi duszami. Na całe szczęście pszczoły były zaznajomione z Emmą, jako że tamta towarzyszyła Dianie tak często, jak to było możliwe. Wpuściły ją między siebie i obdarowały miodem, a kobieta cieszyła się, że jest potrzebna.
Nadal nie pamiętała zbyt wiele.
Może i dobrze, zastanawiała się czasem. Tamten mężczyzna... On wydawał jej się tak znajomy! Czuła, że gdyby wróciła jej pamięć, tamta śmierć bardzo by zabolała, tymczasem ona wycofała się nieco w ostatnim czasie i skończywszy pomagać, zaszyła wraz z synem w jednym z odbudowanych domów, w pewnym oddaleniu od reszty.
Po jakimś czasie ćmy były gotowe i niedługo później ocalali Przeprowadzający, którzy przejęli obowiązki poległych i nie mieli zbyt wiele czasu (co wielu pomogło nieco wygłuszyć ponure myśli i żałobę), sprowadzili do Miasta nieco zagubione, choć jednocześnie niebywale szczęśliwe i wdzięczne dusze.
Zbierano się też licznie u Małgorzaty i dzielono wspomnieniami o tych, co odeszli. Ona sama mówiła głównie o tych, którzy stali się jej tak bliscy.
Klara i Tristan.
Ich dobre, dzielne serca i to, jak dzięki nim świat Pomiędzy wciąż istnieje.
I nie tylko to.
Przecież oboje składali się z tysięcy maleńkich rzeczy i jej celem było to, by zachować pamięć o nich.
Pamiętający wzlatywali ku górze i tam spoglądała kobieta, myśląc o nich.
- Nie mogli tak zupełnie zniknąć – powtarzała do stojącego obok psa. – To niemożliwe. Klara była duszą, a Tristan...
Próbowała wynajdywać powody, dla których nadal pozostawał cień nadziei. Bo przecież oni nie mogli zostawić jej samej. Nie mogli tak po prostu przestać istnieć, odejść w jakimkolwiek sensie.
- Coś tam widzę – wymamrotała do swojego kudłatego przyjaciela, podczas jednej z rozgwieżdżonych nocy.
To nie mógł być Pałac – ten runął zaraz po wszystkim i odtąd każdy Przeprowadzający mieszkał w Cytadeli. Nie marudzili zbyt dużo – okazało się że budowla wśród chmur nie była dla nikogo gościnnym domem, a najgorsze były milczące, wpatrzone w nich Posągi. Fragmenty tych ostatnich nadal leżały gdzieniegdzie, jako upiorne przypomnienie.
W takim razie cóż takiego?
Owego wieczoru zamknęła się u siebie i próbowała czytać książkę, lecz coś nie dawało jej spokoju.
Pogłaskała psa, po czym wstała i podeszła okna. Niby nic się nie zmieniło, a jednak... Usłyszała pukanie do drzwi.
- Kto to może być, piesku?
Po chwili wahania otworzyła i niemal przewróciła się z wrażenia, widząc, kto przyszedł. Lecz oni tam stali, trzymając się za ręce.
- Ależ... To niemożliwe! Czy to naprawdę wy?
- Wróciliśmy, Małgorzato – Klara ucałowała kobietę w policzeki przytuliła ją. – Wróciliśmy.
_____________
Teraz to już naprawdę koniec, w co sama dalej nie mogę uwierzyć.
W najbliższym czasie pojawia się jeszcze 2 opowiadania (warto byłoby wspomnieć, co też zadziało się z Klarą i Tristanem... choć może lepiej zostawić niedopowiedzenie? Co uważacie i jakie są Wasze teorie?)
Dajcie znać, co myślicie o te historii i samym zakończeniu <3 Mam nadzieję, że wybaczycie mi niektóre sceny!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro